I. Prolog

874 50 9
                                    

Powiedział jej o wyjeździe, gdy siedzieli któregoś wieczora w ogrodzie, pod płaczącą wierzbą. Otaczały ich wówczas słodko pachnące lilie - kwiaty, które widniały również w jej herbie. Gorące powietrze było ciężkie od kwietnych woni, dookoła bzyczały pszczoły, a co jakiś czas przelatywał motyl. Ten letni dzień wydawał się być zbyt piękny, jak na przekazywanie tak smutnych wieści.
- Wyjeżdżam jutro, słodka - oznajmił, ujmując jej dłonie. Przez chwilę jakby się zawahał, czy powinien je ucałować, ale ostatecznie tego nie zrobił. - Twój ojciec a mój król wysyła mnie z misją dyplomatyczną nad Łzawy Strumień, bym przekazał warunki pokoju.
Był przystojny nawet wtedy, kiedy się martwił. Księżniczce schlebiało to, że chociaż miał wyruszyć z powierzonym mu zadaniem, to i tak najbardziej martwił się o nią, o swój słodki kwiat.
Dotknęła jego ciemnych włosów, opadających aż na ramiona, i posłała mu uspokajający uśmiech.
- Bez obaw, nie potrwa to przecież długo - uspokoiła. - A kiedy wrócisz...
- ...dam dowód rycerstwa mej damie serca, która czekała na mnie cały ten czas. Wiele dowodów. - Rycerz nachylił się nagle i dotknął ustami jej szyi, aż księżniczka zachichotała. Mimowolnie jednak rozejrzała się przy tym, czy aby wśród letniej zieleni nie było nikogo, kto mógłby zobaczyć i źle zrozumieć ten wyraz czułości. Nie wszyscy dworzanie byli wyrozumiali, a już na pewno bardzo lubili plotki.
- Arlanie... sir! - zawołała z oburzeniem, co jednak nie pozwoliło jej i tak powstrzymać śmiechu. Rycerz przysunął twarz tak blisko, że dokładnie widziała złote plamki mącące brązowy kolor jego oczu.
- Cóż, moja pani? Czy nie podoba ci się ten pomysł?
- To bardzo nie po rycersku...
- Oddawać należną cześć swej lubej? Jeśli gdzieś tak napisano, to trzeba to zmienić. Zniszczyłbym każdą księgę z tym zapisem i kazał je napisać od nowa!
Jego zapał znowu ją rozbawił.
- Ach tak? A co jeszcze dla mnie byś zrobił? - zapytała filuternie.
- Pokonałbym świat wzdłuż i wszerz, by przywieźć ci najpiękniejszą biżuterię, jedwabie, egzotyczne zwierzęta w złotych klatkach i słodkie owoce. Przyjąłbym twoje oblicze, o pani, na chorągiew. I biegnąc w bój, modliłbym się do ciebie.
- To bluźnierstwo, sir.
- I zdobyłbym dla ciebie każdy tron świata, mój słodki kwiecie!
- A to zdrada. - roześmiała się i ucałowała go w czoło.
Do wieczora spacerowali po ogrodach, aż w oknach górującej przed nimi twierdzy wzniesionej z jasnego kamienia nie zaczęły pojawiać się światła. Potem pożegnali się pocałunkiem. Ona, córa króla, udała się do swych komnat wysoko w wieży. On, zaprzysiężony rycerz, poszedł najpierw do kaplicy, pomodlić się o pomyślność wyprawy.

Sir Arlan wyjeżdżał przed południem. Król osobiście przekazał mu dokument zapieczętowany potrójnie królewskim herbem: lilią wyrastającą z korony. Na grubym papierze spisano warunki pokoju pomiędzy rządzącym rodem, a lordem twierdzy nad Łzawym Strumieniem. Po roku bezowocnych bitew o ziemie należało je wreszcie zakończyć i podzielić należycie teren, by w królestwie panował pokój.
Gdy rycerz wstał z klęczków przed swoim królem, przedpołudniowe słońce odbiło się w jego srebrzystej zbroi, a ciężki granatowy płaszcz zafalował. Stojąca u boku swego ojca księżniczka Elyenne pomyślała, że jej dzielny wojownik nigdy nie był tak piękny, jak w swojej lśniącej zbroi, z mieczem i tarczą u boku. Tak wyglądali ci, o których głosiły eposy. Arlan zapewnił jeszcze swego pana o tym, że własne życie poświęci za pomyślność sprawy i wypełni jak najlepiej zadanie, jakie przyjął na swe barki. Potem dosiadł swej gniadej klaczy, a giermek podał mu tarczę, której pole w połowie oznaczono herbem króla, a w połowie własnym herbem rycerza - sokołem na niebieskim tle. Wtedy Elyenne w końcu do niego podeszła.
- Niech Bóg ma cię w swej opiece, sir Arlanie - rzekła uroczyście. Odwiązawszy z pasa burgundową szarfę, owinęła ją wokół ramienia rycerza i zawiązała w delikatną kokardę. - Wróć szybko i przynieś nam pokój.
- Nim się obejrzysz, będę z powrotem, pani - odpowiedział jej nieco mniej poważnym tonem i uśmiechnął się pewnie. Zawsze był pewny siebie i dzielny, pomyślała. Na pewno nie zawiedzie.
Marzył jej się jeszcze jeden pożegnalny pocałunek na osłodę, lecz w tak oficjalnej sytuacji nie było to możliwe. Po chwili musiała się odsunąć, gdy jej piękny rycerz ruszył i w towarzystwie służącego mu giermka opuścił dziedziniec przez wielką bramę. Wszyscy już odeszli, tylko księżniczka Elyenne stała jeszcze i wpatrywała się w sir Arlana tak długo, aż ten nie stał się tylko mało widocznym punktem na drodze, która miała doprowadzić go do zwycięstwa lub klęski królestwa.

Lilia i SokółOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz