Śmierć

182 15 7
                                    



Kolejne dni mijały Takanoriemu rutynowo. Rano wstawał, jadł z ojcem śniadanie. Szedł na zakupy sam. A potem jechał z nim do szpitala. Czuwał kilka godzin nad łóżkiem matki. Potem jechał na spotkanie z Akirą i resztą. Te kilka chwil spędzonych z nimi były prawdziwą osłodą dla niego. Chodź na parę minut uśmiechnął się i zapominał o problemach. Miał w nich prawdziwe wsparcie.

Ten dzień był jednak inny. Nie obudziło go słońce, lecz okropny deszcz. Obudził się znacznie później niż zwykle. Zakupy były już zrobione, ojca w domu nie było. Został sam. Przez chwilę myślał, że to tylko sen i zaraz się zbudzi ponownie. To nie był sen. Poszedł do łazienki wziąć szybką kąpiel. Ubrał się i zszedł na dół do kuchni. Zrobił sobie mocną kawę. Upijał małe łyki starając się nie myśleć o najgorszym. Co chwila spoglądał na telefon w oczekiwaniu na wiadomość od Akiry. Nic nie było. Takanori przeczuwał, że ten dzień coś zmieni. Cały czas ogarniało go dziwne przeczucie osamotnienia. Czuł się nieswojo i obco. Te uczucia wprawiały go w zakłopotanie i zdenerwowanie. Nie mogąc tego dłużej znieść, zjadł szybko śniadanie składające się z paru ciastek, wypił ostatni łyk kawy, ubrał czarną skórę i wyszedł w kierunku przystanku. Wsiadł w autobus i pojechał w stronę szpitala.

Wlókł się korytarzem powoli, jakby był zahipnotyzowany. Ten dzień był zdecydowanie inny i dziwny. Wszedł do sali i sparaliżowało go. Otworzył szeroko usta, lecz nic nie powiedział.

W środku zastał matkę, ojca i... Akirę.

- Akira, co ty tu robisz?! – wykrzyknął zszokowany Takanori.

- Akurat rozmawialiśmy... - powiedział cicho basista i spojrzał poważnie na czarnowłosego.

- Ale...

Takanori przeraził się. Modlił się w duszy, aby jego rodzice nie poznali prawdy o nim i o Akirze.

- Usiądź, proszę. – Ojciec mężczyzny wskazał mu miejsce na krześle obok siebie.

Wokalista wypełnił polecenie i oblał się rumieńcem.

- A więc... Już wiedzą? – zapytał się.

- Tak, już wiedzą. – uśmiechnął się Akira.

Takanori był zdenerwowany. To co zrobił basista wyprowadziło go z równowagi.

- Nie bądź na mnie zły. Chciałem spotkać się z twoją mamą, ale był tu również twój ojciec... Rozmowa jakoś się potoczyła w tym kierunku...

- Mogłeś chociaż poczekać i zapytać się mnie co o tym sądzę! – Takanori podniósł głos.

- Takanori, uspokój się. Nic się przecież nie stało. – powiedział staruszek i złapał go za ramię. – Wszystko jest w porządku. Cieszę się, że masz tak odpowiedzialnego i kochającego mężczyznę.

Czarnowłosy poczuł ulgę, lecz był zdziwiony. Nie spodziewał się takiej reakcji. Nawet nie myślał, że będzie tak spokojna.

- Jeśli myślałeś, że cię znienawidzę przez taką sprawę, to grubo się pomyliłeś. Jesteś moim synem, którego kocham i zależy mi na twoim szczęściu.

- Ale... Myślałem, że... nie zaakceptujecie mnie. – rzekł cicho Takanori a Akira objął go ramieniem.

- Akceptujemy cię takiego jaki jesteś, kochanie. – Kobieta powiedziała i jęknęła lekko z bólu.

Czarnowłosy uśmiechnął się szeroko. Jedyne co potrzebne było mu do pełni szczęścia to nagły cud w postaci uzdrowienia matki, która coraz bardziej cierpiała. Nie mógł patrzeć, jak jej ciało mizernieje z godziny na godzinę. Stawała się coraz bardziej chuda i blada. Miała podkrążone oczy i spoglądała na każdego zmęczonym wzorkiem. Coraz bardziej przypominała żywego trupa.

Nie jesteś samOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz