Rozdział 8 "To trudny temat."

616 58 15
                                    


Jesse nachylił się do niego, spoglądając na jego śliczną twarz. Niemal stykał się z nim nosem. Mógł patrzeć na niego godzinami, wyglądał... jak arcydzieło. Leżał w jego łóżku, w końcu miał go blisko siebie. Tęsknił za nim. Kochał... najdrobniejsze szczególiki jego wyglądu, które widział dopiero z bliska. Długie, czarne rzęski... gładkie, policzki... delikatną skórę... ciemno brązowe, błyszczące włosy... wystające obojczyki.

Nagle, wyraz twarzy Hanzo zmienił się ze spokojnego na zmarszczony, agresywny. Wyrażał kaprys. Jego oczy gwałtownie się otworzyły i gdy spotkali się wzrokiem, chłopak zareagował na to... zdecydowanie nieoczekiwanie. Przerażony, szybko podniósł nogę, zadając kowbojowi bolesny cios kolanem, prosto w krocze. McCree padł na łóżko, zginając się w pół, co przestraszyło łucznika jeszcze bardziej.

-R-Raju, Jesse!! Matko, podnieś się, wybacz, wybacz...! Wszystko dobrze? R-Rany, wybacz mi, ja... nie miałem na myśli, ty... przestraszyłeś mnie!

-T-Taka jest... t-twoj-a reakcja n-a str-ach? Kopiesz?... wolę n-nie wiedzieć co się dzieje, k-kiedy się zdenerwujesz... -Hanzo pomógł mu usiąść i poklepał go delikatnie po ramionach, próbując „ugłaskać" przyjaciela. McCree wyprostował się dumnie, biorąc głęboki wdech.

-Już jest dobrze, kochanie!~

-...kochanie?

-No co? Tak się chyba mówi na osoby, do których żywimy sympatię, prawda?

-...Chyba w twoim kraju... -rozmawiali spokojnie. Jesse, mimo nieprzespanej nocy, był pełen energii i tryskało z niego szczęście, jak miał to w zwyczaju.

-A... co ci się śniło? Mógłbym na ciebie patrzeć godzinami ale nagle zupełnie zmienił ci się wyraz twarzy i... -mówił, na co Hanzo westchnął, odwracając wzrok.

-...Genji. Śnił mi się dzień, gdy go... zabiłem. Znowu... nie mogę sobie tego wszystkiego ułożyć. -spuścił głowę. Jesse skinął wyrozumiale.

-Chcesz się przytulić? -spytał, rozwierając ramiona na boki. Chłopak odsunął się, zdziwiony tą bardzo szybką, odważną propozycją.

-J-Ja raczej... eghhh.. -wymruczał, leniwie wstając i podchodząc do niego w łóżku na czworaka, ułożył się przy nim, kładąc mu głowę między karkiem a ramieniem. Kowboj zacisnął na nim swoje silne ręce, co spowodowało u Hanzo krótki uśmieszek. Wtulił się jeszcze mocniej a im mocniej się wciskał, tym silniejszy był uścisk ciepłych dłoni Jessego. Był to... taki moment, który zdarzał się mu rzadko, tak naprawdę nigdy. Nigdy nikt nie przytulił go w ten sposób, raczej.. to on przytulał. Głównie swojego brata, w różnych chwilach. Zarówno tych cięższych jak i tych przyjemnych.

-HANZO!!! -idealną ciszę, panującą w jego pokoju, przerwał pisk zachwytu Tracer, która ukradkiem zajrzała do niego. Chłopak poderwał głowę, uderzając niechcący swojego przyjaciela w szczękę. Na widok dziewczyny, szeroko uśmiechnął się. Zanim jednak ta, weszła do środka, krzyknęła głośno do reszty swojej paczki, o jego obecności. Dopiero wówczas, rzuciła mu się na szyję.

-NIE KŁAMAŁA, CHODŹCIE!!! -za chwilę, do pokoju wtargnęła Hana, upewniając się o prawdziwości stwierdzenia Tracer. Dołączyła do przytulenia, po niej zjawili się również pozostali Jamison oraz Lucio. Wszyscy obstąpili łucznika dookoła.

-Gdzie byłeeeś?!

-Dlaczego uciekłeś?

-Myśleliśmy, że już nigdy cię nie zobaczymy...- lamentowali głośno, ściskając chłopaka. Hanzo spojrzał zaniepokojony w stronę Jesse'a. Ten, podniósł się i podszedł do całej grupki, kładąc dłonie na jego ramionach.

{Overwatch} Why so sad, pardner?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz