Prolog

668 75 14
                                    

  Nie czuł nic. Stał się maszyną. Idealną maszyną, którą od dawna pragnął pozostać. Jego umysł ostatnimi siłami próbował się bronić, chcąc przezwyciężyć ten śmiercionośny proces, który już i tak zdążył zakiełkować, nie mając najmniejszego zamiaru się zatrzymać. To tylko kwestia czasu nim jego organizm zrezygnuje z walki. Czy był tym przejęty? Nie, bo czekał na to. Od tak dawna na to czekał.

— Widzisz? — usłyszał głos nad sobą. — To wszystko jest dobre... — poczuł zimne palce na swoim policzku, przez co lekko się wzdrygnął. — To ze mną czujesz się jak najbardziej żywy...

Z wysiłkiem otworzył drążące powieki i załzawionym wzrokiem spojrzał na twarz Johna, wykrzywioną w szatańskim uśmiechu. Chciał mu coś powiedzieć. Przynajmniej ten ostatni raz, póki ma jeszcze okazję.

— Ciii... Nie wysilaj się — blondyn przyłożył mu palec do ust, widząc, że miał zamiar je otworzyć. Następnie odgarnął z należytą delikatnością mokre od potu loki, które przykleiły się do jego czoła.

— Po prostu odpuść, Sherlock — dopowiedział, delektując się jego osłabionym widokiem i brakiem sił na jakiekolwiek protesty. — Rozkoszuj się tym stanem. W końcu nie zostało ci zbyt wiele czasu. Sam jesteś zresztą tego świadomy, prawda? — uśmiechnął się jeszcze szerzej, dostrzegając pojawiające się drgawki na jego ciele.

Po krótkim zastanowieniu przybliżył swą twarz ku niemu, by zmniejszyć dzielącą ich odległość.

— Nie masz pojęcia jak od dawna na ciebie czekałem... — John zapatrzył się w jego oczy, których on próbował nieugięcie nie zamykać.

Blondyn mógł jeszcze dostrzec tę malutką chęć życia ze strony Sherlocka, która starała się wyjść za wszelką cenę spod szpon śmierci. Jednak było już za późno. Zdecydowanie za późno. Oboje doskonale o tym wiedzieli.

— Zawsze udawało ci się ode mnie uciec... — kontynuował, a z każdym wymawianym przez niego słowem, oddech detektywa stawał się coraz wolniejszy oraz płytszy. — Jednak teraz...— John przybliżył swoje usta do jego ucha. — Ta chwila nareszcie nadeszła... - wyszeptał mu z zadowoleniem.

Sherlock nawet nie słyszał już, co mężczyzna do niego mówi. Czuł jak z każdą mijającą sekundą, traci powoli kontakt z otaczającą go rzeczywistością, powodując, że obraz przed jego oczami stawał się coraz bardziej rozmazany.

W jednej króciutkiej chwili wszystko stało się dla niego zbyt odległe, jakby już jego dusza zaczynała opuszczać ciało, z którym musiał się męczyć przez całe swoje dotychczasowe życie. Słabe, kruche, nic nieznaczące ciało, jakie będzie leżeć w salonie, dopóki pani Hudson tutaj nie wejdzie i swoim krzykiem nie zaalarmuje sąsiadów o tragedii.

Tragedii? Czy jego śmierć można nazwać tragedią? Niekoniecznie. Dla większości ludzi jego śmierć zostanie przyjęta z ulgą, bo wreszcie pozbyli się kogoś takiego jak on — jeżeli nie nawet dla całej Wielkiej Brytanii.

To zaskakujące jak każdy w obliczu śmierci próbuje za wszelką cenę jej uniknąć, głównie z powodu towarzyszącego strachu. W istocie jest to stracona pozycja. Trzeba wziąć pod uwagę, że strach paraliżuje i sprawia, że ludzie stają się za bardzo ostrożni w swoich decyzjach. A im dłużej człowiek nad nim się skupia, tym istnieje większa szansa, że może popełnić błąd, prowadzący go do ruiny. On takiego nie popełnił. Sam wybrał śmierć i była to najlepsza decyzja, na jaką mógł się w ostatnim czasie zdecydować.

Jak za mgłą do jego uszu doszły jeszcze donośne głosy ludzi. Zdawało mu się, że jeden z nich wymawia jego imię, ale nie był do końca tego pewny. Nie przywiązywał już do tego większej wagi. W chwili, gdy jego ciało się całkowicie rozluźniło, zamknął oczy i wypuścił z siebie ostatnie tchnienie.  

The Losing Side | Sherlock PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz