- Jak to nie ma? Ty go nie widzisz? - szepnęłam przerażona.
- Co mam widzieć? Nic tam nie ma. - Spojrzała jeszcze raz.
- Przecież on tam stoi.
- Taylor, ja go naprawdę nie widzę, nie wiem, o czym mówisz.
Usiadłam na kanapie.
- Czyli ja naprawdę mam paranoję - stwierdziłam, kuląc się.
- Chwila, chwila. Może to ma związek z twoimi mocami, hm? - odparła Selena. - Może... może ten cały Bob jest jakimś magicznym stworzeniem widzialnym tylko dla innych magicznych... stworzeń.
- To brzmi dziwnie i niedorzecznie - skwitowałam - ale daje mi nadzieję, że jeszcze nie zwariowałam. Tylko co zrobić, żeby się odczepił?
- Myślę, że powinnaś się skontaktować z kimkolwiek, komu możesz zaufać i wiesz, że też ma „moce". Może twoja babcia?
- No nie wiem... - odparłam - muszę pomyśleć, nie widziałam jej od wieków, poza tym... nie wydaje mi się, żeby ona i mama miały kiedykolwiek dobre kontakty. Uch, zmieńmy temat. Jesteś głodna? Upiekłam ciastka, ale możemy też zamówić pizzę.
- Ooo, tak. - Podniosła się z miejsca. - Zamówmy pizzę i zjedzmy ciastka, zanim przyjedzie. - Klasnęła w dłonie.
Podniosłam się z miejsca i podeszłam do lodówki, spoglądając na przyczepioną magnesem ulotkę pizzerii.
- Dużą pepperoni ze sporą ilością sosów? - spytałam Selenę, która stała obok mnie, trzymając przy boku miskę ciastek.
- Mhm - odparła.
Złożyłam zamówienie, gdy nagle przyjaciółka zmrużyła oczy, zastanawiając się intensywnie nad czymś.
- Masz te swoje moce, co nie? - Skinęłam głową. - Zrób tak, żeby rozwoziciel był przystojny - zaśmiała się.
- Głupia. Nie umiem takich rzeczy - odparłam ze śmiechem.
Dała mi kuksańca w bok.
- Bo nigdy nie próbowałaś.
Nadymała usta w geście dezaprobaty.
- To chodź, zrobimy to razem.
Usiadłyśmy na kanapie.
- Daj ręce - poinstruowałam przyjaciółkę. Chwyciłyśmy się za dłonie. - Teraz zamknij oczy i wyobraź sobie tego dostawcę jako najprzystojniejszego faceta, jakiego widziałaś. Naprawdę się skup.
Siedziałyśmy tak przez chwilę i wtedy usłyszałam jej szept:
- Co teraz?
Roześmiałam się.
- Nic, jaja sobie robię, mówiłam, że tego nie umiem.
- Oooo tyyyy... - rzuciła się na mnie i zaczęła czochrać moje włosy.
- Dobra, przestań! - krzyknęłam, kapitulując. - Okay, spróbuję, ale nic nie obiecuję. I ty też musisz coś w zamian zrobić.
- Na przykład co?
- Hm... - zamyśliłam się. - Pocałujesz go. Zaraz jak przyjedzie, bez wykrętów.
- A jak ci się nie uda? Nie będę całować jakiegoś starca z wąsem i sporą nadwagą.
- Ocenimy to po przyjeździe.
- No dobra, rób swoje w takim razie.
Nie wiedziałam, co mam zrobić, po prostu skupiłam swoje myśli na tym dostawcy i na tym, żeby był jak najbardziej urodziwy. Pół godziny później usłyszałyśmy szum silnika na podjeździe. Wytężyłam umysł, przenosząc się myślowo na zewnątrz. Zobaczyłam blondyna z uśmiechem, od którego miękną kolana.
- I jak? Przystojny? - Selena potrząsnęła mną podekscytowana.
- Jeszcze jak. - Uśmiechnęłam się do siebie, wciąż obserwując dostawcę. - Idź mu otworzyć, już wchodzi po schodach.
Dziewczyna pobiegła do drzwi, a ja podniosłam się i poszłam za nią. Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi i wtedy otworzyła.
- Panie zamawiały pizzę? - zapytał chłopak z uśmiechem Georga Clooneya.
- Ciebie też - odparła Selena, rzucając mu się na szyję i całując, a ja chwyciłam pudełko od chłopaka i włożyłam w jego dłoń banknot. Wtedy moja przyjaciółka oderwała się od niego i zamknęłyśmy drzwi.
- O Boże - jęknęła dziewczyna.
- Prawdę powiedziawszy, nie wierzyłam, że to zrobisz - zaśmiałam się.
- Masz większą moc niż ci się wydaje - stwierdziła. Usiadłyśmy na kanapie, a ja poszłam do kuchni po talerze. Nagle ponownie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę - rzuciłam w stronę dziewczyny, po czym niespiesznie ruszyłam w stronę wyjścia. Kiedy otworzyłam drzwi, nikogo nie było. Rozejrzałam się, a na wycieraczce leżała karteczka z numerem telefonu i podpisem: „Alex". Podniosłam ją i krzyknęłam w stronę Seleny: - Chyba do ciebie!
Rozejrzałam się. Czarny samochód stał na swoim miejscu.
***
Przeglądałam komodę w poszukiwaniu notesu mamy, gdzie powinien znajdować się numer telefonu albo adres babci. W końcu udało mi się go odnaleźć na dnie najniższej szuflady. Przetarłam czarną okładkę dłonią, po czym otworzyłam zatrzask zabezpieczający zawartość. Przewracałam kartki przez kilka minut, gdy nagle usłyszałam jakiś hałas na dworze, jakby brzęk jakiegoś metalu. Bez zastanowienia podniosłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się Bob. Obrzucił mnie spojrzeniem zza szkieł okularów, a wtedy bez ogródek zapytałam:
- Czego ty ode mnie chcesz? Przestań mnie śledzić.
- Zaraz - zdziwił się - ty mnie widzisz?
- Dlaczego bym cię miała nie widzieć? W co ty grasz?
- Wiem, kim jesteś - odparł.
- Dziennikarką? Wow, super.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. - Uśmiechnął się złośliwie, po czym zrobił krok do przodu, a ja do tyłu.
Cofałam się, aż poczułam za plecami ścianę, a wtedy mnie do niej przygwoździł.
- Zostaw mnie - nakazałam stanowczo, szarpiąc się.
- Przestań - mruknął, po czym bez trudu pochwycił moje nadgarstki i ścisnął je ze sobą za moimi plecami.
Czułam strach i adrenalinę, krew szumiąca mi w uszach zagłuszała wszystko. Reagowałam instynktownie. Po prostu teleportowałam się za jego plecy.
- Mówiłam, żebyś mnie zostawił - powtórzyłam, starając się brzmieć stanowczo, ale jedyne, co można było usłyszeć, to mój strach i panikę.
- Myślałem, że nie będę musiał, ale mówi się trudno.
Nagle odwrócił się w moją stronę i wtedy w jego dłoni zauważyłam coś na kształt pistoletu. Wycelował we mnie, a ja przy pomocy magii i kierowana adrenaliną skierowałam pocisk w jego stronę, a wtedy padł na ziemię.
CZYTASZ
I Know Places
FanfictionNic w realnym świecie nie jest czarno-białe jak bohaterowie opowieści czytanych dzieciom na dobranoc. Spróbujmy jednak przenieść się w alternatywną rzeczywistość. Magia. Czarna? Biała? Andrea Swift znała prawdę o przeznaczeniu. Gdy dowiedz...