06. It's a scene

70 15 6
                                    

Tak więc... ekhem. Jeśli ktoś tu jest, to pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że czas mi pozwoli na dodawanie rozdziałów częściej.

Dzisiaj poznajemy... głównego bohatera nr 2.

Poczułam nieprzyjemny chłód, który powoli wyciągał mnie z objęć snu (a raczej nieprzytomności, bądźmy realistami). Podniosłam się, mrużąc oczy, bo jasność pomieszczenia, w którym się znajdowałam, oślepiała mnie. Jęknęłam, pocierając palcami skronie. Wciąż czułam się otępiona i słaba, chwilę zajęło mi dojście do siebie. Rozejrzałam się po pokoju. Ściany miały kolor jaja drozda i tak samo jak ono były usiane czarnymi kropkami. Wejście stanowiły kraty przypominające więzienie. Wzdrygnęłam się. Na prawo od nich znajdował się stolik z jednym krzesłem, obok niego szafka, a tuż przy niej umywalka z lustrem. Natomiast po lewej stronie było łóżko z białą pościelą, na którym aktualnie siedziałam. Miałam na sobie tylko i wyłącznie szpitalną koszulę nocną, a na moim nadgarstku spoczywała opaska – dokładnie taka, jaką daje się kobietom w ciąży – na której było napisane:

Taylor Alison Swift
ur. 13 XII 1989
zdolności kinestetyczne, teleportacja

„O co tu, do cholery, chodzi?"

Podeszłam do krat i bezradnie nimi potrząsnęłam.

— Halo, jest tam kto? — zawołałam bezradnie.

— Na razie tylko ty i ja, ale krzycz dłużej, a będziemy mieli towarzystwo — usłyszałam niski głos mężczyzny, który – jak wywnioskowałam – pochodził z „celi" obok.

— Kim jesteś? — zapytałam.

Zobaczyłam jak zza krat obok wysuwa się ręka. Z niemałym wysiłkiem uścisnęłam ją. W trakcie dostrzegłam tatuaż na jego przedramieniu, lecz nie byłam w stanie określić co to.

— Harry.

— Taylor.

— Więc... za co siedzisz? — zaczął się śmiać z własnego żartu, a ja skrzywiłam się zniesmaczona. — Przepraszam, powinienem powiedzieć: jakie moce posiadasz?

Odgarnęłam włosy z twarzy.

— Dlaczego miałabym ci powiedzieć i w ogóle skąd pomysł, że jakiekolwiek posiadam?

— Gdybyś nie wiedziała, co to magia, zaczęłabyś się oburzać i byłabyś przerażona faktem, że cię o nią posądzono, poza tym tu nie trafiają osoby, które nie są uprzednio sprawdzane, więc?

Głośno wypuściłam powietrze z płuc.

— Umiem... przestawiać różne rzeczy — odparłam.

— Każdy to potrafi — zaśmiał się rozbawiony, chociaż ja nie widziałam tu nic śmiesznego. Czy on właśnie sobie ze mnie kpił?

— Bez dotykania — dodałam. — Umiem się też teleportować. W ogóle po co ja ci to mówię?

Usiadłam na łóżku, opierając się plecami o ścianę. Mury były cienkie, przez co wyraźnie słyszałam wszystko, co do mnie mówił.

— Spędzimy tu razem jeszcze jakieś półtora tygodnia, więc dobrze by było się choć trochę zapoznać.

— W takim razie, co TY potrafisz?

— Pikuś w porównaniu z tobą — zaśmiał się. — Umiem zadawać ból, zarówno fizyczny, jak i psychiczny i czasami jak kogoś dotknę, mam... coś w rodzaju wizji. Widzę coś z jego przyszłości lub przeszłości.

— Co zobaczyłeś, jak dotknąłeś mnie? — spytałam.

— Absolutnie nic — odpowiedział. — Widzisz te czarne kropki na ścianach? To mak. Nie działa na nas w żaden sposób fizycznie, ale blokuje naszą moc, póki jesteśmy blisko niego.

Nagle do mnie dotarło.

W dzieciństwie znalazłam w domu pewną książkę. Opowiadała o dziewczynce – księżniczce z magicznymi mocami, które wredna ciotka z sąsiedniego królestwa próbowała jej odebrać, dlatego zaprosiła ją do siebie na herbatę i podała makowiec. Dziewczynka po zjedzeniu go czasowo straciła moc. Co było dalej? Nie było mi dane się dowiedzieć, bo mama zdenerwowana zabrała mi książkę. Jako nastolatka znalazłam ją, ale nie przedstawiała tej samej treści, zawierała raczej jakiś niezrozumiały dla mnie bełkot. Mama gdy mnie z nią zobaczyła, znów mi ją zabrała rozzłoszczona. Ponownie znalazłam ją w jej rzeczach, kiedy porządkowałam je po jej śmierci, lecz nawet do niej nie zajrzałam, po prostu schowałam ją do małej szopy za domem, w której znajdowały się narzędzia ogrodnicze, razem z kilkoma pamiątkami po niej. Teraz zrozumiałam. Książka była zaczarowana, a ja na niej miałam się uczyć magii, gdyby tylko mama pogodziła się z faktem, że ją posiadam.

— Dlaczego my tu jesteśmy? — zapytałam.

— Nikt nie wie, ten instytut skupia w sobie osoby takie jak my i zamierza wykorzystać naszą moc. Raczej nie w szczytnych celach. Moc to władza, Taylor.

Uśmiechnęłam się, nagle zebrała we mnie nowa energia do działania.

— W takim razie... trzeba będzie jak najszybciej się stąd wydostać — stwierdziłam.

I Know PlacesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz