Rozdział 3 "Mój przyjaciel."

784 74 27
                                    

-Tylko spokojnie, jestem za tobą. Musisz złapać równowagę i zrobić pierwszy krok. Później, pójdzie już gładko. -mówił Jesse, kończąc aplikację protez. Znów się podświetliły, co świadczyło o połączeniu z układem nerwowym i kostnym Hanzo. Ten, pokręcił obiema niepewnie, patrząc to na kowboja, to na nie.

-Dobra, dawaj. -McCree wyciągnął do niego ręce. Chłopak odetchnął głęboko i chwycił go za nadgarstki. Ściskając jego ręce, powoli wstał. Jesse przyblokował jego nogi swoją, żeby przypadkiem się nie rozjechał. Hanzo przeciągnął się do tyłu, a drugi chłopak jedynie przyglądał mu się. Wyglądał jakby... odżył.

-O...okej, teraz powolutku przejdę za ciebie... będzie dobrze. -mówił, ściskając jego nadgarstki. Powoli przechodził, asekurując Hanzo, stojącego o własnych siłach. Gdy ustawił się w odpowiedniej pozycji, opuszkami palców dotknął jego bioder.

-No, to do dzieła. -szepnął. Hanzo zebrał się w sobie. Powoli podniósł nogę i ostrożnie postawił ją kawałeczek dalej. Zaśmiał się głośno, i trzęsąc się podczas kolejnych, maleńkich kroczków. Odwrócił się do Jesse'a, wciąż śmiejąc się. Spróbował podejść do niego płynnie i wskoczyć mu na szyję, jednak... coś poszło nie tak. Za bardzo pochylił się do przodu i zaczął upadać. McCree złapał go za ramiona i szybko podniósł, tuląc go do ramienia.

Chciał powiedzieć mu wtedy tyle rzeczy. Że cieszy się tak samo, że jest dumny. Był dumny i miał wrażenie, że jego serce za chwile wyskoczy, tak się cieszył. Nie umiał powiedzieć, czy był dumny z siebie, czy z Hanzo.

Dopiero gdy chłopak podniósł głowę i oparł się brodą o jego klatkę piersiową. Czuł jego chude ręce, oplatające go dookoła. Zobaczył jego szeroki uśmiech, błyszczące, przymrużone oczy i czerwone poliki mokre od łez. Wtedy wiedział, i był to pierwszy, może drugi raz gdy był tak dumny z kogoś, zamiast z siebie samego.

****

-Ubierz się w to, ja zaczekam przed pokojem, w porządku? Jeżeli mam ci pomóc...

-Dam sobie radę, McCree-san. Arigato. -Hanzo skinął na niego głową, uśmiechając się i biorąc w dłonie przygotowane parę dni temu, złożone w kostkę, ubrania. Mówiąc to japońskie słowo na „a", po ciele kowboja przeszły ciarki. Zamknął drzwi i oparł się o ścianę korytarza. Nasłuchiwał, czy aby jego kompan nie przewrócił się. Po chwili, drzwi otworzyły się. Hanzo stanął w nich, podpierając się o ramę drzwi. Miał na sobie coś na wzór krótkiego kimono z krótkim rękawem. Było w kolorze spokojnego błękitu w różne wzory przypominające chmurki, obszyte ciemniejszą wstęgą. Górna część ubioru sięgała do połowy ud. W pasie, przewiązał je czarnym, chudym paskiem. Spodnie również miały ciemny, niebieski kolor jednak były ozdobione tradycyjnym, japońskim wzorem, mieniącym się na złoto. Protezy były odsłonięte. Na lewym nadgarstku miał zawiązaną żółtą chustę z podobnym wzorem, co na spodniach. Posłał Jessowi pokrzepiający uśmiech i powoli szedł do przodu, trzymając się ściany i ramienia kowboja.

-Dobrze jest w końcu stać... bardzo tu ładnie. -mówił, a jego głos odbijał się echem w pustym korytarzu. Mijali drzwi różnych pokojów. Nagle, w miejscu rozejścia się korytarza, rozległ się cienki, piszczący głosik. Zza rogu wypadła Tracer, jak zwykle rozemocjonowana, zachwycająca się dokładnie wszystkim co ją otaczało. Wszystko wskazywało na to, że właśnie coś komuś opowiadała.

-To naprawdę było niesamowite, żałuj, że siedziałeś wtedy w tym laboratorium!!! -mówiła. Za chwilę, tuż za nią pojawił się Winston – goryl naukowiec w białym fartuchu, z okularkami na nosie. Lena spojrzała przed siebie i stanęła jak wryta. Jesse pokiwał głową – wiedział, że zbliża się wybuch. Ostatnim razem, widziała Hanzo leżącego, kompletnie niesprawnego. A teraz stał o własnych siłach.

{Overwatch} Why so sad, pardner?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz