Obudził go chłód i delikatne syczenie oraz rozmowy. Otworzył powoli swoje dwukolorowe oczy i rozejrzał się wkoło. Leżał na puchatym łóżku, przykryty jakimś kocem, podłączony do dwóch magicznych kryształów, które monitorowały stan jego zdrowia. Delikatnie i powoli usiadł. Znajdował się w sali w pokoju medycznym. Rozmasował dłonie, które niemiłosiernie go szczypały. Spojrzał w bok i zobaczył na innych łóżkach ludzi albo raczej dorosłe ranne bazyliszki. Są do ludzi podobni, ale mają w niektórych miejscach łuski, ogon, gadzie oczy i rogi. Chciał wstać, ale pielęgniarka mu nie pozwoliła. Spojrzał na nią, była piękna jak na bazyliszke przystało. Długie ciemno-czerwone włosy opadały na pielęgniarski fartuch. Policzki, dłonie i łydki pokrywały czerwone łuski, z tyłu widać było tego samego koloru ogon, a z głowy wyrastała para rogów. Jej żółte oczy patrzyły na Nika uważnie i badały jego stan.
— Powinieneś leżeć — powiedziała. — Straciłeś dużo ~tum i krwi.
— Nic mi nie będzie — odpowiedział Klaus. — Bywało gorzej. Czy jestem w środku Sar nerr Zur?
Kobieta w odpowiedzi pokiwała głową i zaczęła dokładnie go badać. Po kilku minutach stwierdziła, że mag może wstać i się przejść. Ale przed tę musi się spotkać z przywódcą. Gadziooka wskazała na dwójkę strażników za nią, mówiąc tym samym, że oni go przypilnują. Nie protestował, wiedział że to tylko środki ostrożności. W końcu niewielu go będzie pamiętać, gdyż ostatnia jego wizyta w tym miejscu była wieki temu. Wtedy Araesz był piękny i młody. Może kończył wtedy z jakieś czterdzieści, może pięćdziesiąt lat? Pamięć już go zawodzi o takie drobne szczegóły. Wstał, ubrał się i zabrał swoje ostrze, po czym skierował się za strażą.
Niewiele się zmieniło, korytarze dalej były zrobione z piaskowca i skromnie ozdobione. Nie było zdjęć czy dywanów, ale pochodnie wykonane z kości i kilka obrazów. Chodząc tunelami, przypomniał sobie jak był tu po raz pierwszy, kiedy bazyliszki go złapały i chciały zabić. Wtedy pomógł im z łowcami i poszukiwaczami skarbów, ale jak widać historia lubi się powtarzać. Nauczył ich również dużo, na przykład władanie magią czy rzemieślnictwo. Udoskonalił razem z nimi medycynę i pomógł przy edukacji małych bazyliszków. Wynalazł nawet specjalną machinę, zrobioną z kryształów ulraz, która miała inkubować jajka w domowym zaciszu. Oczywiście na początku, większość bazyliszków była przeciwna jego pobytowi tutaj, ale w końcu się do niego przekonali, a Niklaus stał się ich Tertre'a. Oznacza to pobratymca krwi, a żeby nim zostać trzeba przejść rytuał, w którym bazyliszki wymieniają się swoją krwią. Klaus był pierwszym nordem, który wymienił krew z bazyliszkiem i do tego nie byle jaki, a z samym przywódcą.
✟ rok 1248, okolice Sarr ner Zurr✟
Mężczyzna z przewiązaną przez oczy opaską i zawiązanymi rękami, został wrzucony do jednej z cel w leżach bazyliszków. Usiadł on i oparł się o ścianę miał przy sobie rzeczy, które pomogą mu przeżyć kilka tygodni na pustyni. Zdjął opaskę z dwu kolorowych oczu, a więzy rozgryzł i wstał. Pilnowało go dwóch strażników, jeśli spróbuje uciec to tylko rozgniewa te istoty. Postanowił więc, że poczeka i odnowi swoją energię. Usiadł po turecku i zamknął oczy, rozłożył ręce na obie strony i uniósł się lekko nad ziemią. Czuł otaczające go życie i wszystkie emocje bazyliszków w pobliżu. Strach, gniew, ból, smutek. Wszystkie te uczucia kłębiły się w nich i czekały aż wybuchną. Skupił się na umyśle doradcy i widział wszystko co zadziało się przed dwoma tygodniami. Jak ludzie z plemienia Berheszów napadają na nich i porywają młode. Stwierdził, że to będzie jego szansa, by zaprzyjaźnić się z tymi pięknymi istotami.
Mijały godziny, a on nie ruszył się o krok. Strażnicy patrzyli na niego jak na trędowatego i zastanawiali się co to za pojeb im się trafił do pilnowania. Klaus słyszał to wszystko i tylko śmiał się w duchu. W życiu już słyszał nie jedną obelgę, od ludzi czy ojca. Kiedyś chciał jego uwagi i zainteresowania, teraz był dla niego tak samo niepotrzebny jak reszta sabatu. Obchodziła go tylko i wyłącznie jedna osoba. Rien dla której jeszcze wytrzymuje w tym pieprzonym miejscu. Drzwi się nagle otworzyły, a straż kazała mu się ruszyć. Zakuli go w kryształowe kajdany i zaprowadzili za sobą do komnaty władcy. Była ona pełna skór i kości, a na tronie siedział, około trzydziestoletni mężczyzna, o czerwonych gadzich oczach, czarnej łusce i trzech parach rogów na głowie ułożonych jak korona. Czuć było od niego siłę, nawet bez użycia do tego zaklęć pomiarowych.
CZYTASZ
Sabat Czerwonego Księżyca
FantasiaŚwiat inny od naszego, gdzie magia jest codziennością. A przynajmniej była przed zamknięciem Niklausa Lunaris. Maga sabatu czerwonego księżyca, oskarżonego o zdradę. Skazanego na wieczne zapomnienie i uwięzienie. Po 300 letnim więzieniu rusza w świa...