Wstawaj Kat! - usłyszałam.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się wokoło. Gdy zobaczyłam w oddali dwa kształty całkowicie się rozbudziłam.
- No nareszcie śpiąca królewna się obudziła - odezwał się przyciszonym głosem mój towarzysz.
- Długo spałam? - zapytałam.
- Trochę pospałaś. Nie chciałem cię budzić, ale zobaczyłem Orków i pomyślałem, że lepiej będzie jak cię obudzę.
- Fajnie, że jednak czasem myślisz koniku - skomentowałam - rusz zadek zanim ich zgubimy.
- Nie bój nic maleńka.
- Nie gadaj już tyle tylko jedź - trochę się zdenerwowałam. Nie możemy zgubić z oczu tych Orków, bo oni są celem dzisiejszej wyprawy. Jeśli ten koń coś spaprze to przysięgam, że go zabiję.Jechaliśmy w ciszy śledząc Orków. Zablokowałam myśli, żeby Gaston ich nie słyszał. Musiałam przemyśleć kilka spraw.
Zastanawiałam się, czy nie dałoby się zmienić tej przepowiedni? A gdybym tak sama stawiła czoło wrogowi? Nie doszłoby do wojny, która jest w przepowiedni i może nikt nie musiałby ginąć. To przecież genialne! Tylko jedna rzecz mi się nie zgadza. Po co ta Wyrocznia wymyśla te przepowiednie skoro tak łatwo można je zmienić?
Pewnie głowiłabym się nad tym gdyby nie to, że dostrzegłam niedaleko przed nami ogromny, czarny pałac. Nic nie ma dookoła. Tylko trawa, a na środku ten wielki pałac. Pewnie właściciel lubi dużą przestrzeń.
Zobaczyłam jak duże wrota pałacu się otwierają, a Orkowie których śledziliśmy wchodzą do środka. Zaczęłam się zastanawiać czy to jedyne wejście. Wrota powoli się zamykały, ale nawet gdyby były jedynym wejściem to i tak byśmy przez nie nie przeszli. Z pewnością pałac jest nieźle chroniony.
- Jak się tam dostaniemy? - spytałam Gastona.
- Właśnie się zastanawiam. Nawet jeśli pałac ma jakieś boczne wejście to małoprawdopodobne że uda nam się przez nie dostać. Czyli musimy wejść głównym wejściem - odpowiedział zamyślony.
- A jak ty niby chcesz wejść tym głównym wejściem? No słucham panie mądraliński, pochwal się - powiedziałam zirytowana. Co ten koń sobie myśli?! Niech sam se wchodzi głównym wejściem. Jestem przekonana, że powitają go tam z otwartymi ramionami (czujecie ten sarkazm?).
- Tak się składa, że mam się czym pochwalić moja droga. Otóż plan jest następujący. Zamienię się w orka i "przyprowadzę cię jako więźnia". Tak właśnie wejdziemy do pałacu. Jakieś pytania?
- Tak - odpowiedziałam - jak ty się niby zamienisz w orka?
- Umiem zmieniać postać skarbie - mrugnął do mnie. On chyba nigdy nie przestanie zachowywać się jak głupek.
- To świetnie. W takim razie zmień się w orka, a ja zrobię się na więźnia - odrzekłam, po czym zaczęłam targać sobie włosy. Kiedy moje włosy były trochę potargane zdrałam lewy rękaw mojego stroju, wzięłam mój sztylet i rozcięłam sobie lekko skórę na ramieniu, a następnie na udzie. Zrobiłam sobie jeszcze delikatną ranę na policzku i byłam gotowa.
- I co myślisz? - zwróciłam się do Gastona.
- Myślę, że nawet "dekorując się" na więźnia wyglądasz pięknie - przewróciłam oczami.
- A tak poważnie?
- Tak poważnie to wyglądasz jak prawdziwy więzień. Tyle, że piękny - odpowiedział. Ehh... głupek.
Po chwili zaświecił cały i stał przede mną w postaci orka. Byłam pod wrażeniem i przez moment miałam żal do swojej mamy, że nie obdarowała mnie taką mocą. Ale to tylko chwilowe odczucie.
Ork Gaston chwycił mnie za łokieć i prowadził w stronę pałacu jako więźnia. Gdy w końcu doszliśmy zaczęłam się lekko wyrywać, żeby nasze przedstawienie wyglądało jeszcze lepiej.
- Puszczaj mnie brzydalu! - krzyknęłam i kopnęłam go w łydkę.
On tylko mocniej mną szarpnął i zwrócił się do strażników w pradawnym języku elfów.
Strażnik przytaknął i wrota zaczęły się otwierać.
Powoli wchodziliśmy po schodach do pałacu. Ja oczywiście nadal się trochę szarpałam.
- Musiałaś mnie kopać? - wyszeptał z wyrzutem Gaston.
- Chciałam, żeby było wiarygodnie - odpowiedziałam także przyciszonym głosem.
W końcu weszliśmy do środka. Wokoło rozciągała się wielka sala tronowa. Złote żyrandole zwisały z sufitu, czarne kolumny stały w równych, dwóch rzędach, po obu stronach pomieszczenia, a na podwyższeniu stał duży tron.
Sala jednak była pusta. Byliśmy tu sami, ale cały czas wyczuwałam czyjąś obecność. Nagle rozległ się śmiech, na dźwięk którego przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Rozejrzałam się, ale nikogo nie zobaczyłam.
- Proszę, proszę... kogóż to przyniosło w moje skromne progi - rozniósł się echem potężny głos. Na moment ogarnęło mnie przerażenie, ale szybko się uspokoiłam.
- Kim jesteś? Pokaż się! - powiedziałam pewnie. Wyrwałam się z uścisku orka Gastona i zrobiłam krok w przód.
Znowu rozbrzmiał ten paskudny śmiech i zza jednej z kolumn wyłoniła się postać w płaszczu. Miała kaptur i nie było widać jej twarzy. Zastanawiałam się czy to jest ten Zapomniany Władca.
- Witaj moja droga Kathlyn. Może herbatkę? - odezwał się zakapturzony.
- Ale z ciebie żartowniś - zaśmiałam się gorzko.
- Uznam to za komplement - odparł - powiedz, co cię do mnie sprowadza?
- Zależy kim jesteś - nie wiem w co on sobie pogrywa, ale muszę być czujna.
- Jestem królem całego świata - zaśmiałam się. Co za marzyciel. Poważnie, nie mogę pohamować śmiechu - co cię tak śmieszy - powiedział zdezorientowany.
- Wybacz - powoli opanowywałam śmiech.
- Z tej swojej książki o historii świata zapewne wiesz o Koronie Władzy. Ja mam koronę, więc mam też władzę - spoważniałam. Miał Koronę Władzy. I żył. ON ŻYŁ! Pewnie wygląda tak okropnie , że aż musiał zakryć się kapturem. Tylko jak mam z nim walczyć?
- Pewnie zastanawiasz się jak wyglądam. Otóż wyglądam bardzo młodo i tym razem nie zamierzam zakładać korony i kolejny raz umierać. Będę rządził wiecznie! - i ten złowieszczy śmiech. Aż ciarki przechodzą.
Chciałam coś powiedzieć, ale zatkało mnie to co zobaczyłam.
Nie wierzę... to chyba mi się śni... uszczypnęłam się, ale to nic nie dało.
Przede mną stał król Thranduil. Wyglądał jak on, ale nie brzmiał jak on. Nic nie rozumiem.
- Posiedziałbym z tobą dłużej, ale muszę przygotować uroczystość zaślubin mojego syna. Ale nie martw się. Jak już będzie po wszystkim przyjdę do ciebie, a na razie poczekasz sobie w lochach. Zabrać ją! - nie docierało do mnie to co przed chwilą usłyszałam. Zaślubin...? Przełknęłam ślinę i powstrzymałam łzy. Kilku Orków wzięło mnie za ręce i pociągneło w stronę, jak się domyślałam, lochów.Wepchneli mnie do małego pomieszczenia i zamknęli kraty na klucz. Potem bez słowa odeszli.
I co ja mam teraz zrobić?
Wybuchłam płaczem. Tyle emocji się we mnie kłębiło. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo potrzebowałam tej chwili.
Nie wiem jak długo płakałam, ale po jakimś czasie odpłynęłam w sen.
♡
Obudziłam się leżąc na czymś miękkim. Nie chciało mi się jednak wstawać ani otwierać oczu, ponieważ było mi wygodnie.
Dziwne. Pamiętałam, że wczoraj w lochach, na podłodze płakałam, a potem pewnie zasnęłam.
- Dzień dobry ślicznotko. Dobrze się spało? - usłyszałam głos Gastona tuż koło swojego ucha. Otworzyłam oczy i napotkałam rozpromienioną twarz elfa. Przestraszona podniosłam się i odsunęłam w kąt.
Elf zaczął się śmiać. ZACZĄŁ SIĘ ŚMIAĆ! Byłam totalnie zdezorientowana.
- Z czego się śmiejesz? - spytałam. Wyciągnęłam ręce przed siebie , aby móc obronić się magią, gdyby naszła taka potrzeba - i kim do cholery jesteś?
- Sory Kat. Obudziłbym cię wcześniej i poinformował, ale tak słodko spałaś, że nie potrafiłem - odrzekł elf.
- G... Gaston? - stałam osłupiała.
- A jakże by inaczej moja droga - opuściłam ręce. Już się nie bałam. Nawet cieszyłam się, że on tu jest, tylko nie wiedziałam jak się tu znalazł.
- A co ty tu robisz?
- Wpadłem dotrzymać ci towarzystwa, potem służyłem ci za poduszkę, a na koniec za łóżko. To było doprawdy niebywałe, że się do mnie przytulałaś - znieruchomiałam. Serio? Przytulałam się do niego? Co mi do cholery odbiło?
- Zgadzam się. Niebywałe. I nigdy więcej się nie powtórzy - odrzekłam pewnie.
- Jeszcze zobaczymy - mrugnął do mnie po czym usiadł i poklepał miejsce obok siebie - siadaj maleńka.
- A nie sądzisz, że powinnyśmy się stąd wydostać? - zapytałam.
- Sądzę, że to nie najlepszy moment - odparł.
Przewróciłam oczami.
- Jasne panie mądraliński. Daj znać kiedy będzie dobry moment - powiedziałam i usiadłam koło niego. Objął mnie ramieniem, a ja o dziwo nie protestowałam. Kłócenie się z nim o takie głupoty i tak nie miało sensu. Oparłam o niego głowę i zamknęłam oczy.
- Myślisz, że Legolasowi nic się nie stanie? - spytałam po chwili.
Chwilę się zastanawiał po czym odpowiedział.
- Nie dopuścimy do tego, prawda?
- Ja na pewno nie - odparłam bez namysłu.
- W takim razie nic mu nie będzie - westchnął.
- Czemu go tak nie lubisz? - zapytałam. Nie rozumiałam o co mu chodzi.
- Ponieważ ty go lubisz - odpowiedział.
- Wciąż nie rozumiem - co ma do tego to czy ja go lubię czy nie. On się bawi w jakąś zabawę pt."mam odwrotne zdanie niż Kat", czy co? Gaston jest naprawdę dziwny.
- Nie ważne już - odrzekł zamyślony.
Postanowiłam nie dążyć tematu i zacząć obmyślać plan ucieczki. Dręczyły mnie też wspomnienia wczorajszego dnia i słowa króla Thranduila. Legolas bierze ślub? Czy to możliwe, że już znalazł sobie nową dziewczynę? Mama miała rację. Faceci to świnie.
- Dzięki - powiedział Gaston.
- Za co?
- Za te świnie - zaśmiał się. Super czyli zapomniałam zablokować myśli. Szlag - nie przejmuj się. Legolas na takiego nie wygląda. Na pewno coś jest na rzeczy skoro ty siedzisz w lochach, a on bierze ślub - pogłaskał mnie po ramieniu.
- Fajnie by było gdybyś miał rację - uśmiechnęłam się słabo.
Siedzieliśmy dalej w milczeniu. Po krótkim czasie zorientowałam się, że Gaston zasnął.♡♡♡
Kolejny rozdział za nami! Piszcie w komentarzach co sądzicie! 😉😙 to dla mnie bardzo ważne! 💓
Do nextu 💕😊
![](https://img.wattpad.com/cover/80004597-288-k149304.jpg)
CZYTASZ
Córka Wszechświata
FantasíaJest to nietypowe fanfiction. Wraz z bohaterami będziecie przemierzać oceany na statku pirackim, przeżyjecie niezwykłe przygody w szkole magii, będziecie świadkami niesamowitych rzeczy! A jakich dokładnie? Dowiecie się czytając Córkę Wszechświata!