Rozdział 10

1.2K 52 3
                                    

Poczułam ja narkotyk się rospuścił. Nie miał żadnego smaku, był po prostu mdły.

Spojrzałam na chłopaka, a raczej mężczyznę od którego to wzięłam. Uśmiechał się, a  jego niebieskie oczy błyszczały z podniecenia.

Poczułam, że nagle ktoś obejmuje mnie od tyłu. Wiedziałam, że źle zrobiłam, ufając temu komuś.

Ktoś mocno trzymał mnie w pasie, ale ja nie byłam w stanie zaregować, chciałam uciec, ale strach sparaliżował całe moje ciało.

-Dzięki Jackson.-powiedział chłopak za mną, w którym rozpoznałam głos Davida.  Nogi się pode mną ugięły. Własnie przed tym ostrzegał mnie Max, jaka ja jestem głupia.

-Nie ma sprawy młody, wykorzystaj to dobrze.

-Co wy chcecie?-wymamrotałam, ciszej niż zamierzałam.

-Nie mów, że nie wiesz.-poczułam oddech chłopaka na karku, był chłodny.

-Zostaw mnie!-niemal nie krzyknęłam,  zaczęłam się szarpać, ale moje ciało mnie nie słuchało.

-Spokojnie, będzie fajnie.

Po tych słowach wziął mnie na ręcę. Starałam się wyrwać, ale nie mogłam. Wiedziałam, że moim jedynym ratunkem jest Max. Nabrałam powietrza i z całych sił wydarłam się:

-Max! Pomocy!

-On Ci nie pomoże.-uśmiechnął się David, a ja już prawie nie kontaktowałam. Nie wiem co się działo, ale to na pewno, przez tą jebaną tabletkę.

Nie mogłam się powstrzymać, gdy z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Słyszałam jak otwiera drzwi od jakiegoś pokoju i jak kładzie mnie na łóżko.

Ja tak bardzo chciałam uciec, ale nie mogłam, moje ciało bylo bezwładne, a sytuację widziałam jak przez mgłę. Chciało mi się spać, powieki pełne łez same się zamykały.

Patrzyłam jak przekręca zamek w drzwiach, jak idzie do mnie z obleśnym uśmiechem.

-Czemu płaczesz? Co mała?-zapytał, a w jego głosie było czuć radość.

Tak się bałam tego co nastąpi, nie chciałam tak przeżyć tego pierwszego, a zarazem najważniejszego razu.

Nie mogłam powiedzieć ani słowa, czułam w gardle ogromną gulę.

On był coraz bliżej, a ja leżałam bez życia na łóżku. Facet usiadł na mnie, a mnie przeszyły dreszcze. Położył jedną rękę na mojej twarzy a drugą wędrował po szyji.

-Boisz się? Widzę, że tak.-w jego głosie czułam coraz większą pewność siebie.

-Nie.-udało mi się wyksztusić.

-Ale ja widzę i to co widzę strasznie mi się podoba.-powiedział oblizując dolną wargę.

Nie chciałam płakać, nie chciałam dać mu tej chorej satysfakcji, że się boję tego co teraz będzie. Zacisnęłam powieki. Nie chciałam na niego patrzeć.

Nadal w duszy liczyłam, że Max mnie słyszał, że mi pomoże. Nie chciałam, żeby Jazz wrócił jeszcze ze szkoły, bo by mu zrobili krzywdę.

-Wiesz, jesteś zajebista i mówiąc szczerze żałuję, że będziesz pół przytomna.

-Świnia.

-Nie, no może troszkę. Ale wiesz chciałem to już zrobić rano. Nadal nie mogę uwierzyć, że Max Cię jeszcze nie przeleciał.

-On nie jest taki jak wy.-powiedziałam głośniej niż myślałam że zdołam.

-Mylisz się.-jego ręka zjeżdżała coraz niżej. To było straszne uczucie, nie chciałam żeby mnie dotykał, to było obrzydliwe. Poczułam jak podnosi i ściąga moją koszulkę.

-On jest dokładnie taki sam. Tylko przy tobie się hamuje. Mówiąc szczerze, jak mówił o tobie to pierwszy raz słyszałem szacunek do kobiety z jego ust.

-Przynajmniej.-poczułam, że muszę go chronić, nie wierzyłam w jego słowa. Max, ten chłopak, który pocieszał mnie gdy dowiedział się o rodzicach, ten sam który biegał po domu w fartuszku. To nie może być prawda. Chciałam wierzyć w własne przekonania, ale czy nie znałam go za krótko?

Jego ręka leżała na moich piersiach, a druga próbowała odpiąć guzik moich spodni.

-Nie płacz, mała. Jutro nie będziesz pamiętać co się stało. Mówiąc szczerze, nie wierzyłem, że weźmiesz pigułkę gwałtu z własej woli.-zaśmiał się. A jego ręcę udało się odpiąć guzik. Zsunął ze mnie spodnie.

Czułam jak serce mi przyspiesza. W tym momencie chciałam, a bardziej marzyłam o tym by stracić przytomność. Niczego tak nie pragnęłam jak tego, by nie być świadomną tego wszystkiego.

Zacisnęłam powieki jeszcze bardziej. Nie wiedziałam, że wciąż płaczę.

Poczułam jak całuje mnie po szyji i schodzi co raz niżej.

Nie mogłam się powstrzymać i z moich ust wyleciały słowa.

-Proszę, przestań.-dopiero gdy usłyszałam swój zapłakany i zachrypiały głos, zauważyłyłam w jak strasznym stanie psychicznym jestem.

-Nie mów, że Ci się nie podoba.-wysapał mi do ucha.

-Nie!-krzyknęłam, ale był to stłumiony krzyk.

-Ja już na sam twój widok w samej bieliźnie dochodzę.

Powiedział chwytając za ramiączka mojego stanika. Czułam jak one opadają, jak ten bydlak mi go rozpina. Leżałam tam teraz w samych majtkach, przed tym idiotą.

Chciałam zemdleć, umrzeć. Cokolwiek, byle by to się skończyło.
Czułam się jak zwykła szmata, nie mogłam się obronić, chodź bardzo chciałam.

Zdawałam sobie sprawę, że jutro się obudzę i nie będę nic pamiętać. Będę się z nim widywać, rozmawaić, bo nie będę świadoma tego. A on będzie pamiętał, że nie wyczułam ani ciutkę alkoholu od niego.

Nie rozumiałam jakim trzeba być zwyrodnialcem, żeby zrobić coś takiego i to na trzeźwo.

-Eh mała, ładnie Ci w tych bokserkach.-mówił obleśnie bawiąc się moją gumką od majtek.

Czułam jego przyspieszony oddech. To wszystko sprawiało mu chorą przyjemność.

Leżałam bezwładnie, nie czułam już nic, odpływałam.
Aż nagle usłyszałam walenie w drzwi, tak głośnie, że David zerwał się ze mnie. Pomyślałam, że jestem uratowana. Ale może to był tylko Jazz, on by sobie  nie poradził.

Po chwili jeden wielki huk. Ten ktoś wywarzył drzwi.

Smak Grzechu ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz