6. Charlotte Norwood - przed Eliminacjami

122 15 0
                                    

Bijemy rekord, już trzeci rozdział tego dnia. Jeśli czytacie, będzie nam miło, jeśli od razu zostawcie gwiazdkę ;*

/Phoenix

Written by: Juliette

Korekta: Phoenix

-----------------


Zastanawiam się, jak on to robi. Całymi dniami, a czasem i nocami, uwijamy się w kuchni jak mrówki, a on zawsze tryska energią. Czasami podejrzewam, że jest cyborgiem.

-Jest coś do jedzenia?- Czuję jak moje kiszki skręcają się z głodu.

-W kuchni są kanapki.

Jęczę z niezadowoleniem.

-Jesteś szefem kuchni najlepszej restauracji w Columbii, a twoja córka musi na kolacje jeść k a n a p k i!- wykrzykuję z udawanym wyrzutem.

-No cóż - Ojciec wzrusza ramionami.

Przyglądam mu się uważnie. Ma intensywnie błękitne oczy. Niesforne włosy koloru miodu opadają mu na czoło. Jego twarz jest gładka, opalona.

Jest taki młody.

Miał dopiero dziewiętnaście lat gdy się urodziłam. Woli, gdy zwracam się do niego po imieniu- Sebastian(albo Bash). Nie znaczy to jednak, że nie czuje się rodzicem. Jest wręcz przeciwnie-bardzo mnie kocha.

***

Po kolacji siedzimy na kanapie czekając na Biuletyn.

-Zdenerwowana?-pyta ojciec

-Troszeczkę -podciągam nogi i oplatam je ramionami- Ugh. Nie wiem co myśleć.

-Chcesz jechać do pałacu?

Milczę przez chwilę, bawiąc się rąbkiem bluzki.

-Nie wiem -wyznaję- To coś nowego, intrygującego. Możliwość przeżycia przygody. Ale nie chcę cię zostawiać.

Sebastian się śmieje.

-Nigdzie się nie wybieram, Charlotte. A szansa na udział w eliminacjach nigdy już nie wróci.

-Chyba masz rację- wzdycham.

Nagle na ekranie pojawia się godło Illei. Po chwili ukazuje się prezenter. Po wygłoszeniu najświeższych wiadomości, przechodzi do tego, na co wszyscy mieszkańcy Illei czekają- ujawnienia kandydatek.

Na ekranie pojawia się pierwsze zdjęcie-Likely. Pojawiają się dziewczyny z następnych prowincji. Fenley, Dominica, Midston.

Wreszcie pojawia się napis ,,Columbia''. Zamieram.

-Panna Charlotte Norwood z Columbii, Czwórka!- słyszę. Na ekranie pojawia się moje zdjęcie.

To niemożliwe. Na tysiące dziewczyn z całej Columbii, zostałam wybrana właśnie ja!

-Pozbieraj szczękę z podłogi, panno Norwood. Jedziesz do pałacu!- W oczach Sebastiana dostrzegam szczęście.

Przez chwilę siedzę oniemiała. Jeśli to prawda to...

-Muszę powiedzieć Rhiannon!- zrywam się z kanapy.

-Idź- uśmiecha się tata.

Kieruje się ku wyjściu, gdy Bash łapie mnie za rękę.

-Jestem z ciebie dumny- szepcze.

Biegnę jak szalona. Panują egipskie ciemności, na nasze podwórko nie dociera światło ulicznych latarni. Potykam się o coś(figurkę ogrodową?).

-Auć!- Chwytam się za stopę, ale szybko zapominam o bólu.

Sprawnie przeskakuję przez płot, okrążam dom i wbiegam na rzęsiście oświetlony ganek.

Dzwonię i z niecierpliwością przestępuję z nogi na nogę. Po chwili drzwi otwierają się. Wpadam do sieni jak burza.

-Dostałam się!- wykrzykuję.

-Spokojnie. Wytarłaś buty?-pyta Rhiannon.

Rhiannon ma sześćdziesiąt lat. Włosy ufarbowane na czarno zaplecione ma w luźny warkocz. Dzisiaj jest ubrana w błękitną sukienkę nad kolana.

Siedzimy przy okrągłym stoliku, popijając herbatę.

-Jak nie książę, to jakiś gwardzista- mówi Rhiannon.

-To zabronione- odpowiadam- zresztą ja nawet nie wiem jaki jest ten Fabian. I raczej nie mam ochoty romansować z gwardzistami.

-Biedna Charlotte!- wykrzykuje staruszka.- Ja w twoim wieku to miałam kilku chłopaków!

-Ale chyba nie jednocześnie?- pytam z powątpiewaniem.

-Skąd ci to przyszło do głowy? Oczywiście, że jednocześnie! Ten słodki smak tajemnicy...- wzdycha- Jeden był od prezentów, drugi od szaleństw, a kolejny od rodzinnych obiadków...

-Dość- przerywam jej.- Sukces będzie, jak znajdę sobie choć jednego chłopaka.

-Musisz być taką Femme fatale!- wykrzykuje z podekscytowaniem.

-Emm...jakoś nie bardzo mi to pasuje.

Rhiannon tylko kręci głową.

Wygląda o wiele młodziej, niż jest w rzeczywistości. Zachowała idealna figurę i codziennie poświęca masę czasu na zabiegi pielęgnacyjne.

Jest Czwórką, tak jak ja, ale w młodości nielegalnie dorabiała sobie jako fotomodelka. I była naprawdę niezła.

Nagle na stół wskakuje spasiony biały kot, przewracając cukiernicę.

-Lukrecjusz!- porywam kota w ramiona.

Rhiannon przewraca oczami.

-Nadal żałuję, że pozwoliłam ci wybrać imię.

Już mam odpowiedzieć, gdy do mojego krzesła podchodzi kolejny kot.

-Oswald- wciągam kota na kolana.

Przez chwilę głaszczę koty.

-A gdzie Dieter i Kasjan?- pytam.

-Nie wiem -kobieta wzdycha- Ale wiem, że już nigdy nie pozwolę ci decydować o imieniu dla kota. Wiesz jakiego wstydu narobiłam sobie przed listonoszem?

***

Przewracam się niespokojnie z boku na bok. Czy dam radę? W mojej głowie wciąż tworzą się obrazy życia w pałacu.

W końcu nie wytrzymuję. Odrzucam kołdrę i chwytam za telefon.

00:11

Chyba Ina nie będzie bardzo zła, jeśli teraz do niej zadzwonię?

Przygryzam wargę, zastanawiając się.

W końcu wybieram numer.

WybraneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz