VIII

97 10 8
                                    

— Spójrz! Spójrz, do jasnej cholery, na niego!

Zaraz po tym zasmakował bezlitosnego uchwytu na karku, żeby przymusić jego kręgosłup do ugięcia się. Nie stawiał oporu. Wiedział, że w bieżącej chwili nie pozostało mu nic innego, tylko bezsłownie przyzwolić temu działaniu, który owładnięty był nadmiernym emocjom.

Chwilę później ucisk zelżał, dzięki stosownej interwencji inspektora Lestrade'a, który podjął próbę przemówienia mężczyźnie do rozsądku. Na próżno jego starania. Od pierwszej chwili, gdy mężczyzna wkroczył do sali, było zrozumiałe, że zwykłe słowa nie wystarczą, aby go poskromić. 

— Jakim prawem masz czelność trzymać jego stronę?! Sam utrzymywałeś, że tamtemu sukinsynowi należy się najsurowszy wymiar kary!

 — Mówiłem, ale nie miałem na myśli poddawaniu go karze śmierci! Jezu...  

Greg odsunął się od niego i przejechał dłońmi po twarzy. Sprawiał wrażenie pokonanego i mającego dość obecnych dni, które poddawały go bezustannym torturom. Jak zresztą ich wszystkich, bez wyjątku.

— Ile spałeś?

Po twarzy niższego mężczyzny pojawiło się coś na wzór rozdrażnienia.

— Nie twoja sprawa  — odburknął, lecz to nie zdeprymowało Lestrade'a, który nie zamierzał poddać się tak łatwo.

— Jak najbardziej moja, bo, jeżeli dalej nie zauważyłeś, siedzimy w tym wspólnie, dlatego nie pozwolę, abyś i ty...

— Co też? — spytał prowokacyjnie i wbił w niego ostre spojrzenie, by wywrzeć na Gregu dokończenie swego wywodu. — Na co nie pozwolisz? Żebym, nie daj Boże, przemienił się w pieprzone warzywo? Tym chciałeś się ze mną podzielić? — nie przejął się, że mówiąc wprost, powoduje, że u Lestrade'a odmalowuje się głębsze strapienie.

Napiętą sytuację uratowało zbawiennie otwarcie drzwi, z których wyłoniła się śniada kobieca twarz przyprószona kędzierzawymi włosami, a za nią dwóch mundurowych. Donovan obrzuciła wyczulonym spojrzeniem pozostałych mężczyzn, zanim zwróciła się do inspektora.

— Są wszczęte przygotowania do przewiezienia więźnia. Chce pan...

— Nie — odpowiedział natychmiast, wiedząc dokładnie, jakie miał usłyszeć pytanie. Nie zależało mu na wtórnym ujrzeniu tego człowieka, choć na miano człowieka w żadnym razie nie zasługiwał. 

Kobieta kiwnęła w zrozumieniu głową. Przymierzała się do zamknięcia za sobą drzwi, lecz powstrzymał ją powściągliwy ton głosu starszego Holmesa.

— Jeśli łaska, możecie panowie wyprowadzić stąd doktora Watsona. Zbyt często przesiaduje w szpitalu, a potrzebuje niezwłocznego odpoczynku. 

Policjanci zerknęli po sobie z konsternacją, lecz dopiero dyskretne skinięcie Lestrade'a sprawiło, że podjęli się wypełnienia polecenia. Nie obyło się to bez napadu wściekłości ze strony blondyna, który bez zahamowań wykrzykiwał bluźnierstwa w kierunku wysokiego mężczyzny, jednak ten pozostał tak samo niewzruszony. A to jeszcze mocniej go rozsierdzało. John starał się jak najdłużej pozostać w sali, wyszarpując się funkcjonariuszom, jednakże sam fakt, że było ich dwóch oraz w odróżnieniu od niego, byli w pełni wypoczęci, stawiało ich to na wygranej pozycji.

Mijający go personel szpitalny patrzył na niego godnym potępienia wzrokiem, który to mieszał się z ciekawskimi spojrzeniami pacjentów. Nie dbał o to, że poprzez swe mizerne próby stawiania się policjantom, przypina sobie okazałą łatkę kogoś, kogo nie należy wpuszczać na teren szpitalny. Wystarczy jednak, że pracownicy powrócą do rutynowych zajęć, w jakich zanurzą się bez umiaru, przez co wszystko się ustabilizuje, a on będzie mógł tu wrócić. 

The Losing Side | Sherlock PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz