II

358 49 22
                                    

— Nie.

— Ale nawet nie wiesz, co chce... — nie dokończył, ponieważ przerwał mu nagły, skrzypiący dźwięk wydobyty spod smyczka bruneta, który rozszedł się po całym salonie. W tej samej chwili detektyw wstał ze swojego fotela i podszedł w stronę okna, równocześnie dając mu do zrozumienia, że rozmowę uznaje za zamkniętą i jedyną rzeczą, którą może w tej chwili zrobić, to opuścić jego mieszkanie.

Sherlock oparł skrzypce o swoje ramię, przycisnął je następnie podbródkiem, po czym przeprowadził ponownie smyczek po strunach, tym razem mniej zgrzytliwie niż poprzednio. Swój nieobecny wzrok wbił w mało zatłoczoną ulicę na Baker Street, zaczynając bezmyślnie grać melancholijną melodię, która od czasu do czasu stawała się coraz bardziej żywiołowa.

Lestrade westchnął cicho. Mógł się spodziewać, że tak będzie. Od samego początku nie miał zamiaru tutaj przychodzić, bo doskonale wiedział, że jakakolwiek chęć pomocy z jego strony przyniesie i tak odwrotny skutek. Zresztą, w okresach takich jak ten, Sherlock stawał się jeszcze bardziej nieznośny i irytujący niż zazwyczaj, co powodowało, że miał ogromną ochotę go uderzyć albo w najgorszym przypadku, miał chęć go zamordować, nie zważając na konsekwencje tego czynu. Koniec końców nauczył się jednak tolerować większość humorów bruneta, co oczywiście nie oznaczało, że całkowicie wyzbył się swoich czarnych myśli, kiedy po raz kolejny brunet doprowadzał go do ostateczności. Po prostu tego po sobie nie pokazywał.

Tymczasem aktualna sytuacja była o tyle trudna, że naprawdę nie wiedział, jak ma dojść do detektywa, który stał się bardziej małomówny i w dodatku, nie dopuszczał do siebie żadnej osoby, chcącą mu zaoferować pomoc. Przecież każdy człowiek w chwili tragedii potrzebuje jak największego wsparcia od innych osób, aby przeżyć jedne z najgorszych chwil w swoim życiu. To jest naturalna kolej rzeczy, tyle że wszyscy z otoczenia detektywa od samego początku popełniają jeden kategoryczny błąd. Sherlock nie jest każdym. Obecnie rozumiał to tylko on, a człowiek, od którego wymagałoby się, że zna mężczyznę lepiej niż ktokolwiek inny sam popiera pomysł, by na siłę wspomagać Sherlocka i pchać się butami w jego życie. Czy tylko on uważa, że to jest nie w porządku?

Nieświadomie zacisnął palce na pliku dokumentów. Miał ochotę stąd wyjść, aby pójść do biura Mycrofta, chcąc w końcu przemówić mu do rozumu, że jego metody są bezcelowe. Chociaż, mimo wszystko, wiedział, że jego słowa na nic się zdadzą, bo starszy z Holmesów zacznie używać wobec niego umiejętności przekonywania do swoich własnych racji. Nawet jeśli nie byłyby one w stu procentach właściwe.

Instynktownie przeniósł wzrok na Sherlocka, który dalej był odwrócony do niego plecami, celowo nie zwracając na niego najmniejszej uwagi.

Przez dłuższy moment wpatrywał się w tył głowy bruneta, jakby bił się z własnymi myślami nad tym, co ma dokładnie mu powiedzieć. Zdawał sobie sprawę, że to będzie go kosztować szarpnięciem nerwów, ale to nie byłby pierwszy i ostatni raz, kiedy tak się stanie przez jednego z Holmesów.

Nabrał głęboko powietrza do płuc, a następnie wstał z fotela i nie obchodząc go, że detektyw dalej gra na skrzypcach, podniósł głos, który był bardziej stanowczy niż poprzednio.

— Posłuchaj mnie teraz uważnie, Sherlock... Doskonale rozumiem, że teraz przechodzisz przez swój własny rodzaj żałoby po śmierci Johna — ostatnie słowa powiedział z lekko wyczuwalnym drżeniem w swoim głosie, lecz szybko się opamiętał. — Ale czy do jasnej cholery nie możesz pojąć, że chcemy ci pomóc?! — wpatrzył się zaciekle w tył głowy Sherlocka, będąc przygotowanym na każdy złośliwy komentarz rzucony w jego stronę.

Mężczyzna przerwał w tym samym momencie grać, obracając się twarzą do inspektora, aby wskazać smyczkiem na trzymany w ręku Grega plik dokumentów.

The Losing Side | Sherlock PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz