Rozdział 29

722 42 5
                                    

POV Ma

Moje szczęście, właśnie wybiegło przez te jebane drzwi. Tak bardzo ją kochałem, zresztą pierwszy raz laska znaczyla dla mnie więcej. Nie zależało mi na sexie, tylko na niej. Na jej osobie, na specyficznym charakterze. Nie powiem, że nie na jej dotyku, bo on był perfekcyjny. Każdy nasz kontakt fizyczny, miał w sobie ogromną siłe. Każdemu z nas sprawiał przyjemność. Chodź ona taka niedoświadczona i nie pewna, jeszcze bardziej mnie pociągała.

A teraz nie mogłem nic zrobić. Wybiegła, prawie naga i zapłakana. Wiedziałem, że ją złamałem, zawiodłem. Ale miałem nadzieje, że da rade, że się podniesie. Jest silniejsza od innych, wytrzymała już dużo.

To, że ją kochałem nic nie znaczy, nie mogłem pozowlić, żeby przez moje błędy z przeszłości, ten debil zrobił jej krzywdę. Za wiele dla mnie znaczyła.

Chciałem, żeby była szczęśliwa, żeby zostawiła przeszłość za sobą.

Zastanawiałem się gdzie ona pobiegła. A jak zachoruje? A jak ktoś ją napadnie? Wydaje się taka bezbronna, taka słaba.

Niechciałem dalej o niej myśleć, niemogłem. Zabradzo bolało. Nawet sam fakt, że ktoś oprócz mnie mógłby ją dotknąć w taki sposób, wręcz się we mnie gotowało.

Podszedłem do barku i wyjełem z nich butelke wódki. Nie bawiąc się w jakieś kieliszki, upiłem dużego łyka. Poczułem to pieczenie w gardle, napoczątku strasznie bolesne, ale pochwili już przyjemne.

Usiadłem na kanapie i piłem. Nic już mnie nie obchodziło, tylko wódka.

***

Obudziłem się ze strasznym bólem głowy. Kac, ah no pewnie, czego by chcieć więcej? Zwlokłem się z kanapy i zataczając się poszedłem do kuchni w celu poszukaniu aspiryny. Ktoś kiedyś powiedział, że to pomaga.  Jasne. Gdy już wziełem lek, wróciłem na kanape.

Zaczełem myśleć, o tym wszyskim co się wczoraj stało. Jak mogłem byc tak głupi i pozwolić jej odejść?  Powinienem załatwić sprawy z Dylanem i jego szefem, a następnie odzyskać Carm. Ale jedynym sposóbem na "załatwienie spraw" tak całkowicie jest zabicie ich. A ja nie byłbym wstanie tego zrobić. Nadal męczą mnie koszmary związane z tym, ż ekogoś zabiłem. Może i z koniecznośći, ale jednak. W sensie dręczyły mnie do czasu kiedy nie poznałem Carm. Bo od tamtego momentu tylko ona mi się śni. Może i jest to trochę chore, ale to miłość.
Dziwnie mi jest kogoś kochać, takie zupełnie odległe mi uczucie.

Matka mi kiedyś powiedziała, że jak kogoś naprawdę się kocha to trzeba zrobić wszystko by ta osoba była szczęśliwa.

Ja właśnie tak zrobiłem, to było dla jej dobra.

Siedziałem na tej jebanej kanapie, czując taką cholerną puskę w środku. Czułem się jakbym był w złym miejscu. Tak bardzo brakowało mi jej obecności, jej dogryzek i jej  delikatnego ciała wtylonego w moje.

Rozważałem czy może by się znów nie najebać, do nieprzytomności? Tylko po to by zapomnieć.

Wiedziałem, że niedługo przyjdzie Dylan i będzie chciał "zapłaty". Prawda jest taka, że jak byłem sparkaczem, potrzebowałem na dragi i zapożyczyłem się u jego szefa. Ale do kurwy oddałem wszysko już dawno. Wszystko to mało powiedziane, oddałem trzy razy tyle.

Może uda mi się ich jakoś przekonać, albo poprostu będę ich spłacał do zasranej śmieci. Zawsze jest to jakieś wyjście. Bynajmnie będę mógł być z Carm, oczywiście jak ona by tego chciała. Ale wtedy byłaby ciągle narażona na odzew z ich strony. A na to nie pozwole. Czyli musze ich zabić? Brzydze się zabijaniem, ale jest to konieczne. Zawsze można iść na psy, ale do sprytnych to oni nie należą. Prędzejby mnie załatwił gang Zayna niż by ich dorwali.

Siedziałem na kanapie, rozważając co zrobię. Wiedziałem tyle, że napewno  muszę znaleźć Carm i błagać ją chodźby i na kolanach, żeby tylko wróciła. A następnie załatwić problem. A może jedmal w odwrotnej kolejności? Najpierw porachunki a potem dziewczyna. Ale chyba nie jestem w stanie tyle bez niej wytrzymać.

Z zamyślenia wyrwało mnie walenie w drzwi już chciałem iść otwożyć, gdy do mojego salony wbiegł jakiś koleś. Ubrany byl w czarne spodnie i białą bluzkę, przez którą były widoczne jego tatuaże. Burza loków i zielone oczy, które w tym momencie patrzyły na mnie z nienawiścią, były opuchnięte i zaczerwienione od płaczu.

Chłopak podszedł do mnie, staliśmy teraz zaledwie pare metrów od siebie. I nagle jego pięść wylądowała na moje twarzy. Nie spodziewałem się tego, ale cholernie bolało.  W ogóle kim jest ten człowiek? I co on robi u mnie w mieszkaniu?

-Jesteś dupkiem!-krzyknął na całe gradło.

Nie wiedziałem o co mu może chodzić. Dlatego wpatrywałem się w niego z zdziwieniem.
Chodź prawdę mówiąc wiedziałem, że jestem dupkiem.

-Jak mogłeś tak postąpić?

-Człowieku ja nie wiem o co Ci chodzi.-byłem już zmęczony tą sytuacją.

-Carm jest w szpitalu.

To imię mnie obudziło. Dozałem szoku, co moje słońce robiło w szpitalu. Wszystkie emocje, które siedziały gdzieś tam głęboko we mnie nareście ujrzały światło dzienne.

-Jak to?-powiedziałem z trudem.

-Nie ma czasu, jedziesz ze mną?

-Tak!

Chłopak chwycił mnie za ramię i pociągnął wstrone wyjścia. Na podjeździe stał jeap. Nawet nie zamkąłem drzwi. Już nic się nie liczyło. Była tylko Carm. 

Wiedzilśmy do auta bez słowa. Widziałem jak brunet patrzy na mnie z nienawiścią. No przecież wiem, że to moja wina. Gdybym jej nie wypuścił z domu teraz by nic jej nie było.

-Co się stało?-spytałem wkońcu. Przerywając niezręczną cisze.

-Jakiś debil ją potrącił. Boże! Max ja nie wiem, czy ona to przeżyje.-powiedział już ciszej, widziałem jak po jego policzku spływają łzy, na swoich też to czułem.

Zrozumiałem teraz ile ten wredny mały chochlik dla mnie znaczył. Był całym moim światem. Ona nie mogła umrzeć! Nie zostawiłaby mnie.

A swoją drogą, kim byl ten facet, który tak martwił się o MOJĄ Carm?

Chłopak widząc moje pytając spojrzenie wkońcy się odezwał.

-Jestem gejem.-powiedział szczerze, co mnie zdziwiło. Mało osób homoseksualnych przyznaje się do tego wprost. Uspokoiło mnie to, bo już się bałem, ze będę mieć konkuręcje.

-Jesteśmy!-krzyknął, poczym niemal, że nie wyfrunął z auta.

Zrobiłem to samo co on. Biegłem za nim, bo nie wiedziałem gdzie ona jest.  
Wbiegliśmy do dużego pomieszczenia, rozglądając się na wszystkie strony. Zauważyłem recepcje, przy której momentalnie się znalazłem.

Za ladą stała wysokoa blondynka o niebieskich oczach. Miała taki znudzony wyraz twarzy.

-Gdzie jest Carm Blend?-wysapałem.

-Ktoś z rodziny?-powiedziała nawet na mnie nie patrząc.

-Narzyczony.-odpowiedziałem bez wachania. Inaczej by mnie nie wpuścili, a ja musiałem wiedzieć co się dzieje.

-Sala operacyjna. Ostanie drzwi po lewej.

†††

Mało wyświetleń, tak jakby prawie nikt tego nie czyta!! Smutno, trochęW sumie nie rozumiem czemu?? takie słabe? Że nikt na to nie zwraca uwagi?
Jak macie jakieś uwagi, to piszcie co poprawić, a co zmienić. 

Smak Grzechu ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz