Rozdział 12

201 7 0
                                    

Nie wiedziałam ile czasu upłynęło od wyjścia Tobiasa. Nie wiedziałam czy już nastał nowy dzień czy kolejna noc. Wiedziałam tylko, że czuję się coraz słabsza. 

- Jules.

Wzdrygnęłam się na dźwięk tego głosu.

- Dean?

Niepewnie otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą Deana Winchestera. Siedział na przeciw mnie i wpatrywał się w moją twarz. 

- Co się stało, kochanie?

Czy zadawałam sobie sprawę, że to tylko halucynacja? Oczywiście. Jednak jego głos był tak podobny do mojego Deana. 

- Ja nie chcę... Nigdy nie chciałam... Zostać wampirem. 

- Co ty wygadujesz, Jules. Przecież to było wiadome od początku, że wcześniej czy później staniesz się jedną z nich.

- Co? 

Jego ostrość w głosie sprawiła, że łzy napłynęły do moich oczu. I mimo że nie chciałam na niego patrzeć, to i tak nie odrywałam wzroku od jego twarzy.

- Myślisz, że dlaczego zostawiłem cię w tym domu razem z nim?! - krzyknął - Bo doskonale wiedziałem, że będziesz chciała stać się takim potworem jak on!

- Ale Dean, ja wcale...

- A czy w ogóle chciałaś pomóc tej biednej dziewczynie?! Tobias zabił ją na twoich oczach, a ty nawet nie kiwnęłaś palcem!

Łzy spływały mi po twarzy kropla za kroplą, aż w końcu stopiły się w jedną strużkę. Zaczęłam łapczywie wdychać powietrze przez usta.

- Ale przecież jestem dobrą osobą. - mówiłam przez łzy, co chwila głośno łapiąc oddech - Wiesz o tym, przecież mnie kochasz...

- Wiesz czemu powiedziałem ci, że zawsze znajdę drogę z powrotem do ciebie?! - Dean zerwał się na równe nogi i podbiegł do mnie, przybliżając swoją twarz do mojej. - Bo nieważne ile razy mi uciekniesz i tak cię wytropię, aby odciąć twój wampirzy łeb!

Jego krzyki nie przestawały sprawiać bólu już nie tylko w mojej głowie, ale i w całym ciele. Zacisnęłam mocno powieki i zakryłam dłońmi uszy. Nadal słysząc gniewny ton Deana zaczęłam krzyczeć.

Krzyczałam tak mocno, że bolało mnie całe gardło i płuca. Och, jak marzyłam, aby w tamtym momencie zemdleć i choć na chwilę doznać spokoju.

Tak się jednak nie stało.

***

Znów leżałam na zimnej posadzce, która dodatkowo zrobiła się wilgotna od moich łez. Włosy przykleiły się do mojej twarzy, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam już tylko umrzeć i w cierpieniu wyczekiwałam na ten moment. 

Gdzieś z daleka dobiegły mnie odgłosy szamotaniny i krzyków, jednak nie zwracałam na to uwagi. 

- Wróciłem, skarbie!

Na dźwięk głosu Tobiasa nawet nie drgnęłam. Nadal leżałam nieruchomo, tępo wpatrując się w ścianę.

- Och, Jules, co ty taka pozbawiona sił? - zacmokał i pstryknął palcami - Cóż, twój obiad już się nie nadaje do konsumpcji, więc przyprowadziłem ci podwieczorek. 

Usłyszałam jak stawia kroki w moim kierunku, nie słysząc ode mnie żadnej odpowiedzi. 

- No chłopczę, odezwij się. 

- J-Jules?

Zamrugałam kilkakrotnie powiekami i powoli podniosłam się na rękach. I tak jak się spodziewałam, koło Tobiasa stał Aiden.

Way back to youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz