01. See the vulture circling, dark clouds

327 34 44
                                    

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest posiadać jakieś magiczne supermoce? Na pewno. Fajna sprawa, co nie?

Nie do końca.

Ja się taka urodziłam. Jako niemowlę przerażałam własną mamę przez upadające znienacka przedmioty; jako dziecko tego nie rozumiałam i nad tym nie panowałam; jako nastolatka tłumiłam to w sobie, jednocześnie będąc wyrzutkiem. Teraz jestem dorosła, mam dwadzieścia sześć lat i choć nie uważam magii za coś dobrego, czasem korzystam z niej by odrobinę ułatwić sobie życie. Potrafię przenosić rzeczy bez dotykania ich, teleportować się w dowolne miejsce zarówno ciałem, jak i tylko duchem, i pewnie parę innych rzeczy, o których nie wiem i nie mam zamiaru ich odkrywać. Choć zmagam się z tym od dziecka, wciąż mam wrażenie, że natura magiczna i ludzka walczą we mnie ze sobą i nie chciałabym, żeby ta magiczna wygrała. Nieraz o uszy obiły mi się przypadki przeprowadzania badań na osobach podejrzanych o czarnoksięstwo. Nie latam na miotle, nie przyrządzam żadnych eliksirów z ropuch, a moje koty to zwyczajne zwierzaki bez umiejętności rozmawiania. Do tego pracuję jako zwykła dziennikarka w niezbyt popularnej gazecie, mieszkam sama w Nowym Jorku w wielkim domu odziedziczonym po mamie, lubię zapach kawy, porządek, piec ciasteczka i oglądać „Kryminalne zagadki". Słowem: nic szczególnego.

Kolejny dzień zapowiadał się dość standardowo. Wstałam o 6:00 i odziana w cieniutki szlafrok wyszłam na zewnątrz, podnosząc z wycieraczki do butów świeżą gazetę, po czym sprawdziłam skrzynkę na listy. Trochę rachunków i ulotek. Wróciwszy do domu, zjadłam śniadanie, nakarmiłam Meredith i Olivię, wypiłam kawę, wzięłam prysznic i nałożyłam makijaż, po czym ubrałam białą bluzkę i brązowe spodnie.

Czasami myślę, że gdyby nie odrobina magii, którą posiadam, moje życie byłoby tak zwyczajne i nudne, że aż mdlące. Może jeszcze parę lat temu miałam jakieś ambicje, żeby to zmienić, ale lodowate zderzenie z rzeczywistością, które nastąpiło zaraz po studiach, skutecznie przyszpiliło mnie do ziemi. Z drugiej strony staram się nie narzekać: mam w końcu grono znajomych, najlepszą przyjaciółkę, kilka sympatycznych romansów za sobą, pracę, dzięki której mogę wyżyć, i dwie największe pociechy - koty.

Z racji że samochodu nie posiadam (nie mówiąc o prawie jazdy), możliwe sposoby dotarcia do pracy mam dwa - rower lub spacer, a zamiłowanie do wysokich obcasów zazwyczaj powoduje, że ten pierwszy odrzucam. Tak było i dzisiaj.

Do pracy dotarłam po 15 minutach spaceru. Przywitałam się krótko z wszystkimi, po czym szybko zasiadłam do swojego biurka, wracając do pisania artykułów. W międzyczasie popijałam kawę z ulubionego kubka i nuciłam przypadkowe melodie, które przyszły mi do głowy, to pomagało się skupić.

Upijałam właśnie łyk zbawczego napoju, gdy nagle usłyszałam ryk koło swojego ucha:

- Taylor!!!

Podskoczyłam, krztusząc się kawą, przez co pozostała zawartość kubka wylądowała na moim ubraniu.

- Szlag - zaklęłam.

Bernie. Redaktor naczelny. Chyba nie muszę mówić, że słynie z gwałtownych wejść z zaskoczenia. Oczywiście nie przejął się plamą wielkości wodospadu na mojej nowej bluzce. Cały on.

- Co z tym artykułem o przestępczości? - ryknął.

- Kończę - odparłam, próbując uratować materiał chusteczką.

- Miał być na wczoraj.

- Wczoraj mi go zadałeś i wczoraj cały dzień spędziłam na rozmowach z sypiącymi niewybrednymi żarcikami jak z rękawa policjantami i naocznymi świadkami, którzy na moje oko mają zbyt wybujałą wyobraźnię, więc z łaski swojej odpuść. Nie jestem robotem, do tego zniszczyłeś mi bluzkę.

- Niech ci będzie - westchnął zrezygnowany, wkładając ręce do kieszeni. Był dokładnie taki jak cała redakcja - przeciętnej urody, z przerzedzającymi się włosami, w średnim wieku, pomiętym garniturze, bez szczęścia do kobiet, ambicji czy jakichkolwiek ciekawych pomysłów, do tego miał koszmarne poczucie humoru. Jedyną jego zaletą (choć w tym zawodzie to raczej wada) była dobrotliwość i częste pobłażanie pracownikom. Chociaż razem siedzieliśmy w tej zapyziałej redakcji, nasze percepcje tak się różniły, że całkowicie uniemożliwiały znalezienie wspólnego języka. Właściwie to tylko Bernie mógłby wpaść na pomysł tak idiotyczny jak napisanie artykułu o spadku przestępczości w mieście. Spadku, rozumiecie? „Normalnie nie kazałbym nikomu pisać tego artykułu, ale kilkoro naocznych świadków twierdzi, że widziało, jak przestępcy w trakcie napadu nagle zaczynali przepraszać i obiecywać Bogu poprawę. Ciekawe, co nie?" - przekonywał. Jasne. Cholera, Spider-man nawiedził Nowy Jork i powstrzymuje przestępców. Na pewno.

- Godzina ci wystarczy? - zapytał, ignorując moje żachnięcie się na zniszczoną bluzkę.

- Myślę, że tak.

- Okej - mruknął, odchodząc, a wtedy podniosłam się z miejsca i udałam do łazienki.

Przez kilka minut bezskutecznie próbowałam wywabić plamę „ludzkimi" metodami. W końcu się poddałam. Zauważywszy kamerę w rogu, udałam się do kabiny i zamknęłam drzwi.

- Ostatni raz... - szepnęłam, składając ręce jak do modlitwy, podczas gdy moje oczy wlepione były w sufit. - Ostatni raz...

Wszystko trwało ułamki sekundy. Korzystając z mocy, zwyczajnie przeniosłam cząsteczki kawy wprost do sedesu, a następnie spłukałam. Z nerwów zaczęłam się trząść i wtedy przypomniało mi się, dlaczego jak ognia unikałam takich rzeczy w miejscach publicznych. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Bluzka była jak nowa. Uspokoiwszy się, opuściłam pomieszczenie.

- Szybko udało ci się ją sprać - zauważyła kąśliwie Ashley. Miała rude włosy i rudą osobowość. Nie, żebym wierzyła w takie stereotypy.

- Kwestia wprawy - odparłam, ukrywając zdenerwowanie.

- I wysuszyć... - ciągnęła, zagryzając końcówkę ołówka. Była tak samo piękna, jak i wredna, a mnie nienawidziła z całego serca z zupełnie nieznanych mi powodów.

- Od czego są suszarki? - odpowiedziałam, spoglądając w ekran.

- Nie słyszałam szumu - zmrużyła oczy podejrzliwie. Lisica. - Do tego żadnych zagnieceń, jestem pod wrażeniem.

- Dzięki - odparowałam. Nie chciałam dać po sobie poznać, że wytrąciła mnie z równowagi, ale tak było. Zapowiadał się trudny dzień.

____________________

Jestem Paulina (wiIdestdream) i podzielę się z wami moją interpretacją „I know places". Jeżeli macie jakieś pytania/zażalenia, śmiało piszcie. Postaram się, żeby rozdziały były dodawane raz na tydzień (lub rzadziej, zobaczymy). Podzielcie się ze mną wrażeniami czy coś, haha.

I Know PlacesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz