Od początku tego dnia czułam, że nie przyniesie on nic dobrego.
Obudziłam się podenerwowana, wszystko leciało mi z rąk. Chciałam pogłaskać Olivię, ale zjeżyła się, po czym uciekła spłoszona. Weszłam do kuchni i wtedy znienacka otworzyła się szafka. Zaklęłam pod nosem.
— Boże, tylko nie dzisiaj — jęknęłam, wyciągając kubek. Nasypałam do niego kawy, po czym nastawiłam czajnik. Czułam, że nie dam rady nic zjeść, dlatego usiadłam przy wyspie i załamałam ręce. Byłam niewyspana, podenerwowana, do tego moja magia krążyła wokół bez kontroli, co łatwo mogło doprowadzić do wyjścia mojego małego/dużego sekretu na jaw. Przez chwilę pomyślałam, czy nie wziąć dnia wolnego, ale w mieście tyle się działo, że jedyne zwolnienia, jakie przyjmował Bernie, to L4.
Czajnik się wyłączył, więc podeszłam do niego i nalałam wrzątku do kubka, który znienacka przesunął się po blacie, kiedy chciałam go chwycić.
— Niech to szlag — mruknęłam.
Chwyciłam kubek za ucho z mocą, która mogłaby go zgnieść, i usiadłam, nie puszczając. Wpatrywałam się tępo w okno z zamiarem uspokojenia myśli, lecz przez to stawałam się coraz bardziej spięta. Będzie dobrze, wmawiałam sobie, będzie dobrze.
Przyszłam do pracy trochę spóźniona, ale nikt nie zwrócił uwagi. Nastawiłam się na program „praca", co nieco pomogło w opanowaniu emocji.
Lało jak z cebra, przez co większość osób podczas przerwy na lunch albo zostawało przy swoich biurkach, jedząc przyniesione z domu kanapki, albo schodziło do baru, który znajdował się na parterze. Ja tylko rozsiadłam się w swoim fotelu, pijąc któryś już z rzędu kubek kawy. Oglądając go, zaczęłam się zastanawiać, czy w moim przypadku bardziej nie przydałaby się melisa, ale wzruszyłam tylko ramionami. Nagle spojrzałam na jak zwykle zabałaganione biurko Rachel. Wierzcie mi, że nigdy nie spotkaliście bardziej chaotycznej osoby od niej. Wrodzone bałaganiarstwo zostało jednak wynagrodzone znakomitym talentem dziennikarskim, który marnował się w naszej przesadnie skromnej redakcji.
Nagle zauważyłam w rogu jej biurka kubek z kawą, który lada chwila miał spaść. Spanikowana rozejrzałam się wokół.
Nikt nie patrzył.
Chyba.
Kubek już zaczynał spadać z biurka, lecz wtedy ja go „podniosłam" i przestawiłam w bezpieczne miejsce. Czułam adrenalinę uderzającą do głowy z zawrotną prędkością. Chwyciłam kawę i wypiłam jej zawartość jednym haustem. Wciąż trzymając kubek przy ustach, zamknęłam na chwilę oczy.
Wspominałam chyba o mojej umiejętności teleportowania się (także telepatycznego)?
Pozwoliłam więc sobie na „myślowe" rozejrzenie się po pokoju. Czy nikt mnie nie obserwował, czy nie wydarzyło się nic dziwnego.
Ashley przygryzała końcówkę ołówka, wpatrując się we mnie, przez co stałam się trochę podenerwowana.
Nagle poczułam, jak znienacka mój duch wraca do swojego ciała. Nie zrobiłam tego ja, jakaś magiczna siła mnie do tego zmusiła. Wszystko wokół zaczęło się cofać. Kubek trzymany w mojej dłoni znów wypełnił się kawą. Kubek Rachel ponownie znalazł się na krawędzi biurka. „O co tu, do cholery, chodzi?", przemknęło mi przez głowę.
Przecież to wszystko już się działo. Przed chwilą.
Sprawa stała się jasna – ktoś jeszcze w tym pomieszczeniu czarował oprócz mnie, do tego miał kontrolę nad czasem.
Roztrzęsiona pobiegłam do łazienki i jedyne, co za sobą słyszałam, to brzęk spadającego z biurka Rachel kubka.
____________________
Dziękuję za tak liczne i tak pozytywne komentarze pod 1. rozdziałem. Bardzo się cieszę, że historia wam się podoba. :D
Chętnie poznam waszą opinię także o tym. ☺
Zachęcam również tych, którzy tego nie zrobili, do zapoznania się z obsadą. x
CZYTASZ
I Know Places
FanfictionNic w realnym świecie nie jest czarno-białe jak bohaterowie opowieści czytanych dzieciom na dobranoc. Spróbujmy jednak przenieść się w alternatywną rzeczywistość. Magia. Czarna? Biała? Andrea Swift znała prawdę o przeznaczeniu. Gdy dowiedz...