Błonia

4.2K 190 30
                                    

5.30.
Wspaniale. 
Naprawdę się cieszę. Mogę pospacerować po Błoniach.
Z takim planem w głowie szybko przebrałam się z piżamy w czarne rurki i jasnoszarą koszule. Wychodząc z pokoju wzięłam jeszcze do ręki czarny, cienki płaszcz.
Delikatnie zamknęłam drzwi sypialni i cichutko zeszłam do pokoju wspólnego. Ktoś spał na kanapie.
Po podejściu bliżej rozpoznałam Goyle'a, po czym odetchnęłam z ulgą. I wyszłam z salonu ślizgonów.

Na Błoniach było przepięknie. Kolorowe już liście tańczyły wokół mnie niesione przez ciepły, jesienny wiatr.
Wszędzie unosiła się mgła,  która nadawała całemu krajobrazowi tajemniczego uroku.
Popatrzyła na srebrny zegarek,  który zawsze nosiłam, ponieważ był to prezent od mojego ojca. Dostałam go cztery lata temu. Wskazywał 7.20.
Odwróciłam się w stronę zamku i powoli z niechęcią ruszyłam do sypialni.
Tak bardzo chciałabym tu zostać i gdyby nie mój ojciec, nie chodziłabym na lekcje w tak piękne dni, jak dziś.

Na szczęście dziewczyny jeszcze spały,  więc przebrałam się w szatę i poszłam do salonu.
Goyle'a już nie było, ale to dla mnie lepiej. Usiadłam na kanapie i ściągając z niej zieloną narzutę,  przykryłam się nią.
Popatrzyłam na ogień. Taki piękny odcień jaskrawych barw wijących się wokół prawie czarnych popiołów drewna.

Nagle usłyszałam głos Zabiniego zza moich pleców.
-Idziemy na śniadanie?
Popatrzyłam na zegar. 8.10.
Siedzialam tutaj prawie godzinę,  a czułam się, jakby to było 10 minut.
Nie odwracając się do niego, ściągnęłam z siebie koc i powiedziałam z delikanym uśmiechem nadal patrząc w ogień.
-Jasne, chodź.

Po śniadaniu miałam eliksiry.
Dwie godziny pod rząd.
I to jeszcze z Gryfonami!
Marzenie.
Zabrałam z sypialni torbę z książkami,  piórem i fiolkami.
Z niechęcią ruszyłam pod klasę, jednak spojrzałam na zegarek i ujrzałam 9.01.
Zaczęłam biec, a gdy byłam już pod klasą, zobaczyłam zamykające się drzwi.
Jeszcze bardziej przyspieszyłam,  jednak wpadłam do klasy 2 minuty po rozpoczęciu lekcji.
Ojciec udał, że mnie nie widzi.
Nie zrobił tego ze względu na mnie. Postąpiłby tak z każdym Ślizgonem.
Popatrzyłam na klasę. Jedyne wolne miejsca były w ławce, przy której siedział Blaise i Draco. Miałam jeszcze do wyboru Longhbottoma siedzącego wraz z Seamusen.
Mój wybór był oczywisty. Ruszyłam w stronę znajomych Ślizgonów. Po drodze minęłam ławkę, przy której siedział Ros.
Uśmiechnął się delikatnie gdy mnie zobaczył i puścił mi oczko, a ja w odpowiedzi szturchnęłam go przyjacielsko w ramię.
Stanęłam przy stole obok Draco, a on nachylił się do mnie.
-Nie ładnie się spóźniać -uśmiechnął się szydersko.
-A ty jesteś święty?
-Nie, nie jestem.
Na chwilę zapanowała cisza.
-Ale ja nie chodzę w nocy na Błonia.
Popatrzyłam na niego z opanowaniem, jednak on nadal się uśmiechał.
-Ja także nie -popatrzyłam mu w oczy.
-Oczywiście - uśmiechnął się kpiąco.
-Nie wydaj mnie - powiedziałam lekko błagalnym głosem.
-Za co?
-Za satysfakcję, że choć raz zachowywałeś się solidarnie wobec kogoś z twojego domu - uśmiechnęłam się przesadnie słodko.
-Niech ci będzie - odparł i popatrzył na mojego ojca, który przez ten cały czas prowadził lekcje.
Niech Ci będzie? Ja tu byłam gotowa na dalszy ciąg tej sprzeczki. Miałam już w głowie tyle pomysłów na odpowiedzi,  a on po prostu Niech będzie?
Może ktoś wypił eliksir wielosokowy i teraz wygląda jak Malfoy,  ale w takim razie gdzie jest prawdziwy Draco?
Na szczęście ojciec o nic mnie nie pytał i dzięki temu te dwie godziny minęły naprawdę szybko.

Po wyjściu z sali postanowiłam poszukać Mesiny.
-Astia! - wykrzyknął ktoś za mną.
Odwróciłam się i ujrzałam mojego przyjaciela Rosa. Uśmiechnął się gdy spojrzałam ma niego.
-Idziesz ze mną do Mesiny?
-Jasne - jego oczy błysnęły gdy usłyszał imię dziewczyny. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy zobaczyłam jego reakcję.
-Mogę cię o coś zapytać i nie dostać Cruciatusem?
-Może - zmrużyłam oczy.
-Czy ta fretka może cię zostawić w spokoju? -Przewróciłam oczami. Patrzył się na ciebie przez całe eliksir!  - dodał szybko, ale gdy zobaczył moje mordercze spojrzenie zrobił zakłopotaną minę.
-Znaczy,  tak przypuszczam.
Westchnęłam i na szczęście na schodach ujrzałam Mesinę,  jednak nie samą. Natychmiast przykryłam swoją zimną dłonią usta Rosa. Chłopak zrozumiał o co mi chodzi i póki wal głową.
Wyjrzałam zza ściany na Krukonkę. Siedziała na schodach wtulona w klatkę piersiową... Rosa?!
Odwróciłam się do przyjaciela, ale ten stał wciąż za mną.
Eliksir wielosokowy.
Jestem tylko ciekawa, kto był aż tak zdesperowany. Wyszłam zza rogu i pociągnęłam za sobą Rosa, który był jednocześnie zły, smutny i zdziwiony.
Stanęliśmy przed przyjaciółką,  a "Ros" popatrzył na mnie i Gryfona z przerażeniem.
Mesina szybko wstała, a ja podeszłam do kłamcy i wyjęłam z jego kieszeni fiolkę.
-Co to jest? - zapytałam patrząc na niego zimnym wzrokiem.
-Eliksir dla Snape'a. 
-Wspaniale.  Jaki?
-ee...
Podałam prawdziwemu Rosowi buteleczkę i wyjęłam swoją różdżkę.
-Accio eliksir wielosokowy!
Fiolka natychmiast znalazła się w mojej dłoni. Wszyscy patrzyli na niego z wściekłością. Tylko moja twarz wyrażała obojętność.
Po chwili "Ros" zaczął zmieniać się i naszym oczom ukazał się...
PERCY WEASLEY!

☆★☆★

Cześć!
Ten rozdział jest najdłuższy 780 słów.
Oczywiście opinie zostawcie w komentarzu ;-)

Liars |Draco Malfoy|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz