VIII. Król Rivers

185 22 8
                                    

   Lord Rivers był wielki i silny, ale jednocześnie potrafił rozsądnie myśleć. Podczas uczty weselnej Elyenne praktycznie nie spoglądała w jego stronę, choć siedział obok niej, ale widziała, że nie pije zbyt dużo wina. W czasie ceremonii liczyła chociaż na to, że uda jej się uniknąć jego towarzystwa w nocy - że spije się na tyle, by móc już tylko paść do łoża i zasnąć. Po raz kolejny się przeliczyła. Gdy po hucznej uczcie znaleźli się tylko we dwoje w królewskiej sypialni, Rivers nie miał oporów przed zerwaniem z niej sukni. Chętnie przypatrzył się jej, drżącej i przestraszonej jak nigdy dotąd, a potem ją sobie wziął. Nie próbował nawet być delikatny, a ona nie umiała sobie wyobrażać, że jest z kimś innym. Swój pierwszy raz pragnęła przeżyć z sir Arlanem. Rivers jednak niedługo po swoim przyjeździe powiedział jej, że zabił rycerza własnymi rękami. Wówczas wydawało jej się, iż wypłakała wszystkie łzy, jakie tylko mogła. Z tym też się pomyliła. Ta noc przyniosła jej o wiele więcej łez.
   Gdy stary lord skończył, przetoczył się na bok i przez jakiś czas snuł na głos fantazje o potomku, jaki miał się narodzić z jej łona. Szczerze wierzył, że to stało się dzisiaj. Królowa potrafiła już tylko go słuchać, patrząc martwo w nieokreślonym kierunku. Potem ubrał się i wyszedł, by spać we własnej, strzeżonej komnacie, a ona została całkiem sama, naga i zbrukana. Czuła wielkie zmęczenie, ale nie chciała zamknąć oczu w obawie przed tym, co mogłoby się jej śnić. Dawniej pomógłby jej ojciec lub sir Arlan, a teraz obaj nie żyli. Żadnemu ze swoich nowych doradców nie potrafiła do końca zaufać. Bała się męża, jego żołnierzy oraz tego, że rzeczywiście będzie musiała urodzić mu dziecko. Wreszcie jednak zapadła w niespokojny sen.
   Rano nie miała siły, by wstać. Bolało ją każde miejsce, którego dotykał ubiegłej nocy Rivers, a na mlecznej skórze pojawiły się siniaki. Miała ochotę znów się rozpłakać, ale musiała to powstrzymać. Sama ubrała się w smutną, brązową suknię o skromnym kroju, rozczesała pospiesznie włosy i założyła na nie koronę. Było dość wcześnie. Nie chciała też spotkać teraz swego pana męża, ale gdy wyszła z komnaty, zauważyła jego żołnierza, stojącego na straży u jej drzwi. Przez to tylko jeszcze szybciej udała się w miejsce, którego potrzebowała. 
   Nadworny medyk, brat Wilbert, miał swoje komnaty w pobliżu kuchni, co nieciekawie na niego wpływało. Podobno, gdy przybywał na dwór jako młody mnich, był szczupły i zdrowy, ale po wielu latach bardzo się roztył i często był senny. Niemniej w swej służbie pozostawał prawie niezawodny.
   Na widok królowej zatroskał się, ale w ukłonach wpuścił ją do swojej komnaty, pełnej ziół, leków i narzędzi operacyjnych.
   – Na wzmocnienie dobra będzie herbata z jeżówki i ślazu, moja pani – odparł, gdy powiedziała, po co tu przyszła. Królowa usiadła na krześle pod oknem, podczas gdy medyk zajął się rozcieraniem ziół i zagrzaniem wody nad ogniem. Chwilę pozwoliła mu pracować, nim znowu się odezwała.
   – Wilbercie – zaczęła niepewnie. – Wiem, że... dawno temu to ty odbierałeś poród, kiedy przychodziłam na świat.
   Brat oderwał na chwilę pulchne dłonie od moździerza i skłonił uprzejmie głowę.
   – Tak było, moja pani.
   – Skoro więc wiesz trochę o ciąży, to powiedz mi, proszę... – Wzięła głębszy wdech. – Czy znasz sposoby na pozbycie się jej?
   – Wasza Miłość – wyszeptał z przestrachem medyk, po czym opuścił skromnie wzrok. Wyraźnie się wahał. – Wywar z pewnych silnych ziół wypity tuż po... jest w stanie to sprawić...
   – Przygotujesz więc dwa napoje. – Głos królowej był poważny, ale jej oczy znowu zaszły łzami. Bez wyjaśnień odwróciła twarz w bok, a zakłopotany mnich po skończeniu herbaty zajął się drugim wywarem. Przy wyjmowaniu flaszeczek z nie do końca bezpiecznymi ziołami ściągnął brwi i zawahał się, przerzucając kilka razy buteleczki na półce.
   – Czy coś nie tak? Jeśli czegoś brakuje, każę po to posłać – powiedziała szybko Elyenne, ale mnich pokręcił głową.
   – To nic, pani. Nic, czego teraz potrzebuję. Chwileczkę...
   Po jakimś czasie młoda królowa dostała do wypicia dwa napoje: jeden miał ją uspokoić i wzmonić, drugi zaś, wedle słów medyka, wywołać nieprzyjemne doznania w jej łonie i zapobiec ewentualnej ciąży. Elyenne widziała przestrach w oczach mężczyzny, gdy jej to tłumaczył. Ale on tego nie rozumiał, pomyślała. On nigdy nie będzie zagrożony zrodzeniem dziecka poczętego przez przemoc. A ona nie potrafiłaby patrzeć przez całe życie w twarz swego syna lub córki, odbijającą oblicze jej kata.
   Po wizycie u medyka udała się do swoich komnat. Tam  poprosiła służki o podanie jej lekkiego śniadania, po czym usiadła na balkonie i zajęła się haftowaniem, jak za dawnych czasów. Serce nazbyt ściskało jej się z żalu, by mogła dokończyć serwetę z lilią i sokołem, rozpoczęła więc nową - również z lilią, otoczoną jednak tym razem przez ciernie.
   Szybciej od śniadania w jej komnacie zjawił się lord Rivers, czy raczej król Rivers. Tytułowanie go w ten sposób napawało ją obrzydzeniem. Dla niej już na zawsze jedynym prawdziwym królem mógł być tylko jej ojciec.
   – Słyszałem, że wychodziłaś dziś rano – rzekł szorsto zamiast przywitania, stając przed nią.
   – Musiałam odświeżyć się w ogrodzie.
   – Panie.
   To poprawienie na chwilę odebrało jej mowę. Podniosła pytająco spojrzenie.
   – Słucham?
   – Powinnaś się do mnie zwracać "panie" lub "panie mężu", słodka żonko. Skąd to zdumienie, czy nie znasz dworskich reguł? Czy nie to wbijano ci do główki przez te wszystkie lata?
   Mężczyzna szarpnął ją, tak że pisnęła i upuściła robótkę, ale posłusznie wstała. Nie miała odwagi, by patrzeć mu w twarz, podczas gdy on wcale się nie krępował. Położył szorstką dłoń na jej brzuchu.
   – Urodzisz mi syna i twoja rola się skończy – wyznał bez ogródek. – Musimy tylko oboje zadbać, by dawne zasady zostały zachowane. To ja jestem mężczyzną. Do mnie należy zajmowanie się polityką i rządzeniem, podczas gdy ty możesz dalej sobie tutaj siedzieć, wyszywać i plotkować. Czasami pozwolę ci usiąść obok mnie na tronie, bo lud lubi ten widok. Spójrz na mnie, głupie dziecko!
   Chwycił ją mało delikatnie za szczękę i zmusił do spełnienia rozkazu. Elyenne bała się choćby ruszyć.
   – Zrób coś nieodpowiedniego, a skończysz jak twój dobry ojciec i dzielny rycerz. Śmiertelny upadek ze schodów łatwo upozorować, tak samo jak zakrztuszenie się posiłkiem. Rozumiesz?
   Dziewczyna mimowolnie pokiwała głową, dbając już tylko o to, by swym płaczem nie rozgniewać pana męża. Ten na odchodne rzucił jej jeszcze pogardliwe spojrzenie i dopiero wyszedł.
   Służki znalazły ją zapłakaną. Nigdy nie była królową mniej, niż w tej chwili.

Lilia i SokółOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz