✟II. Nowy świat✟

303 49 66
                                    

Aron zmienił się przez te lata. Kobiety już nie paradowały ubrane w skąpe stroje i nie zachęcały do skorzystania z potencjalnego dupczenia.  Albo czegoś innego z ich wielkiego wachlarza potencjalnych usług. Teraz żadnej kurwy nie było widać na horyzoncie, a kobiety paradowały w spodniach. Niklaus pokręcił głową i pomyślał, że by to było całkiem seksowne, gdyby te spodnie chociaż opinały ich zgrabne tyłeczki. Na kamienno-stalowych ścianach budynków widniały kolorowe bohomazy, które ludzie nazywają graffiti. Ubrany w szkarłatny płaszcz i czarne jeansy Nik szedł ulicami miasta. Mijał on ludzi, którzy biegali jak drób pozbawiony głowy. Stwierdził ambitnie, że ludzie stają się coraz bardziej nie do zniesienia. Może powinien w końcu wypłynąć na inny, mniej zaludniony kontynent?

Zatrzymał się na placu, którego wygląd zapamiętał inaczej. Pamiętał jak w koło fontanny biegła kamienna posadzka, a przy niej na szmaragdowo-zielonej trawie rosły kolorowe kwiaty. Tańczyły one zawsze, gdy zawiał przyjemny wiosenny wiatr. Razem tworzyło to wszystko piękny i harmonijny obraz. Teraz wszystko pochłonął kamień i metal. Z roślin nie ostało się nic. Z pięknych fioletowych krzewów, które po zmroku jarzyły się czerwoną łuną. Niebieskich, czerwonych, niekiedy czarnych kwiatów zostało jedno wielkie nic. Patrzenie na to wywoływało smutek w Niklausie. Jak można zniszczyć coś tak pięknego? Zapytał się w myślach, lecz odpowiedzi nie dostał. Pokręcił głową, zakładając kaptur i chowając dłonie do kieszeni. To co było już nie wróci, a wszystkiemu winni są ludzie.

Ruszył w głąb miasta, obserwując i wchłaniając nowe informacje. Tak jak dawniej byli tu syrderynowie, inferczycy i nordowie, ale normalnie ze sobą rozmawiali. Bez żadnych rasistowskich uwag czy kurwienia. Czyżby podział ras został zniesiony? Nik spojrzał na norda i infernitkę, którzy namiętnie się całowali. To go tylko utwierdziło w przekonaniu, że cały jego świat oszalał. Niestety głód nie pozwalał mu racjonalnie wszystkiego przemyśleć. Dosłownie wypalał jego wnętrzności. Westchnął cicho i pokręcił głową z dezaprobatą i wszedł w jeden z wielu zaciemnionych zakątków miasta. Musiał odpocząć od gwaru, który tu panował. Po tak długim życiu w ciszy, taki hałas był dla niego całkowicie nie do zniesienia. 

  — Dawaj wszystko co masz! — wrzasnął ktoś przed nim. 

Klaus uniósł swoje dwukolorowe oczy na stojącego przed nim norda. Mężczyzna ten trzymał pistolet w ręce i mierzył nim w niego. Rozejrzał się i westchnął ciężko, gdy reszta go otoczyła.

  — Nie słyszałeś szefa?! — krzyknął kolejny nord.

— Odejdźcie, a przeżyjecie —  odpowiedział Nik, a jego głos był jak trzaśnięcie bicza. — Nie interesujecie mnie śmiecie. 

  — Jak żeś nas nazwał?! — warknął, zdenerwowany syrderczyk zbliżając się do maga z nożem.

  — Bo się skaleczysz —  zakpił z niego.

Syrderczyk nie czekając długo rzucił się na Niklausa. Ten tylko spojrzał na niego, a nóż wyrwał się napastnikowi z rąk i przebił czaszkę na wylot. Jego towarzysze patrzyli na to z trwogą, nie wiedząc co się właściwie stało. Przerazili się jeszcze bardziej, gdy dusza ich kompana wleciała w czarny odwrócony krzyż na dłoni Klausa, który się uśmiechnął. Reszta rzuciła się na niego w szaleńczym amoku. Mag pokręcił głową, a nad nim pojawił się  ognisty lis o sześciu ogonach, który rozerwał większość jednym machnięciem łap. Jak poprzednio dusze wleciały w mężczyznę. Poczuł on jak głód się lekko zmniejszył, ale to nie wystarczy.

  — Cz-czym ty jesteś! — wykrzyczał ich "szef", który jakimś cudem przeżył atak bestii. Patrzył on przerażony, dalej celując w Klausa z broni.

— Niczym. — Wzruszył ramionami i ruszył w jego kierunku.

— Nie zbliżaj się! — krzyknął pociągając za spust. 

Sabat Czerwonego KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz