Jesse nachylił się do niego, spoglądając na jego śliczną twarz. Niemal stykał się z nim nosem. Mógł patrzeć na niego godzinami, wyglądał... jak arcydzieło. Leżał w jego łóżku, w końcu miał go blisko siebie. Tęsknił za nim. Kochał... najdrobniejsze szczególiki jego wyglądu, które widział dopiero z bliska. Długie, czarne rzęski... gładkie, policzki... delikatną skórę... ciemno brązowe, błyszczące włosy... wystające obojczyki.
Nagle, wyraz twarzy Hanzo zmienił się ze spokojnego na zmarszczony, agresywny. Wyrażał kaprys. Jego oczy gwałtownie się otworzyły i gdy spotkali się wzrokiem, chłopak zareagował na to... zdecydowanie nieoczekiwanie. Przerażony, szybko podniósł nogę, zadając kowbojowi bolesny cios kolanem, prosto w krocze. McCree padł na łóżko, zginając się w pół, co przestraszyło łucznika jeszcze bardziej.
-R-Raju, Jesse!! Matko, podnieś się, wybacz, wybacz...! Wszystko dobrze? R-Rany, wybacz mi, ja... nie miałem na myśli, ty... przestraszyłeś mnie!
-T-Taka jest... t-twoj-a reakcja n-a str-ach? Kopiesz?... wolę n-nie wiedzieć co się dzieje, k-kiedy się zdenerwujesz... -Hanzo pomógł mu usiąść i poklepał go delikatnie po ramionach, próbując „ugłaskać" przyjaciela. McCree wyprostował się dumnie, biorąc głęboki wdech.
-Już jest dobrze, kochanie!~
-...kochanie?
-No co? Tak się chyba mówi na osoby, do których żywimy sympatię, prawda?
-...Chyba w twoim kraju... -rozmawiali spokojnie. Jesse, mimo nieprzespanej nocy, był pełen energii i tryskało z niego szczęście, jak miał to w zwyczaju.
-A... co ci się śniło? Mógłbym na ciebie patrzeć godzinami ale nagle zupełnie zmienił ci się wyraz twarzy i... -mówił, na co Hanzo westchnął, odwracając wzrok.
-...Genji. Śnił mi się dzień, gdy go... zabiłem. Znowu... nie mogę sobie tego wszystkiego ułożyć. -spuścił głowę. Jesse skinął wyrozumiale.
-Chcesz się przytulić? -spytał, rozwierając ramiona na boki. Chłopak odsunął się, zdziwiony tą bardzo szybką, odważną propozycją.
-J-Ja raczej... eghhh.. -wymruczał, leniwie wstając i podchodząc do niego w łóżku na czworaka, ułożył się przy nim, kładąc mu głowę między karkiem a ramieniem. Kowboj zacisnął na nim swoje silne ręce, co spowodowało u Hanzo krótki uśmieszek. Wtulił się jeszcze mocniej a im mocniej się wciskał, tym silniejszy był uścisk ciepłych dłoni Jessego. Był to... taki moment, który zdarzał się mu rzadko, tak naprawdę nigdy. Nigdy nikt nie przytulił go w ten sposób, raczej.. to on przytulał. Głównie swojego brata, w różnych chwilach. Zarówno tych cięższych jak i tych przyjemnych.
-HANZO!!! -idealną ciszę, panującą w jego pokoju, przerwał pisk zachwytu Tracer, która ukradkiem zajrzała do niego. Chłopak poderwał głowę, uderzając niechcący swojego przyjaciela w szczękę. Na widok dziewczyny, szeroko uśmiechnął się. Zanim jednak ta, weszła do środka, krzyknęła głośno do reszty swojej paczki, o jego obecności. Dopiero wówczas, rzuciła mu się na szyję.
-NIE KŁAMAŁA, CHODŹCIE!!! -za chwilę, do pokoju wtargnęła Hana, upewniając się o prawdziwości stwierdzenia Tracer. Dołączyła do przytulenia, po niej zjawili się również pozostali Jamison oraz Lucio. Wszyscy obstąpili łucznika dookoła.
-Gdzie byłeeeś?!
-Dlaczego uciekłeś?
-Myśleliśmy, że już nigdy cię nie zobaczymy...- lamentowali głośno, ściskając chłopaka. Hanzo spojrzał zaniepokojony w stronę Jesse'a. Ten, podniósł się i podszedł do całej grupki, kładąc dłonie na jego ramionach.
CZYTASZ
{Overwatch} Why so sad, pardner?
FanfictionNigdy nie przyglądał się nikomu uratowanemu przez siebie. Nie przyglądał się ani twarzy, ani szczegółom... ratunek życia, to ratunek. Nic szczególnego. Jesse lubił to uczucie. Kiedy widział wdzięczność na twarzy, czuł, że to co robi jest dobre. Choć...