Rozdział 6

599 35 6
                                    


Dean's POV

- Wszystko z nią okay ? - zapytałem , gdy Sam wyszedł z sypialni Jules.

- Zasnęła zaraz po tym jak ... Chyba niepotrzebnie rozmawiałem z nią o gwiazdach ...

- Och ... Czyli zjechaliście na temat o aniołach.

- Tak. - Sam odchrząknął cicho. - Jeśli masz taką potrzebę to możesz do niej zajrzeć.

Skinąłem głową i podszedłem do drzwi. Moja ręka zawisła w powietrzu, jednak po krótkiej chwili wahania złapałem za klamkę.

Zapaliłem malutką lampkę leżącą na stoliku nocnym i usiadłem na brzegu łóżka. Jules spała na plecach , a jej ręka spoczywała nad głową.

- Sprawy się trochę spieprzyły. - mruknąłem, wpatrując się w jej spokojny wyraz twarzy.

Szczerze mówiąc nigdy nie pozbierałem się po naszym rozstaniu. Ba, to nawet nie było rozstanie. Najzwyczajniej w świecie ją zostawiłem. Nie mogłem sobie tego wybaczyć. Kiedy Sam powiedział, że Jules jest w niebezpieczeństwie bez wahania wsiadłem w samochód w środku nocy. Znaliśmy się prawie od małego. Nasi ojcowie pracowali razem... W sumie jej tata nikomu nie powiedział, że jest łowcą. Kiedy Jules się o tym dowiedziała, od razu chciała zostać jedną z nas. Nie czekała na pozwolenie ojca tylko sama zaczęła wyszukiwać informacje o potworach. Niestety robota paliła się w rękach, więc to ja musiałem nauczyć ją posługiwać się bronią. Była wtedy bardzo zdeterminowana i silna. I taka już została.

Westchnąłem cicho i pokręciłem głową jakby to pomogło mi uciec od wspomnień.

Delikatnie przejechałem dłonią wzdłuż jej policzka , a następnie musnąłem kciukiem zaróżowione usta.

-Może byłoby nam łatwiej w innym życiu. - wyszeptałem i złożyłem pocałunek na jej czole.

Przykryłem ją szczelniej kocem i wyszedłem z pokoju.

-Masz coś ? - zapytałem Sama.

Chwyciłem swoją szklankę whisky i usiadłem na kanapie. Upiłem łyk alkoholu , a następnie złapałem w dłoń kartkę wypełnioną małą czcionką pisma.

- Na tych dwóch pergaminach na pewno są różne rodzaje pisma. Sądząc po serduszkach , w których jest literka "J" , stwierdzam, że ten napisał Matt. - prychnąłem cicho , widząc rysunki na bokach kartki. - Zapisany jest tam eliksir miłości , czyli amortencja. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że przepis pochodzi ze strony HogwartsisReal.

- Biedny Matty nie czytał książek. - zaśmiałem się.

- Jednak druga kartka jest bardziej interesująca. Spójrz. - chłopak podstawił mi pod nos zżółkły papier. - Są tu zaklęcia runiczne, niestety bez objaśnień.

- "Szczególnie polecam ostatnie zaklęcie, zaufany przyjaciel od A.Z.P." - przeczytałem na głos ostatnie zdanie. - Co do cholery oznacza A.Z.P. ? 

-Nie mam zielonego pojęcia, Dean. - chłopak przetarł oczy dłonią. - Może Jules będzie wiedziała ... Jak na razie będę szukać objaśnień tych run...

- Ja to zrobię. - przerwałem mu. - Prześpij się trochę. Ostatnio w nocy oczy ci się nie zamykają.

- Dzięki. - Sam uśmiechnął się lekko i poklepał mnie po plecach.

Zabrałem laptopa i usiadłem przy kuchennej wyspie. Dolałem sobie whisky i zabrałem się do pracy.


Jules POV

Przewróciłam się na drugą stronę łóżka i powoli otworzyłam oczy. Wzięłam głęboki wdech i wstałam. Rozejrzałam się za szlafrokiem, a kiedy znalazłam go w rogu pokoju , zarzuciłam materiał na ramiona. Przebiłam się przez bałagan, który zrobiłam w nocy i wyszłam z sypialni.

- Dzień dobry.

- Dobry...- wymruczałam nie wiedząc komu i z prawie zamkniętymi oczami podeszłam do szafki kuchennej.

- Spokojnie księżniczko, już zrobiłem dla ciebie gorącą kawę.

Odwróciłam się w stronę kanapy i ujrzałam Deana. Chłopak podszedł bliżej i postawił kubek na wyspie.

-Och... Dzięki. - wyjąkałam  i spojrzałam w bok. - Gdzie jest Sam?

- Poszedł po zakupy. W twojej lodówce świeci się tylko żarówka. - zaśmiał się.

- Chyba ... My .... Chyba musimy porozmawiać.

- Tak, chyba musimy ... - jego twarz spoważniała.

- Przepraszam. - wypaliłam i spojrzałam w zielone oczy chłopaka. - To dla mnie za dużo. Ostatnio zbyt często rozmyślam o przeszłości. Wiesz ... śmierć ojca , moje pierwsze supernaturalne zlecenie , poznanie ciebie i Sama ...

- A może to wcale nie o to chodzi. Może ... tęsknisz za czymś. - Dean zaczął powoli do mnie podchodzić. - Na przykład za obecnością drugiej osoby?

Stałam twarzą w twarz z chłopakiem , który przejrzał mnie na wylot. Nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa, tylko stałam cała sparaliżowana. Jego oczy intensywnie wpatrywały się w moje usta, a ja obawiałam się, że posunie się do czegoś więcej niż tylko patrzenie.

- Za złączonymi dłońmi ? - ciągnął dalej.

Poczułam jak palce chłopaka dotykają wierzchu mojej dłoni, a następnie splatają nasze ręce. Zniżył głowę tak, aby mógł szturchnąć nosem moją szyje. Nagle moje serce przyśpieszyło, a dłonią mocno ścisnęłam rękę chłopaka kiedy poczułam jego usta. Zaczął składać pocałunki wzdłuż mojej szyi i szczęki.

- Dean ... - mruknęłam.

Winchester ujął moją twarz w dłonie i pogładził kciukiem policzek.

- Cholernie za tobą tęskniłem, Jules. - wyszeptał i zbliżył się jeszcze bardziej.

- My nie ... nie powin ...

Dean przerwał mi, przyciskając swoje wargi do moich. Całkowicie oddałam się pocałunkowi, czując smak znajomych ust. Odruchowo objęłam jego szyje. Ręce chłopaka zjechały na moje pośladki, które ścisnął, przez co podskoczyłam. Jego język przejechał po mojej dolnej wardze, a ja pozwoliłam, aby wślizgnął się do środka. Dean z łatwością podniósł mnie i posadził na blacie. Zrzucił szlafrok z moich ramion i szeroko uśmiechnął się, gdy zobaczył, że mam na sobie jego starą koszulkę. Oblizał górną wargę i wpił się w moją szyję. Zaczął ją ssać i delikatnie gryźć, a ja wplotłam palce w jego włosy.

- Wróciłem ! - dobiegł do naszych uszu donośny głos Sama.

Szybko się od siebie oderwaliśmy. Zeskoczyłam z blatu i poprawiłam szlafrok. Sam wszedł do kuchni z wielkimi siatkami wypełnionymi jedzeniem. Spojrzał na nas i uśmiechnął się szeroko.

- Widzę, że już rozmawialiście.

- Tak, tak. - odpowiedziałam szybko. - Wszystko między nami w porządku. Przepraszamy cię za wczoraj.

- Nie ma sprawy. Wystarczy, że zrobicie mi śniadanie.

Zaśmiałam się i zaczęłam pomagać rozpakowywać zakupy. Dyskretnie spojrzałam w stronę Deana, który przyglądał się bukietowi róż. Podszedł do wazonu i z pomiędzy czerwonych kwiatów wyjął małą karteczkę, której wcześniej nie zauważyłam.

- Jules, od kogo dostałaś te róże? - zapytał.

- Od Aidena. A co, napisał coś niewłaściwego?

- Rymy typu " jesteś aniołem moim, który wszystkie me łzy koi" da się przeżyć. Bardziej zaciekawił mnie podpis. A mianowicie inicjały A.P.

- Aiden Perves. Nic nadzwyczajnego. - wzruszyłam ramionami.

- Wiesz może jak ma na drugie imię?

- Wybacz, ale nie interesują mnie nastolatki.

Dean przewrócił oczami i podszedł do kanapy. Złapał w dłoń kartkę papieru i odwrócił się w naszą stronę.

- Czas na małe odwiedziny.

Way back to youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz