Rozdział 7 "Czy 'żyć' oznacza 'być szczęśliwym'?"

625 63 21
                                    

 „Zasnął." -stwierdził McCree w myślach, spoglądając na przyjaciela. Byli w powietrzu, jakoś w połowie drogi do bazy. Niewielkie, ciemne dotąd chmurki powoli nabierały barw, na wschodzie. Słońce rozpoczynało swoją wędrówkę po nieboskłonie, a zegar wskazywał 4:28. Spędzili w Hanamurze trochę czasu i Jesse zupełnie zapomniał, że przecież pożyczył myśliwiec na chwilę. Przyspieszył trochę i włączył autonaprowadzanie na bazę. Sam ułożył się wygodnie w fotelu i zerknął na odzyskanego przyjaciela. Bardzo długo nie mógł się uspokoić, dopiero po długich rozmowach opowiedział mu, co wydarzyło się w jego dawnym domu. Teraz, głowa Hanzo spokojnie spoczywała trochę na oparciu siedzenia, trochę na jego ramieniu. Wyglądał na osłabionego. Miał podkrążone oczy i pełno drobnych obrażeń. Brudnych ran, które, jak mówiła Ana, są jednymi z najgroźniejszych, najbardziej zwodzących draśnięć jakich można się nabawić. Niezabezpieczone, mogą wpuścić zakażenie do organizmu. A terapia lecząca zakażenia wewnętrzne jest naprawdę mniej przyjemna od zwykłego wylizania się z zadrapań.

Jesse zerknął za okno. Niebo nabierało coraz ostrzejszych barw. Radar wskazywał powolne zbliżanie się do bazy. Jednak, zanim dotrą do hangaru, chciał, żeby Hanzo również zobaczył to niezwykłe zjawisko.

-Hanzo, obudź się. Otwórz oczy, spójrz na to. -potrząsnął nim delikatnie, na co chłopak wydał z siebie pomruk niezadowolenia i podniósł głowę. Przetarł oczy i zerknął za okno, od lewej do prawej. Westchnął głęboko i zaśmiał się pod nosem.

-Obudziłeś mnie tylko po to, żeby pokazać mi... wschód słońca?

-Znaczy no.. ja.. tak jakby, j-

-To słodkie. -przerwał mu, gdy Jesse zaczął się mieszać. Na twarzach obu, płonął rumieniec. Hanzo przeciągnął się, ziewając.

-Gdzie jesteśmy, Makkurie-san? -spytał, a na specyficzną wypowiedź jego nazwiska, kowboj zadrgał. Chciał udzielić mu odpowiedzi, jednak usłyszał dziwne odgłosy w słuchawce.

-Myśliwiec Slipstream T-01, naruszasz przestrzeń powietrzną bazy. Podaj swoją tożsamość. Powtarzam: Myśliwiec Slipstream T-01, nar- Chwila, T-01? Mamo, to nie jest... nasz Slipstream? Halo! Jest tam kto?! -słyszał skrzeczący głos Phary. Jesse nie wiedział co odpowiedzieć. Odchrząknął i przyłożył mikrofon do ust.

-T-To ja, hehe..

-Jesse?! Ty umiesz pilotować? Gdzieś ty był i od jakiej godziny, rany boskie! Ląduj natych-

-JESSE MCCREE AMARI REYES. Nie mam pojęcia, co robisz w tym cholernym myśliwcu, ale przysięgam, jak własną matkę kocham – kiedy siądziesz i na pokładzie nie będzie z tobą żadnego, racjonalnego wyjaśnienia twojej nocnej wyprawy, to masz synku wpierdziel, że się przez następne dwa miesiące nie pozbierasz! Siadaj, w tym momencie! Ja ci szczeniaku pokażę, co to znaczy kara po takim posunięciu, ty mała cholero... -słyszał w odpowiedzi również głos Any. Zaśmiał się poczciwie, spoglądając na zmęczonego Hanzo. Tak jak zostało mu powiedziane, osiadł ostrożnie na płycie.

-Chodź Hanzo, będziesz moim racjonalnym wyjaśnieniem... -powiedział, gasząc silnik, wypinając się z pasów i wstając, podszedł do chłopaka. Odpiął go od siedzenia i wziął półprzytomnego w ramiona. Hanzo zawinął się szczelniej w jego chustę, w której tkwił zapatulony, drgając z zimna. W Hanamurze, panowała nieco wyższa temperatura. Objął go za kark, przytulając się do jego ramienia i zmrużył oczy. Jesse cisnął łokciem w przycisk otwierający drzwi; wschodzące słońce raziło ich obu.

-Dzieciak ma przejebane, aż mu po prostu współczuje. -lamentowała Ana, idąc na płytę wraz z Pharą i Mercy, które zdawały się bać pisnąć choćby słowo. Kowboj zarzucił dumnie głową, odsuwając w ten sposób kosmyk włosów, spadający mu na twarz.

{Overwatch} Why so sad, pardner?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz