Rozdział 34

7.2K 398 66
                                    

Nie zapomnij zostawić gwiazdki i komentarzy! ;)

Już jutro.
Ostatni dzień, kiedy rodzice będą w oficjalnym związku.

Teraz to wydaje mi się takie jasne i zrozumiałe.

Dzisiejszy dzień postanowiłam spędzić z moimi przyjaciółmi. W domu wszystko było strasznie sztuczne.

Chciałabym uciec i już nigdy tu nie wracać.

Trochę zazdroszczę ojcu, że się wyprowadzi i nie będzie musiał wysłuchiwać tych ciągłych narzekań matki.

Ubrana w szare szorty i koszulkę koloru zgniłej zieleni, wyszłam z domu.

Byłam umówiona z Aną i Aliyah'ą. Miałyśmy spędzić czas we trzy.

Wsadziłam w uszy słuchawki, przez które słuchałam moje ulubione piosenki.

Szybkim krokiem przemierzyłam odległość między moim domem, a domem Aliy.

Zadzwoniłam dzwonkiem i czekałam, aż ktoś mi otworzy.

Nie musiałam stać długo przed drzwiami, bo już po chwili w nich stanęła czarnowłosa dziewczyna.

-Jesteśmy same, bo rodzice są u dziadków. Jakby co, ja jestem chora i nie mogę ruszać się z domu. - Prychnęła, przedrzeźniając swoich rodziców.

-Ty zawsze jesteś chora. Na tą twoją śliczną główkę. - Zaśmiałam się i pogłaskałam jej czoło.

- No, no. Dobrze, że chociaż śliczną. - Podniosła palec wskazujący i zatrzasnęła za mną drzwi.

W korytarzu było dość czysto, pomijając rozrzucone buty dziewczyn.

Anne siedziała na kuchennym blacie i kroiła ser.
(Znaczy, próbowała kroić...)

Ogólnie w całej kuchni było wszędzie, wszystko.

Na stole leżało wszystko, co jest potrzebne do przygotowania zapiekanek.

- Pomożesz, czy będziesz tak patrzyła? - Zwróciła się do mnie blondynka.

Zaraz we trzy wzięłyśmy się za przygotowywanie jedzenia.

~~~*~*~~~

Czas szybko nam minął. Po zjedzeniu zapiekanek zrobiłyśmy sobie maraton filmowy i było w miarę normalnie i spokojnie, pomijając wygłupy, skakanie po łóżkach, bitwę na poduszki i poparzenie przez piekarnik ręki Aliyah'i.

O 18:00, Anne stwierdziła, że źle się czuje i wyszła. Niedługo potem ja również byłam w drodze do domu.

Przez złą pogodę, zaczęło się ściemniać, więc przyspieszyłam kroku.

Wokół było szaro i ciemno, dlatego widziałam tylko kontury wszystkiego, co mnie otaczało.

W uszach miałam słuchawki, a ręce w kieszeniach szarej bluzy, którą dała mi czarnowłosa przyjaciółka. Za sobą czułam czyjąś obecność, ale nie odważyłam się tego sprawdzić.

Serce waliło mi jak oszalałe, a nogi miałam jak z waty. Po ciele przechodziły mnie nieprzyjemne dreszcze.

Mój ''spacer'' już go nie przypominał. Teraz prawie biegłam. Wyjęłam słuchawki i przysłuchiwałam się najcichszym odgłosom. Wyraźnie było słychać za mną kroki i sapanie. Nieświadomie odkręciłam głowę i od razu tego pożałowałam.

Za sobą ujrzałam sylwetkę jakiejś zakapturzonej postaci. Mogłam stwierdzić, że był to mężczyzna.

Bez chwili namysłu, zaczęłam biec ile sił w nogach. Niestety odgłosy za mną, nadal były słyszalne.

Stara przyjaźńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz