✟IV. Krypta Ner'osen✟

213 36 64
                                    

Im niżej schodził tym robiło się ciemniej i zimniej. Ruszył ręką na której zapłonął fioletowy płomień, oświetlał kawałek drogi przed nim, ale nie dawał ciepła. Zszedł do holu pełnego szkieletów. Spojrzał na ściany pełne niebieskich, świecących symboli. Dotknął je ręką i uważnie się im przyjrzał. Rozpoznał w nich dawne pismo Nefele. Język zapomniany przez ludzi czterysta lat temu. Na jego szczęście znał ten język i zaczął go tłumaczyć. Odskoczył w tył kiedy jeden ze szkieletów zaatakował go mieczem. Zlizał krew, która wypłynęła z rannego policzka i spojrzał na wstające szkielety. Wziął topór, który leżał na ziemi nieopodal niego. 

Szkielet, który wcześniej go zaatakował ponownie na niego ruszył. Nik wykonał obrót i odciął jego ręce. Podniósł z ziemi miecz i ruszył przed siebie. Szkielety go atakowały, a ten blokował ataki mieczem i rozwalał szkielety toporem. Nie obyło się bez odniesienia ran, z których skapywała zielona krew. Klaus spojrzał na ciecz, która po spotkaniu się z ziemią, przepaliła ją. Pokręcił szybko głową, kiedy przed oczami miał mroczki. Dwa ogromne szkielety z dwuręcznymi toporami w dłoniach wyskoczyły na niego zza rogów. Zareagował w porę, nim broń doszła do niego. Wykonał piruet na pięcie i wbił miecz w pierś jednego z nich. Drugiemu odrąbał głowę toporem, a tego któremu wbił ostrze, rozciął na pół. Zmachany oparł się o ścianę, przy kolejnym zejściu. Miał już schodzić, kiedy kości uniosły się i ponownie złożyły w szkielety.

  — Wer'eda! (nord. kurwa) — powiedział, rzucając toporem w ożywieńców, niszcząc tym kilku w linii prostej. 

Te ponownie wstały i ruszyły na niego. Złapał miecz oburącz i skupił się na nim. Broń zaczęła falować i zmieniać kształt. Wygiąła się jak karabela i pogrubiła ostrze jak u tasaka. Na zastawie miecza pojawiło się czerwone gadzie oko, a od czubka głowni po jej połowę wytworzył się wzór zębów. Miecz ryknął i roztworzył się w miejscu ust. Skierował głowice miecza w stronę szkieletów, a czubek ostrza za siebie. Klaus stanął za to bokiem do trupów, a na jego lewym ramieniu pojawił się metalowy naramiennik. Zaszarżował i z bara walnął ogromnego szkielet, wytrącając go z równowagi, po czym zamachnął się na niego ostrzem. Miecz zaryczał, rozcinając na pół ożywieńca. Kości się rozsypały, a dusza wleciała w miecz, przez "usta" broni. Oko pobudziło się i zmieniło kolor na głęboki błękit.

Niklaus wskoczył w środek nieumarłych i wykonał młynek. Ciał trupy na drobne kawałki, a miecz pochłaniał duszę dla niego. Kiedy wszystkie kości leżały w końcu martwe na podłodze, oparł on miecz o swoje ramię. Spojrzał ponownie na starożytne pismo i uśmiechnął się, przez to co na nich wyczytał. W głębi krypty jest ukryty starożytny kostur, należący do nekromanty Ner'osena. Oczywiście strzeżony przez nieumarłe sługi czarnego maga. Nikowi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie podobało mu się jeszcze bardziej. Nie dość, że zdobędzie moc berła, to na dodatek pochłonie dusze z ciał ożywieńców. Słyszał podniecone mruczenie swojego demonicznego ostrza i ruszył w głąb katakumb.

Marmurowe schody prowadzące na sam dół krypty nie oświetlała żadna pochodnia. Było ciemno i duszno, a w niektórych miejscach wyczuć można było kawałki kości i martwe pustynne szczury. Ostrze wydało z siebie warknięcie, kiedy Nik przeszedł przez próg. Rozejrzał się, ale o dziwo było spokojnie. Za spokojnie. Chwycił miecz oburącz i powoli szedł do przodu. Odskoczył w tył, kiedy spod ziemi próbowała złapać go kościana dłoń. Po chwili krypta przed nim zaroiła się od Swethy. Były to ożywione ludzkie zwłoki w zaawansowanym stopniu rozkładu. Nie posiadały owłosienia, narządów rozrodczych i ubrań. Skóra zwisała z nich, a czarne oczy wpatrywały się pusto w maga. Wydały z siebie ryk, a ich dłonie wydłużyły się i zmieniły w zakrzywione ostrza. 

Wystawił miecz przed siebie i przejechał po nim dwoma palcami. Rozciął je, a krew wsiąknęła w broń. Wydobyło się wycie, a samo ostrze zmieniło swój wygląd. Stało się mniejsze i zmieniło kształt. Wyglądałby jak normalny miecz jednoręczny, gdyby nie czerwony kolor ostrza i gadzie oko na płazie. Z głowicy wychodził kolczasty łańcuch, który obwiązał się wkoło ręki Klausa. Wykonał obrót, unikając ataku ostrych szponów, po czym wbił ostrze w kręgosłup pierwszego z trupów i rozciął go aż po czubek głowy. Swethy zawarczały na maga i skoczyły wszystkie w jego kierunku. Nik odskoczył w tył i wpadł na ścianę. Przeklną siarczyście i w ostatniej chwili uniknął pazurów. No prawie, gdyż jednemu udało się rozciąć jego rękę. Krew zaczęła cieknąć, a ostrze wydało z siebie pomruk złości.

Sabat Czerwonego KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz