Rozdział 1 "Ocalony."

1.3K 100 45
                                    

>Heeejj ho! No więc tak, odsłaniam swoją najbardziej chyba rakową stronę ever xD McHanzo! I ship it like FedEx i w tym fanfiku, dokładnie o tym shipie przeczytacie XD Niezainteresowanych proszę o nieeee hejtowanie itp 

cheers!

dajcie znać, jeśli wam się spodoba ten szit; wtedy udostępnię więcej~<


-Wow! Chyba się budzi, Ana leć po Mercy!!

-Idę, Tracer, spokojnie...

-Jak to się dzieje, że kiedy on oddycha to ten sprzęt pika?

-Lena, litości, to kardiogram; on obrazuje bicie serca, nie szybkość czy ilość oddechów. -Hanzo słyszał kobiece głosy jak przez mgłę. Wspomniany kardiogram wydawał ciche, nieprzyjemne odgłosy gdzieś w tle. 26-latek powoli otworzył oczy i przefiltrował nimi otoczenie. Leżał w łóżku, w pomieszczeniu którego kompletnie nie poznawał, w towarzystwie trzech, również nieznanych sobie kobiet. Każda miała coś charakterystycznego.

Jedna, stojąca dość blisko niego, miała brązowe, krótkie, zaczesane na prawą stronę włosy, białą koszulkę z krótkimi, brązowymi rękawkami i dość obcisłe, pomarańczowe, cieniowane spodnie, które przytrzymywał pasek z okrągłą, połyskującą skuwką; na środku koła znajdowało się mniejsze, świecące na niebiesko. Na ramiona miała zarzucony beżowy sweterek i chodziła w zwykłych trampkach.

-Hejcia, skarbie! Tak cię poturbowało, że myślałam, że nie wstaniesz!

-Tracer, przymknij się. Nie ruszaj się przez moment, muszę zrobić kilka szybkich badań... -inna dziewczyna odsunęła Tracer i podeszła do niego, wykonując dwa błyskawiczne ruchy, otwierając sobie lewitujące panele, zawierające skomplikowane informacje o jego zdrowiu, które tylko ona była w stanie odczytać.

Miała na sobie białą, długą tunikę. Krawędzie były obszyte złotą tasiemką od której odstawały żółte frędzelki. Jej blond włosy były spięte w wysoki kucyk. Prawe oko przykrywała grzywka podobna do takiej, którą miał on sam. Błękitne oczy młodej dziewczyny były delikatnie podkrążone. Stając przy panelach, wcisnęła na nos niewielkie, prostokątne okulary, co dodało jej wyglądu prawdziwego naukowca. Kiwała głową, odczytując każdą linijkę i każdy symbol, co jakiś czas zerkając na chłopaka.

-Mam na imię Mercy. Jestem medykiem, nie martw się, nie zrobimy ci krzywdy. A przynajmniej... ja... -wymruczała, spoglądając kątem oka na podskakującą w miejscu Tracer.

-Mam nadzieję, że czujesz się trochę lepiej. Kiedy Jesse cię przywiózł, naprawdę wyglądało to niedobrze... Możesz odczuwać mdłości lub... zupełnie nie mieć czucia w rękach czy nogach – podałam ci bardzo silne leki. Jeśli nie masz jakiegoś uczulenia na... morfinę, petydynę, fentanyl czy kodeinę, to wszystko powinno być dobrze-

-Nie pieść się tak z nim, Angela. To tylko draśnięcia, miewałam lepsze rany. -przerwała jej najstarsza, znajdująca się w pokoju. Zwróciła twarz w stronę Hanzo.

Miała dość ciemny odcień skóry. Na jej twarz, spadały długie kosmyki czarnych włosów z siwymi odrostami i pasmami. Reszta włosów były niedbale związane w kok. Pod lewym okiem, malował się symbol niczym u egipskiej bogini – prawe było zasłonięte czarną przepaską. Miała na sobie białą koszulę na krótkim rękawku, na nią założoną błękitną chustę i ciemnobrązowe spodnie wciśnięte w czarne buty. Jej włosy ozdabiały korale w stonowanych odcieniach.

-Biedaczysko, spójrzcie tylko na niego! Pewnie nawet nie wie, jak się tu znalazł... musi być przerażony! -zawołała zatroskana Tracer, składając dłonie i przystawiając je sobie do twarzy, wykazując wyjątkowe zmartwienie. Mercy skinęła.

{Overwatch} Why so sad, pardner?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz