Rozdział 1

201 16 0
                                    

  Dzwoni do mnie.

  Raz.

  Drugi.

 Po trzecim wyciszam telefon.

 Nie odbiorę.

  Nieważne, że jestem strasznie ciekawa tego, co usłyszę. Sprowokowałaś mnie? Spotkajmy się? Myślałem, że nie żyjesz? Przeprosiny nie wchodzą w grę. On nie przeprasza. Nie wybacza. To nie jest człowiek. To potwór. Uroczy, zniewalająco przystojny, niepozorny... ale wciąż potwór. Zawodowy aktor. Dupek, który kradnie część twojego serca i daje komuś jako swoje.

 Kiedy słyszę dochodzące z dołu pukanie modlę się o to, by to był Shawn. Mój najlepszy przyjaciel i... w sumie to ktoś więcej. Jedyna osoba na całym świecie, która wie o mnie wszystko.

- Skarbie, Shawn przyszedł! - mogłam iść otworzyć, wtedy uniknąłby konfrontacji z moją matką. Niestety, już za późno.

- Niech przyjdzie do mnie! - krzyczę, mając nadzieję na cud. Na szczęście słyszę jego kroki.

- Cześć, Hope. Jak się czujesz? - jego troska prawie odwraca moją uwagę od czegoś, co ma na twarzy.

- Skąd ten siniak?

- To nieważne...

- Powiedz mi.

- Miałem... bliższą styczność z Jacobem, ale to nic takiego. On i tak odszedł bardziej poobijany - dodaje z uśmiechem.

- Nie cierpię go.

- Nie dziwię ci się. Walczyłaś o życie, podczas gdy on pakował się za granicę.

- Czekaj, co?

- Ucieka przed policją do innego kraju. Niby taki twardziel, ale jednak boi się iść do pudła.

- No to trzeba wyrobić paszport.

- Po co?

- Wiesz po co. Pomożesz mi zakopać ciało?

- O nie. Ja go załatwię razem z tobą.

                                                                                             *****

Cztery miesiące wcześniej

- Siema Hope, co tam? - pyta Eric.

Jak ja nienawidzę takich tekstów. Nie lepiej zacząć od tego, czego chcesz, debilu? No dobra, będę miła, może sobie wtedy pójdzie.

- Hej. U mnie w porządku, a u ciebie?

- Też. Słuchaj, mam pytanie - może poszlibyśmy gdzieś razem, co?

- Mam chłopaka.

- A ja jutro sprawdzian z matmy.

- Co to ma do rzeczy?

- W obu przypadkach możemy oszukiwać - mówi to z jakimś dziwnym błyskiem w oku. Zaczynam się obawiać, że wyperswadowanie mu tego pomysłu z głowy będzie trudne.

- Nie, nie jestem zainteresowana.

- Wiem, że chcesz - podchodzi do mnie niebezpiecznie blisko, więc wyciągam ręce i odpycham go.

- Odczep się.

 W tym momencie podchodzi Jacob i uderza go w szczękę prawą ręką. Eric kopie go, a ja zaczynam krzyczeć.

 Kiedy padają kolejne ciosy czuję spływające po policzkach łzy. Próbuję ich powstrzymać, ale nie przynosi to żadnych skutków. Udaje im się opanować dopiero wtedy, kiedy wrzeszczę, że zadzwonię na policję.

 Rozwścieczony chłopak odprowadza nas wzrokiem znaczącym "to jeszcze nie koniec", ale ja skupiam całą swoją uwagę na Jacobie, jego rozciętej wardze i podbitym oku.

- Dlaczego to zrobiłeś?

- A dlaczego ty na to pozwoliłaś?! - nie wiem, czy jest wkurzony na mnie, czy po prostu wyładowuje swoją złość, ale nie podoba mi się to - Jesteś MOJĄ dziewczyną i ten gnojek powinien o tym wiedzieć!

- Powiedziałam mu to wyraźnie, a gdyby nadal naciskał, uciekłabym stamtąd i tyle.

- A jeśli nie? W każdej chwili mógł cię chwycić za rękę i pociągnąć za sobą. Powinnaś mi za to dziękować.

- Czy nie da się tego załatwić inaczej? Naprawdę tylko bójka wchodzi w grę?

- Tu chodzi o męski honor. Nie zrozumiesz.

- Czyli co, dziewczyny nie mają honoru? To mi chcesz powiedzieć? - pytam, wyprowadzona z równowagi. Do czego on zmierza?

- Nie. Staram się troszczyć o ciebie. Od tego jestem. Nie mogę pozwolić na to, żeby tak wspaniałej dziewczynie coś się stało. Za bardzo cię kocham - tym razem mówi spokojnie i tak uroczo, że nie mogę się na niego gniewać. Mam do niego zbyt wielką słabość.

 Ja też go kocham.

SOMEBODY ELSE || s.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz