Rozdział 9 "Znów czuję."

541 54 15
                                    

>tak, oficjalnie nadaję rozdziałom nazwy, bo to kocham xD<

-Hanzo! Zaczekaj, Hanzo, dokąd biegniesz!? -Jesse wypadł za przyjacielem, gdy ten oświadczył, że musi wyjść i zaczął uciekać. Od dłuższej chwili, podczas rozmowy z Aną i Mercy, Hanzo zachowywał się dziwnie, nieswojo.

Wybiegł na balkon, przez pokój Jessa. Oparł o barierkę i skulił. Spuścił głowę, po chwili zakrył twarz dłońmi. McCree powoli podszedł do niego i spróbował przytulić.

-Hanzo, co się dzieje? Dlaczego uciekłeś tak nagle? Coś... powiedzieliśmy nie tak? -pytał, gładząc ramiona chłopaka. Ten, odepchnął jego ręce i odwrócił się do niego przodem.

-Mam naprawdę mieszane uczucia, co do tego wszystkiego, Makkurie. -odparł obojętnie, znów wypowiadając jego nazwisko tym dziwnym sposobem i udał się do środka. Kowboj podążył za nim. Usiedli na krawędzi łóżka. Jesse nachylił się do przyjaciela. Delikatnie złapał za jego dłoń i uśmiechnął cierpliwie.

-Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko, prawda? Nie dam ci się zamykać w sobie. -mruknął, kiwając głową. Łucznik odetchnął głęboko, odwracając wzrok.

Mimo, że lubił Jessa, nie do końca miał ochotę mówić o swoich uczuciach.

-To zabrzmi śmiesznie, ale... nie wiem, czy jestem szczęśliwy, że mój brat żyje. -wyznał na jednym oddechu, przytykając głowę do ramienia chłopaka i ściskając jego rękę. Zaszlochał żałośnie, mrużąc oczy. Łzy wsiąkały z wolna koszulę McCree, powodując na niej mokre plamki, które z upływem czasu się powiększały.

Kowboj stał przed wyborem. A każdy wybór związany z jego przyjacielem, był ciężki i Jesse odnosił idiotyczne wrażenie, że zawsze wybiera źle. Chociaż, może to tylko charakter Hanzo tak sprawiał...? Sam już nie wiedział. Położył dużą w porównaniu do dłoni łucznika, swoją dłoń na jego skroń i czule gładził.

Zaskoczyła go jego odpowiedź. Dlaczego nie cieszył się, że Genji żyje? Mówią przecież, że rozstanie się z kimś w kłótni, szczególnie tak trwałe jak śmierć, to nic dobrego dla mentalności człowieka. Tym bardziej, że Hanzo był sprawcą śmierci swojego brata. Przecież to właśnie to nie dawało mu spokoju, przez tak wiele lat... Więc fakt, że chłopak żyje, powinien być dla niego, w pewnym sensie... zbawieniem? Żeby się z nim zobaczyć, pogodzić, porozmawiać i jego przyjaciel będzie mógł zaznać spokoju.

-Nie... nie rozumiem, Hanzo.

-Słucham?

-Nie rozumiem cię. -powtórzył Jesse, na co łucznik uniósł głowę. Uśmiechnął się żałośnie, przetarł oczy i z powrotem opadł na ramię kolegi.

-To jest wszystko... ich wina.

-Kogo?

-Ludzi, których kiedyś podobno powinienem słuchać. Podporządkować się. Inni członkowie klanu, którymi dowodził mój ojciec. Teoretycznie, to ja przecież byłem dziedzicem władzy. Ja i mój brat. Ale gdy Genji zaczął stwarzać problemy... To nie ja to wymyśliłem. Zawsze dążyłem do kompromisu. Ah, natomiast... inni członkowie, oni... po prostu mnie szantażowali. Od początku. Gdy stanowczo przekreśliłem pomysł zabójstwa naciskali na mnie. Naciskali, naciskali, naciskali... ale zaprzeczałem. Tak jak mówiłem, Genji spał ze mną, bo naprawdę bał się innych – i słusznie. Tym bardziej po śmierci ojca, mój brat stracił pewność siebie. Bo on zawsze stał za nami murem. Być może nie ufał mi wystarczająco, że nie czuł się taki odważny. Jednak za każdym razem, gdy spoglądałem na jego buzię... na zaciśnięte powieki, wykrzywiające się usta, zmieniającą się nieustannie mimikę jego twarzy... obiecałem mu, że nikomu nie dam go skrzywdzić; że nigdy nie dam mu cierpieć. Był moją jedyną, ostatnią rodziną, która mi została. Jednak... po naciskaniu na mnie, zaczęła się groźba. Mówili, że... jeśli ja tego nie zrobię to... to oni go zabiją. I nie będą delikatni. Mówili, że Genji będzie umierał w cierpieniu, w samotności. Właśnie dlatego, to ja zdecydowałem się w końcu na ten ruch. To było straszne wiesz? Wiedzieć... znać dzień, w którym zginie twoja ostatnia rodzina. Osoba z którą się wychowywałeś, którą znasz i którą kochasz. Przecież to też jest cios dla ciebie, nie? Bo pozostaniesz... sam. Splamiony krwią swojego brata. Nikt nie chce się znać z taką osobą, to przecież oczywiste.

Gdyby był spokojniejszy i nie bronił się... śmierć byłaby dla niego mniej bolesna. Szybsza. Ale to idiotyczne, przecież nie mogłem powiedzieć mu „Genji, muszę cię zabić, proszę, nie ruszaj się". Więc... potem trzymałem go delikatnie w ramionach i mówiłem, żeby spał spokojnie. Tak bardzo się bałem...

...Gdy wybiegłem, podczas rozmów... Ja naprawdę nie wiedziałem, że on żyje. Że jeszcze nie umarł. Zostawiłem jego ciało na pastwę losu, bo byłem przekonany, że już po wszystkim. Teraz, czuję się źle. Bo czuję się winny przez fakt, że przez moją bezmyślność i ślepotę, musi żyć zamknięty w ciele robota. Wstydzić się swojego własnego odbicia. Czy to nie jest przerażające, Jesse? -łzy leciały po jego rozpalonych policzkach, jak krople deszczu podczas ulewy, uderzające o szybę.

McCree rozumiał wszystko doskonale. To co mówił Hanzo, miało swoje odbicie na jego osobie. Bo Jesse, słuchając go, również odczuwał dziwne zgorzknienie. Polubił zabójcę. Prawdziwego zabójce. Jednak, sam również miał zbrodnie na karku. Co prawda, były one ukierunkowane nieco inaczej.

Pozwolił mu zasnąć. Nie było jeszcze późno, jednak chłopak czuł, że jego przyjaciel zasługuje na solidny odpoczynek. Znów nie mógł wygonić z głowy tej nieustannej radości. Znów mógł oglądać jego twarz. Zastanawiał się jedynie... nad swoimi, szczenięcymi uczuciami. Kochał tylko dwa razy w swoim życiu. Kochał swoje rodzeństwo, którego nie pamiętał. Bardzo go akceptowali i zajmowali – bardziej niż rodzice. No i kochał Gabriela. Do jakiegoś czasu był dla niego jak ojciec. Dopóki nie osiągnął 18 lat, mężczyzna zastąpił mu potężny filar, którego Jessemu od zawsze brakowało. Chłopak często spędzał noc u boku Reyesa i ku jemu zaskoczeniu, generał nigdy nie odmawiał tego rodzaju czułości, bo dobrze wiedział, że on tego potrzebuje. Dopiero po wkroczeniu w dorosłość, jego delikatność i troska zniknęły, co dogłębnie zraniło młodego kowboja. Wierzył, że już nigdy nie pokocha nikogo.

Czuł wtedy, jakby... właśnie zrobił wyjątek. 

{Overwatch} Why so sad, pardner?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz