*Pov Legolas*
Obudziły mnie promienie słoneczne. Chciałem przytulić i ucałować moją ślicznotkę, ale zorientowałem się, że jej nie ma. Przeszło mi przez myśl, że może uciekła ode mnie, ale to nie możliwe, bo przecież dobrze ją traktowałem. Chociaż różnie to z kobietami bywa. Naprawdę ciężko im dogodzić.
Postanowiłem się ubrać, zjeść szybko śniadanie i poszukać ukochanej.
Gdy kierowałem się do wyjścia z pałacu, zatrzymało mnie ostre, donośne chrząknięcie. Odwróciłem się za siebie i ujrzałem mojego ojca.
- Witaj synu - zbliżył się.
- Witaj ojcze - skłoniłem lekko głowę.
- Jak ci się układa z Kathlyn? - zapytał.
- Dobrze. Właśnie jej szukam - mój ojciec się uśmiechnął. Nigdy się tak nie uśmiechał. Przez chwilę miałem wrażenie, że ma inny kolor oczu. Dziwne. Na pewno tylko mi się zdawało.
- Jest w ogrodzie. Czeka na ciebie - powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, po czym odszedł.
Pobiegłam w stronę ogrodu. Kiedy ją zobaczyłem od razu się rozpromieniłem. Podszedłem do niej i czule ją pocałowałem. Ten pocałunek był inny niż poprzednie. Albo tylko mi się zdawało. Spojrzałem w jej cudowne brązowe oczy... zaraz, brązowe?! Przecież Kathlyn ma zielone oczy! Nie możliwe, żebym zapomniał o takiej rzeczy. W ogóle dzisiaj coś się ze mną dzieje. Może się nie wyspałem?
- Cześć piękna - powiedziałem w końcu.
Zaśmiała się w ten uroczy sposób. Uwielbiam ją.
Postanowiłem nie przedłużać i powiedzieć to co chciałem.
Wziąłem moją ukochaną za ręce i zacząłem :
- Kathlyn. Moja piękna. Moja cudna. Moja idealna. Kocham cię. Kocham twój uśmiech, twoje oczy, ciebie całą. Uwielbiam budzić się koło ciebie i zasypiać. Proszę - uklęknąłem - czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją księżniczką?
- Tak Legolasie - uśmiechnęła się najpiękniejszym uśmiechem pod słońcem - z chęcią zostanę twoją księżniczką.
Ucieszyła mnie jej odpowiedź.
Ale czy na pewno? - podpowiadał mi jakiś głos w głowie.
Cząstka mnie nie potrafiła się z tego cieszyć. Ale dlaczego? Nie miałem pojęcia co się dzieje.Postanowiłem przygotować się do ceremonii zaślubin. Nie potrzeba wielu starań. Polega to tylko na tym, że mój ojciec udzieli nam błogosławieństwa i tyle. My się pocałujemy i tak oto oficjalnie zostaniemy małżeństwem. Proste prawda? Oczywiście. Tylko czemu mam wątpliwości? Akurat dziś dzieją się jakieś dziwne rzeczy. Słyszę dziwne głosy w mojej głowie i coś w środku mnie nie pozwala mi wziąć tego ślubu
***
*Pov Kathlyn*
Pierwszy raz czułam tyle emocji naraz. Jeśli w każdym świecie życie jest takie trudne i męczące to ja rezygnuje. Żartowałam. Wszystko jest super.
No może poza kilkoma szczegółami.
Wysilam myśli, próbuję coś zrobić. Cokolwiek.
- O czym tak dumasz słodziutka? - odezwał się mój współwięzień.
Współwięzień...
Jak to cudnie brzmi (Wyczujcie ten sarkazm ).
- O niczym - odparłam.
Gaston westchnął.
- Nadal przejmujesz się Legolasem?
Nie odpowiedziałam.
- Kat... zdecydowanie wolę kiedy mnie wyzywasz, niż kiedy nic nie mówisz.
Spojrzałam na niego z ukosa.
- Jak stąd wyjdziemy? I kiedy?***
*Pov Legolas*
Stałem naprzeciwko Kathlyn, która za moment miała stać się moją żoną.
- Legolasie czy jesteś gotowy poślubić tą elficzkę?
Uśmiechnąłem się i już miałem odpowiedź kiedy usłyszałem krzyk w mojej głowie.
Nie!
- Tak - to krótkie słowo przeszło mi ciężko przez gardło.
- A ty Kathlyn czy jesteś gotowa zostać żoną księcia Legolasa? - zwrócił się mój ojciec do Kathlyn.
- Tak - odpowiedziała tak automatycznie, jakby ćwiczyła to już kilkanaście razy.
- W takim razie ogłaszam was mężem i żoną, księciem i księżniczką! - powiedział szczęśliwy. Bardzo mnie to zdziwiło. Mój ojciec cieszy się z czegoś czemu wcześniej był przeciwny?***
*Pov Kathlyn*
Rozległ się dźwięk kroków, a na przeciwko nas, za kratami stanął elf. Taki trochę zmutowany... ale elf. W dodatku zły. Czyli w skrócie mówiąc "pionek tego całego Mitondry ".
- *Manjako mants anao - odezwał się.
Zrozumiałam co powiedział, ale nie rozumiałam czego chce od nas "król".
Kiwnęłam głową. To mogła być idealna okazja na ucieczkę. Zły-elf otworzył nam drzwi celi i wskazał ręką żebyśmy wyszli. Możemy teraz uciec. Ale czy to nie za proste?
Jak na zawołanie zjawiło się trzech kolejnych złych-elfów z włóczniami. Ruszyliśmy, otoczeni przez nich, do sali tronowej.
- Moja droga Kathlyn - zaczął król - ależ się za tobą stęskniłem - zaśmiał się. Tylko że nie był to przyjemny śmiech. Aż ciarki przechodzą.
Uśmiechnęłam się sztucznie.
- Ja również KRÓLU - ukłoniłam się przesadnie.
- Humor ci dopisuje, jak widzę. Pozwól zatem, że rozwieję twój wesoły nastrój - trochę się przestraszyłam, ale nie mogłam tego okazywać.
- Doprawdy? Słucham więc, co masz masz mi do powiedzenia? Już mi serce pęka - złapałam się teatralnie za serce.
Mój towarzysz cicho parsknął, a ja powstrzymywałam się od zawtórowania mu.
- Żartuj póki możesz - rzekł chłodno król - niedługo zacznie się wojna, a twój kochaś zginie z rąk swojej żony, czyli księżniczki Kathlyn - totalnie mnie zamurowało. Przełknęłam ślinę.
- Co proszę? Chyba nie zrozumiałam - zaśmiałam się nerwowo, bez cienia rozmawienia.
- Wkrótce zrozumiesz. A póki co, posiedzisz sobie tutaj i popatrzysz jak wygrywam wojnę i zostaję panem świata - mimowolnie przewróciłam oczami.
- Jasne - powiedziałam, a mój głos ociekał sarkazmem - życzę szczęścia - uśmiechnęłam się przymilnie.
Król zaśmiał się głośno, wyraźnie rozbawiony.
- Nie potrzebuję szczęścia - odparł z wyższością.
- To się jeszcze okaże - mruknęłam.
Mitondra zmierzył mnie surowym spojrzeniem, po czym odszedł.***
*Pov Legolas*
Siedziałem z moją żoną w ogrodzie. Cieszyłem się ciszą i jej bliskością. Coś jednak musiało popsuć mi tą spokojną chwilę. A był to gwardzista z armii pałacowej.
- Wasza wysokość - wydyszał. Musiał szybko biec - atakują.
Poderwałem się z miejsca.
- Kto atakuje? - prawie wykrzyczałem.
- Nie wiemy. Zaczęły lecieć w naszą stronę strzały, a potem wtargnęli i zaczęli atakować mieczami.
- Ale kto?! - byłem ogromnie sfrustrowany. Kto mógł nas atakować?
- Są podobni do elfów, ale jakby... tacy trochę zmutowani - odpowiedział gwardzista.
- Ojciec już wie? - spytałem. Byłem ciekaw czy może on wie kto nas atakuje.
- Nie ma go.
Chyba się przesłyszałem.
- Słucham? Jak to nie ma? - ten elf działa mi na nerwy.
- No nie ma wasza wysokość. Król gdzieś zniknął. Szukaliśmy go w całym pałacu - to nie możliwe. Mój ojciec nie mógł tak po prostu wsiąknąć. Coś tu jest nie tak...
- Idź już. Zaraz dołączę do walki. Kimkolwiek są atakujący, musimy ich pokonać - powiedziałem stanowczo.
- Tak jest - zasalutował i odbiegł.
Odwróciłem się do ukochanej. Chciałem coś powiedzieć, ale mnie uprzedziła.
- Chodź Legolasie - wzięła mnie za rękę i pociągnęła w stronę bitwy.
Biegliśmy wśród walczących i nikt nas nie tknął. Czy to nie dziwne?
W końcu Kathlyn zatrzymała się przed uzbrojonym kimś, kto wyglądał na przywódcę. Nie widziałem jego twarzy, ponieważ była zasłonięta hełmem.
Przywódca skinął głową, po czym moja żona podeszła do mnie od tyłu. Przywódca założył ręce, jakby na coś czekał. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Nagle poczułem ostrze przy mojej szyi. Co ona wyprawia?!
- Zabij go - usłyszałem głos ojca i zamarłem. Przełknąłem ślinę przetwarzając usłyszane słowa.************************************
*król was wzywa♡♡♡
No i jest kolejny rozdział! 😁
Proszę o brawa 👏👏👏👏
Wybaczcie, że tak długo mnie nie było, ale miałam dużo nauki i brak weny. Następny rozdział mam nadzieję napisać szybciej. Piszcie w komach 💬 jak Wam się podoba i zostawiajcie gwiazdki⭐!
Do nextu! 💓 😙
CZYTASZ
Córka Wszechświata
FantasyJest to nietypowe fanfiction. Wraz z bohaterami będziecie przemierzać oceany na statku pirackim, przeżyjecie niezwykłe przygody w szkole magii, będziecie świadkami niesamowitych rzeczy! A jakich dokładnie? Dowiecie się czytając Córkę Wszechświata!