Nagle rozległy się dźwięki czyichś kroków. Chciałam przy pomocy swojej magii zobaczyć kto to, ale Harry miał rację - nie działało. Energia wciąż we mnie drzemała, ale jakby przytępiona, musiałam się naprawdę skupić, żeby ją poczuć.
- Powinna się już obudzić - rozległ się stłumiony głos. Jakieś drzwi się otworzyły, a kroki stały się bliższe.
Zobaczyłam dwoje ludzi: mężczyznę w średnim wieku ubranego we flanelową koszulę i niską blondynkę w niebieskim sweterku. Mężczyzna otworzył moją celę, (która okazała się nie być zamknięta na klucz), po czym powiedział krótkie:
- Chodź.
Coś się we mnie wzburzyło.
- Nie - odburknęłam.
Zza ściany rozległ się gardłowy śmiech Harrego. Kto by się spodziewał?
- Co? - odparł mężczyzna.
- Jajco. Co wy sobie myślicie? Zatrzymaliście mnie tu jak w jakimś pieprzonym szpitalu psychiatrycznym i oczekujecie, że będę wam posłuszna? Zgodnie z artykułem... - zamierzałam zmyślić jakąś prawną formułkę, zgodnie z którą nikogo nie wolno uwięzić ani przetrzymywać w ten sposób, ale przerwano mi:
- Zgodnie ze wszystkimi prawami logiki magia nie istnieje, więc? Idziesz?
Skapitulowałam.
Może chociaż mi powiedzą, po co tu siedzę, przemknęło mi przez głowę.
- Powodzenia - mruknął Harry, kiedy przechodziłam obok jego celi. Spojrzałam na niego, rzucając mu porozumiewawczy uśmieszek, a on odpowiedział mi tym samym. Wtedy widzieliśmy się po raz pierwszy.
Zaprowadzili mnie do pokoju, wyglądającego jak gabinet, wszystko gustownie urządzone w machoniach, fotele pokryte skórą, biblioteczka i biurko, za którym siedziała wysuszona kobieta po czterdziestce. Jej cera była zniszczona papierosami, o czym świadczył unoszący się zewsząd zapach.
Posadzono mnie na jednym z foteli, po czym mężczyzna i blondynka wyszli.
- Dlaczego mnie tu przetrzymujecie? - zapytałam bez ogródek.
Kobieta wykrzywiła pomalowane kriwstoczerwoną szminką w czymś na kształt uśmiechu i nagle dopadło mnie przeczucie: Skłamie.
- To rządowy projekt. Chcemy wzmocnić wasze moce i przyczynić się dla dobra całej ludzkości czy jakoś tak.
Odchyliła nieco głowę na fotelu w ironicznym geście. Wiedziałam, że kłamie, po prostu wiedziałam. Bez względu na to, co powiedział mi Harry. Zwyczajnie to czułam. Chciałam jej wygarnąć, co o tym wszystkim myślę, ale nie wiedziałam, na ile mogę się zdradzić. Bałam się, że pomyślą, że mam jakąś dodatkową moc, której nie wykryli, albo posądzą o coś Harrego. W tym miejscu czułam się jakoś pewniej, miałam wrażenie, że moja moc jest tutaj silniejsza, ale uznałam to za własną przewagę, więc nie zamierzałam się z tym obnosić.
- Doprawdy ciekawe taktyki stosuje rząd - odgryzłam się. - Najpierw śledzenie, potem uprowadzenie, a teraz więzienie.
- Nikt cię tu nie więzi - odrzekła. - Po dwutygodniowym okresie szkolenia będziesz wolna. Swój plan dnia znajdziesz w pokoju. Potraktuj to jako rodzaj obozu sportowego - zaśmiała się, a we mnie coś się zagotowało. Znowu kłamie. Poczułam taki przypływ mocy, że mogłabym z łatwością przewrócić na nią to biurko. Wzięłam głęboki wdech, bo doskonale sobie zdawałam sprawę, że sama swojej mocy nie kontroluję. Podniosłam się z miejsca.
- To wszystko? - zapytałam.
- Myślę, że tak. Gdybyś czegoś potrzebowała, jestem do twojej dyspozycji.
Jasne.
Zza drzwi wylęgła się ta sama blondynka, która mnie tu przyprowadziła, lecz mężczyzny nie było.
- Muszę do toalety - oznajmiłam.
- Jasne.
Uśmiechnęła się przyjaźnie(?), po czym zaprowadziła mnie do odpowiedniego pomieszczenia. Wszystko w środku było ciemne, kilka toalet, umywalki, lustro. Jasne światła odbijały się w posadzce. Energia siedząca wewnątrz mnie wyczuła mak. Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam jak śmierć, byłam rozczochrana i niewyspana. Wyszłam z pomieszczenia i wtedy nagle na ścianie zauważyłam...
Oho, mamy to.
CZYTASZ
I Know Places
FanfictionNic w realnym świecie nie jest czarno-białe jak bohaterowie opowieści czytanych dzieciom na dobranoc. Spróbujmy jednak przenieść się w alternatywną rzeczywistość. Magia. Czarna? Biała? Andrea Swift znała prawdę o przeznaczeniu. Gdy dowiedz...