IV. Jej Wysokość

272 26 10
                                    

   Wielka katedra zbudowana w bezpośredniej bliskości zamku przez wiele wieków była świadkiem wielkich wydarzeń: koronacji, ślubów i pogrzebów. Większość poddanych zgadzała się jednak co do opinii, że ostatnie dwie uroczystości były z tego wszystkiego najsmutniejsze.
   Księżniczka Elyenne chodziła zwykle w jasnych sukniach, pełnych zdobień, pereł i koronek, które zawsze harmonizowały z jej złotymi włosami i jasną cerą. Na koronacji jednak zjawiła się ubrana dosyć prosto. Pod szkarłatnym płaszczem z sobolowym obszyciem miała ciemną, burgundową suknię. Pogrzeb króla odbył się wczoraj, w tej samej świątyni. Gdzieś w podziemnej krypcie spoczywało teraz jego ciało, a Elyenne miała przyjąć koronę, którą jemu strącił z głowy upadek z murów. Korona była wyjątkowo prosta, przypominała bowiem stalową obręcz z prawionymi w nią rubinami, które w świetle świec migotały krwawo. Nowej królowej zdawało się jednak, że jest ogromna, ciężka i boleśnie wbija się w skronie.
   – Niech żyje Elyenne, z bożej łaski królowa ziem od gór po morze, władczyni wszystkich stanów i obrończyni wiary!
   – Niech żyje królowa! Niech żyje! Niech żyje!
   Tłum wiernych zgromadzonych w katedrze był tak ogromny, że królowa z trudem obejmowała go wzrokiem. To wszystko było dla niej trudne. Z dnia na dzień przejęła obowiązki najważniejszej osoby w królestwie. Teraz każdy, kto przybył na koronację i każdy, kogo nie miała nawet szansy nigdy zobaczyć na oczy, był jej poddanym. Śpiew chóru mieszał się z biciem ogromnych dzwonów gdzieś w górze, a ona stała przed ołtarzem jak piękny, marmurowy posąg. Była w istocie piękna, ale czuła się ciężko. Ciążyła jej korona, berło i złota kula, które trzymała. Ciążyła jej władza, jaką symbolizowały. Nie była gotowa. Była przecież jeszcze dzieckiem.
   Po uroczystej ceremonii miała nastąpić uczta, ale ograniczono jej wystawność ze względu na trwającą jeszcze żałobę po królu Eggardzie. W drodze do zamku Elyenne myślała tylko o jednym. Jeszcze niedawno mogła się bawić. Miała swoje damy dworu, miała kwiaty i czekała na swego rycerza, swego ukochanego wojownika w lśniącej zbroi. On potrafiłby ją stąd zabrać, nawet teraz, nim jeszcze przejęłaby władzę. Królestwo na pewno znalazłoby odpowiedniego kandydata w którymś z jej krewnych, a ona odjechałaby z sir Arlanem do ich własnego zamku, by u kresu dni wspominać razem dostatnie życie w towarzystwie dzieci i wnuków. Królowym poświęcano w pieśniach mało miejsca. Pełno było ballad o dzielnych rycerzach i słodkich dziewicach, ale nie o królowych. Te widocznie zawsze były za stare i zbyt zajęte nudnymi zajęciami, by można było o nich śpiewać. Na tę myśl chciało jej się płakać.
   Płacz nie był jednak wskazany na uczcie z okazji własnej koronacji. Pomimo tak trudnych dla niej chwil, Elyenne zdołała się nawet uśmiechnąć, gdy w końcu usiadła na honorowym miejscu przy stole. Reprezentacyjną salę Coarshire przybrano dziś w odcienie ciemnej czerwieni i kości słoniowej, stanowiące barwy herbowe poprzedniego króla i nowej królowej. Siedzącymi przy stołach gośćmi byli głównie lordowie i damy, którzy przybyli odnowić hołd.
   – Nie ma lorda Riversa – zauważył w pewnej chwili lord Bastien Barrell, który od pierwszych chwil stał się doradcą nowej królowej. Elyenne była mu za to wdzięczna; wyglądało na to, że lord Barrell znał wszystkie herby i przyporządkowane im arystokratyczne rody z całego królestwa, tą wiedzą zaś chętnie się z nią dzielił. Jego uwaga na temat lorda Łzawego Strumienia była słuszna.
   – Nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi na warunki, które postawił mu mój ojciec... – odrzekła słabo. Po minie doradcy poznała, że on sam doskonale o tym wiedział i wcale go to nie cieszyło. Istniało ryzyko, że lord Rivers zechce wykorzystać zamieszanie w stolicy i ponowić atak na ziemie, na których tak mu zależało.
   Lord Barrell przez chwilę milczał, przytykając końce palców do bladych warg, jak robił zawsze, gdy intensywnie myślał.
   – Wasza miłość, skoro już o tym mowa... Nie jestem pewien, czy twój dobry pan ojciec przedstawił ci owe warunki, które posłał nad Łzawy Strumień.
   – Nie, nie było to wówczas konieczne. Czy jednak naprawdę musimy o tym teraz mówić? Pozwól mi nacieszyć się widokiem radosnych twarzy moich poddanych, panie.
   Barrell skłonił potulnie głowę i już o więcej nie pytał.
   Tym razem nie było tańców, ale cały czas ucztę uświetniały występy muzyków. Wystąpił też Hiacynt, prezentując między innymi piękny hymn na cześć królowej przy akompaniamencie lutni - pieśń tak piękną, że niektórzy z gości umilkli tylko po to, aby jej posłuchać. Sama adresatka pozostała jednak niewzruszona, niemal obojętna. Wciąż pamiętała obrzydliwe zachowanie barda w ten wieczór, kiedy zginął jej ojciec, czuła więc do niego uraz. Podano kilka sycących potraw, a potem słodkie desery. Nawet wina rozlano mniej, niż zazwyczaj działo się to na dworskich ucztach. To nie był dobry czas na świętowanie.
   Gdy wybrzmiały ostatnie pieśni i wychylono ostatnie kielichy wina, goście rozeszli się do przygotowanych dla nich komnat. Elyenne była zmęczona. Jej prawdziwe rządy jeszcze się nie zaczęły, ale już czuła, jak cierpki smak ma królewska władza. Ojciec pasował na to stanowisko o wiele lepiej od niej. Nie potrafiła odżałować, że ojciec nigdy nie wspomoże jej już radą, nie uśmiechnie się do niej ciepło i nie odezwie. Matkę straciła w dzieciństwie, teraz pozostała zupełnie sama.
   Gdy chciała już wyjść ukrytym przejściem do swoich komnat, zatrzymał ją lord Barrell.
   – Wasza miłość, pozwól jeszcze na moment.
   Ukryła niezadowolenie i podeszła do niego. Radca kiwnął lekko głową w stronę bocznego korytarza odchodzącego od sali, gdzie też się udali.
   – Wybacz, pani, że cię niepokoję, ale to sprawa naprawdę niecierpiąca zwłoki – wyjaśnił szybko. Jego rozbiegane palce pomknęły za pazuchę szerokiej szaty, skąd wydobył zwój szarej barwy. – To list z Łzawej Twierdzy. Dostarczył go człowiek lorda Riversa podczas uczty, ale nie chciał przerywać...
   – A sir Arlan?
   – Nie wiem, pani. Może czegoś więcej dowiemy się z treści...
   Starszy lord podał pismo do rąk królowej, a ta niecierpliwie złamała czarną pieczęć z symbolem łzy. List wyglądał następująco:

   Do rąk własnych Jej Królewskiej Mości.
   Wielce poruszeni jesteśmy, słysząc o śmierci Twego ojca, Pani, pragniemy jednak przekazać przy tym wieści, które niewątpliwie Cię uradują. Ja, niżej podpisany lord Łzawego Strumienia, przyjmuję warunki pokoju i obiecuję wycofanie swoich wojsk zaraz po zawarciu małżeństwa. Proszę o wybaczenie tak długiego czasu bez odpowiedzi. Wasz rycerz, zwący siebie Arlanem Jasnolicym, jest bezpieczny w celi w moim zamku, gdzie czeka na karę za niesubordynację - wedle prawa ustanowionego przed wiekami przez mądrych królów Coarshire. Na ślub i wesele, Pani, przybędę w ciągu najbliższych dni. Oczekuj mnie. Z szacunkiem,
   Lord Yswyck Rivers.

   Królowa nieomal wypuściła list z rąk. Jej ukochany czekał w więzieniu na wyrok... Nie to jednak najbardziej zaniepokoiło Elyenne.
   – Lordzie Barrellu, o jakim ślubie mówi ten list? – zapytała, nieudolnie próbując ukryć strach pod maską wściekłości. Doradca szybko przebiegł wzrokiem po dokumencie i zasępił się.
   – Jego królewska mość tego sobie życzył... – Zwilżył wargi. – O tym chciałem z tobą pomówić, pani. Wybacz, ale... gwarancją pokoju miał być twój ślub z lordem Riversem. W zaistniałej sytuacji... rozumiem, że wycofanie się z tego oznaczałoby złamanie słowa i kontynuację walk. Pani, pobladłaś...
   Królowa już jednak nie słuchała. Chwilę potem omdlała.

Lilia i SokółOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz