— Powiesz mi, dlaczego akurat tutaj? — spytał Harry, kiedy szliśmy wzdłuż promenady.
— Nie podoba ci się?
— Jasne, że mi się podoba, ale miałaś miliardy miejsc do wyboru i zastanawiam się, dlaczego akurat padło na to. Znając ciebie, nieprzypadkowo.
Uśmiechnęłam się.
— Moja mama mieszkała tu przez jakiś czas, kiedy była młoda. Przyjeżdżałyśmy tu często na wakacje, jej przyjaciółka prowadzi jeden z hoteli, tam się zatrzymamy. Poza tym chciałam wybrać miejsce, gdzie będzie na tyle pusto ze z względu na wczesną porę, że nikt nie zauważy naszego nagłego pojawienia się.
— Daleko do tego hotelu?
— Skręć — nakazałam, kiedy znaleźliśmy się obok wyjścia z promenady. — Zaraz będziemy.
Znałam trasę na pamięć, tu prosto, tam w prawo, jeszcze tylko dwa zakręty... Już.
— Jesteśmy — oznajmiłam.
— Na pewno nas na to stać? — zaśmiał się Harry nerwowo, spoglądając w górę.
— O to się nie martw, moja magia stawia — odparłam.
— Jak to?
— Powiedzmy, że nie poznałeś jeszcze w stu procentach moich zdolności — odpowiedziałam, a wtedy weszliśmy drzwiami obrotowymi do środka hotelu. Czułam się już naprawdę zmęczona, po pierwsze przez wyczerpanie nerwowe, a po drugie z braku snu, bo przez przeniesienie się do innej strefy czasowej straciliśmy sześć godzin nocnych.
— Brzmi groźnie — odparł.
— Bój się.
Uśmiechnęłam się do niego łobuzersko. Podeszliśmy do recepcji.
— Buenos días — przywitałam się.
— Buenos días.
— ¿Tienen algunas habitaciones disponibles?
— ¿Para dos personas? — spytała, patrząc na Harrego, a wtedy żywo zaprzeczyłam:
— ¡No, no, no! Dos habitaciones para una persona, por favor.*
Chwilę później szliśmy w stronę windy, a gdy wsiedliśmy, Harry zapytał:
— O czym była ta rozmowa? Ni diabła nie znam hiszpańskiego.
— Zamówiłam nam pokoje do końca tygodnia — odpowiedziałam, a wtedy chwycił moją dłoń. Wiedziałam, co to oznacza, więc mu ją wyrwałam.
— Heeeej! — oburzył się. — Nie mam prawa wiedzieć, o czym gadałyście?
— O niczym, po prostu zaproponowała dwuosobowy pokój, ale ja wolałam pojedyncze — wyjaśniłam.
Wyszliśmy z windy, a wtedy podałam Harry'emu kartę do pokoju nr 241, podczas gdy dla siebie wzięłam 240.
— Taylor? — spytał, otwierając drzwi.
— Tak?
— Jesteś pewna, że nikt nas w żaden sposób tutaj nie namierzy?
Ziewnęłam.
— Taaak, niczym się nie przejmuj. Jedyne osoby, z którymi mogę się w jakikolwiek sposób porozumiewać telepatycznie, to ty, ale tylko przez dotyk, i...
— Bob.
— No właśnie. A on nie stanowi już zagrożenia, nie martw się. Śpij spokojnie, widzimy się popołudniu. Jak coś, to mnie wołaj. Dobranoc.
CZYTASZ
I Know Places
FanfictionNic w realnym świecie nie jest czarno-białe jak bohaterowie opowieści czytanych dzieciom na dobranoc. Spróbujmy jednak przenieść się w alternatywną rzeczywistość. Magia. Czarna? Biała? Andrea Swift znała prawdę o przeznaczeniu. Gdy dowiedz...