11. We are the foxes

64 14 8
                                    

~3 tygodnie później~

— Hahahahah, Bob, przestań! — rzucałam się po całej macie, ale on nie przestawał mnie łaskotać.

Pobyt w instytucie się przeciągał, znajdowałam się w nim już od jakichś 3 tygodni i w tym czasie zdążyliśmy odkryć, że wzmocnienie siły fizycznej wzmacnia naszą moc, a że nie pociągały mnie ani bieganie, ani basen, przyjęłam propozycję Boba, żeby podszkolić się w boksie i teraz kilka razy w tygodniu mnie trenował, co zazwyczaj kończyło się tym, że leżałam obezwładniona na macie, a on mnie łaskotał. Tak było i tym razem.

— Dobra, przestań, poddaję się! — krzyknęłam, a wtedy przestał. Leżałam pod nim obezwładniona, licząc, że mnie wypuści. Oboje oddychaliśmy szybko, byliśmy spoceni, a od naszych ciał biło ciepło. — Kiedyś ty będziesz leżał pode mną — burknęłam, lecz dopiero po chwili dotarło do mnie, co przed chwilą powiedziałam.

Zaśmiał się, stykając nasze nosy ze sobą.

— A myślisz, że na co liczę? — spytał, nie przestając się śmiać.

— Przeestań — zaśmiałam się nerwowo, czerwieniąc się po same uszy.

Spojrzał mi w oczy i przez chwilę naprawdę myślałam, że mnie pocałuje, odległość między naszymi ustami zmniejszała się z każdą chwilą, lecz wtedy nagle usłyszeliśmy czyjeś donośne chrząkanie:

— Ekhem.

Harry.

Zrzuciłam Boba z siebie i gwałtownie się podniosłam, podbiegając do szatyna.

— Właściwie już… kończyliśmy — powiedziałam zakłopotana.

— Tak, tak — potwierdził Bob, pojawiając się za moimi plecami.

— Właśnie widzę — mruknął Harry, mierząc nas oboje wzrokiem.

— Idziemy? — spytałam z naciskiem, próbując chwycić jego ramię, ale w tym momencie zdałam sobie sprawę, że wciąż mam na dłoni rękawicę.

— Jasne — odparł.

Pomachałam Bobowi na pożegnanie, ale on nie mógł się powstrzymać, no po prostu nie mógł, musiał zrobić szopkę przed Harrym i pocałował mnie w policzek na pożegnanie, mówiąc mi wprost do ucha:

— Do jutra.

— Na razie — odpowiedziałam, wręcz wypychając Harrego z sali. Szliśmy w gęstej ciszy, kroki szatyna były ciężkie i szybkie, ja szłam pół metra za nim. Dużo odwagi kosztowało mnie odezwanie się:

— Harry, wszystko okay?

Nie należał do tego typu człowieka, który by coś w sobie dusił, dlatego spodziewałam się wybuchu i się nie pomyliłam.

— Ty się jeszcze pytasz?! — gwałtownie podniósł głos, stając w miejscu. Spojrzałam mu w oczy, próbując jakoś przetrzymać ten napad złości, ale wtedy zrobił coś, czego się nie spodziewałam – przyszpilił mnie do ściany, nie pozwalając się ruszyć. Zaskoczona jego nagłym ruchem poczułam napływ gorąca. — Tobie się tu chyba coraz bardziej podoba, co? — syknął. — Jeszcze trochę, a będziecie całkiem spoufaleni — fukał, a ja myślałam, że zwariuję od tej mieszanki strachu i podniecenia. Czułam jego przyspieszony oddech na twarzy i nie byłam w stanie myśleć o niczym innym, choć powinnam próbować załagodzić sytuację, bo nie chciałam się z nim kłócić.

— Harry, to nie tak — szepnęłam.

— Mam to gdzieś.

Wyszedł, kierując się w stronę pokoi, które zostały nam przydzielone po kilku dniach pobytu. Zostawił mnie w stanie skrajnej rozsypki. Szybko pobiegłam do swojego pokoju. Nie miałam na nic siły; pomyślałam, że jutro go jakoś udobrucham, tymczasem zdjęłam rękawice, rzucając je gdzieś w kąt, i udałam się pod szybki prysznic.

I Know PlacesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz