– Jesteśmy na twoje rozkazy, wasza miłość.
Królowa Elyenne odwróciła twarz od okna, by jeszcze raz spojrzeć na to, co stało się w sali rady. Nadal nie do końca potrafiła w to uwierzyć. Yswyck Rivers już nie żył. Jego terror ustał, zanim jeszcze na dobre się zaczął. Królowa przyjrzała się po raz kolejny twarzom tych dzielnych młodzieńców, którzy tyle zaryzykowali, by jej pomóc. Jeden trzymał jeszcze kapitana armii, który zdołał się ocknąć, a drugi wpatrywał się akurat w ciało króla. Znała jego twarz, był wcześniej giermkiem sir Arlana. Jego obecność dodawała jej w pewien sposób otuchy. Dzięki temu nie czuła się już taka samotna i zagubiona.
Potarła ostrożnie palcami wierzch dłoni i uniosła niezbyt pewnie podbródek. Starała się być dzielna.
– Lordzie Hallen – zwróciła się najpierw do wojskowego starannie dobierając słowa. – Zabierzesz swoich ludzi z powrotem do Łzawej Twierdzy. Teraz pieczę nad zamkiem sprawuje brat... lorda Yswycka, prawda? Przekaż mu smutną wieść.
Popatrzyła po zgromadzonych, szukając u nich wsparcia - i po raz pierwszy od dawna je znalazła.
– Król się zakrztusił – powiedziała pewnie. – Mój biedny pan mąż pił za dużo, co przyniosło mu śmierć. Taką wiadomość przekażesz. To... to rozkaz.
Wojskowy chrząknął tylko i sztywno skłonił głowę, po czym wymaszerował z sali. Biedny strateg pobiegł za nim, żałośnie jęcząc ze strachu. Ledwo ci dwaj zniknęli, a Elyenne zdołała się delikatnie uśmiechnąć. Zwróciła się do pozostałych w komnacie ludzi jej ojca.
– Proszę, zajmijcie się tym. – Obaj od razu skinęli skwapliwie głowami. – A z wami – powiedziała rycerzom – pragnę jeszcze porozmawiać.
Cały czas próbowała być wreszcie taką królową, na jaką zasługiwali jej poddani. Krótkie rządy lorda Łzawego Strumienia pokazały jej, czego zdecydowanie nie powinna robić; chciała rządzić tak dobrze, jak robił to jej ojciec. Żałowała tylko, że wszystko musiało potoczyć się w taki sposób, ale widocznie to było jej pisane. Być może dzięki temu stanie się silniejsza. Więcej nie pozwoli sobą kierować.
Poprowadziła dwóch fałszywych rycerzy do ogromnej komnaty audiencyjnej. Ostatnimi czasy nie wchodziła tu, bo miejsce na tronie zajmował jej pan mąż, tym razem jednak poczuła, że wreszcie powinna to zrobić. Przeszła przez salę, wkroczyła na podwyższenie i usiadła na najważniejszym krześle w królestwie. Przez chwilę milczała, nie patrząc na młodzieńców.
– Dlaczego to zrobiliście? – zapytała w końcu. Dawny giermek sir Arlana chrząknął i wystąpił na przód. Minę miał niepewną, a kiedy łączył dłonie na plecami, wyglądał jak ganione dziecko. Z jego oczu nie znikał jednak osobliwy, chochlikowaty błysk.
– Dla królestwa, wasza miłość – powiedział poważnie. – Lord Rivers był twoim wrogiem. Jesteśmy przekonani, że chciał twojej krzywdy... i władzy tylko dla siebie.
Elyenne nie potrafiła temu zaprzeczyć. Spuściła wzrok i pozwoliła chłopcu mówić dalej.
– A w dodatku, wasza miłość... pojawiło się wiele cichych głosów, że twój ojciec a nasz król nie zginął przez przypadek.
Drgnęła, ale skinęła na to głową. Była tego niemal pewna, ale nie śmiała podzielić się z kimkolwiek swoimi podejrzeniami. Wyglądało na to, że teraz już nie musiała się bać.
– Niemniej, za spiskowanie przeciw koronie karze się śmiercią – zauważyła. Jej niepewny ton odebrał jednak część powagi tym słowom. Zauważyła, że Dan przełknął nerwowo ślinę i zaszurał butem o posadzkę. – Wam jednak nic nie grozi. Król się zakrztusił... tak było.
Niemal usłyszała, jak obaj młodzieńcy odetchnęli z ulgą. Posłała im nieśmiały uśmiech.
– Pozbądźcie się szybko tych przebrań, skądkolwiek je wzięliście. Chcę teraz zostać sama. Właśnie widziałam śmierć męża, powinnam być zdruzgotana.
Pomimo znaczenia tych słów nie zdołała powstrzymać rozbawionego uśmiechu. Młodzieńcy pokłonili się dumnie i ruszyli ku drzwiom. Wtedy królowa jeszcze na chwilę wstała i po szybkim namyśle zawołała:
– Dan?
Chłopak odwrócił się i podszedł bliżej z niepewnym wyrazem twarzy. Zdjął hełm i wydawał się teraz trochę niższy, choć niewątpliwie nie przestawał być z siebie dumny.
– Nie muszę wiedzieć, jak to wszystko zorganizowaliście – powiedziała łagodnie, stając na tyle blisko niego, że widziała piwny kolor jego oczu. – Ale powiedz mi... co się wydarzyło w Łzawej Twierdzy? Skąd się tu wziąłeś.
– To długa historia, pani...
– Opowiedz mi. To rozkaz.
Dan uśmiechnął się od ucha do ucha i chętnie spełnił polecenie. Powiedział jej o wyskoku Arlana, gdy ten dowiedział się o planowanym ślubie ze starym lordem, powiedział o własnej ucieczce, czasie spędzonym w lesie i spotkanym tam człowieku. Wyznał jej, że żałował do teraz, iż go wówczas nie zatrzymał. Być może w ten sposób wszystko potoczyłoby się inaczej.
W końcu mimowolnie opowiedział też o tym, jak spotkał Hiacynta w mieście, jak ukradł nadwornemu medykowi truciznę oraz jak zabrali zbroje i broń upitym strażnikom. Ich szczegółowe plany znał tylko on, inny giermek Alfie, Hiacynt i jedna kucharka.
– Ale wielu innych żołnierzy w zamku było za zrobieniem tego samego, wasza wysokość – mówił z zapałem. – Król Eggard miał wielu przyjaciół, którzy teraz są twoimi przyjaciółmi. Nie masz się już czego bać, od teraz rządy będą należały tylko do ciebie... i oczywiście twoich radnych, pani. A twoi rycerze cię obronią przed nowymi wrogami. Wszyscy są ci wierni.
Królowa zamyśliła się na moment.
– To trudne czasy dla władców – zauważyła cicho.
– Dobrym władcom nic nie grozi. A niegodziwcy zawsze przegrają – zapewnił ją radośnie Dan. Rzuciła mu zaskoczone spojrzenie.
– Brzmisz jak sir Arlan.
– Sir Arlan był głupi, pani. To znaczy...
Elyenne uniosła brwi i nie skomentowała tego, pozostawiając chłopaka wyraźnie zakłopotanego. Na chwilę zaległa cisza.
– Nie aż taki głupi, tylko porywczy – bąknął w końcu Dan. Królowa zaśmiała się cicho, a patrząc na tego wyjątkowego, odważnego młodzieńca pomyślała o czymś szczególnym. Zdecydowanie na to zasługiwał.
Gdzieś w oddali rozdzwoniły się kościelne dzwony, roznosząc wieść o śmierci króla - kolejnego w ciągu tak niewielu dni.
– Dan. – Prawowita królowa zwróciła się delikatnie do chłopaka. – Idź już, oddaj tę kolczugę i miecz. Rycerze znad Łzawego Strumienia zapewne niedługo wyruszą. Ale... Przyjdź jutro o tej porze do zamkowej kaplicy.
– Tak jest, wasza miłość.
Dan ukłonił się z gracją rycerza, a potem opuścił komnatę, nie przestając się uśmiechać. Elyenne znowu została sama, ale nie czuła się już samotna. Na pewno wiele zdążyła się nauczyć. Była silniejsza. A stojący przed nią tron był jej pisany od dnia narodzin.W kaplicy było pusto, gdy Dan zgodnie z obietnicą wszedł tam następnego dnia po południu. Światło wpadające przez ostre, wysokie okna kładło się kolorowymi refleksami na filarach, jasnych płytach podłogowych i świętych obrazach. Dopiero po wejściu głębiej chłopak zdał sobie sprawę, że nie jest sam, bo przy mesie ołtarzowej stała królowa Elyenne. Miała na sobie wyszywaną złotem, białą suknię, a jej ramiona okrywał płaszcz z soboli - ten sam, jaki nosiła podczas koronacji. W dłoniach trzymała miecz o lśniącej klindze.
Pierwsze, o czym pomyślał Dan, to że na całe szczęście założył dziś czystą koszulę i swój najlepszy, błękitny wams.
– Podejdź – poleciła mu królowa, uśmiechając się zachęcająco. Gdy spełnił to polecenie i kazano mu klęknąć, wciągnął szybko powietrze. To chyba nie było to, o czym myślał. Czy to mogło być...? Przecież o tym marzył!
– Wasza miłość, czy... – zaczął, ale królowa stanowczo mu przerwała.
– To uroczysta chwila – upomniała, biorąc miecz w obie dłonie. – W podzięce za zasługi wobec korony i całego królestwa, za odwagę w obliczu niebezpieczeństwa, otwarty umysł i zgodną z etosem postawę, przed Bogiem i jako królowa z Jego woli, mianuję cię rycerzem. Przyszedłeś tu jako Dan, a odejdziesz jako sir Daniel z Coarshire. Staniesz się obrońcą królestwa i życia jego niewinnych poddanych, bojownikiem wiary i wzorem cnót rycerskich. Czy przysięgasz?
– Przysięgam – odparł bez zawahania Dan. Z trudem powstrzymywał okrzyk radości, kiedy królowa dwukrotnie dotknęła klingą miecza jego ramion.
– Powstań, sir Danielu.
Świeżo pasowany rycerz przeżegnał się i wstał.
– Jaki herb dla siebie przyjmiesz?
– Sokoła... na winno czerwonym tle – oznajmił po krótkiej chwili namysłu i uśmiechnął się szeroko. Tak stał się rycerzem królowej, dostał szlachecki tytuł i połączył w swym herbie pamięć o sir Arlanie oraz zdarzenie, dzięki któremu go pasowano. Właśnie po to przebył tak długą drogę, tak wiele się na niej ucząc.
Był szczęśliwy.
CZYTASZ
Lilia i Sokół
FantasíaOpowieść o niezwykłej miłości w czasach dzielnych rycerzy, dworskich intryg, królów i pięknych dam.