Rozdział 11

90 8 0
                                    

  Po długiej podróży postanowiliśmy się zdrzemnąć, więc wynajęliśmy pokój w pierwszym paryskim hotelu, na jaki trafiliśmy. Zamierzamy spędzić tutaj przynajmniej trzy dni, bo to w końcu Francja, prawda? Miasto zakochanych i...

- Chrrr - moje przemyślenia przerywa głośne chrapanie towarzysza. Wzdycham głośno i walę w niego poduszką.

 Chłopak budzi się, patrzy na mnie przez chwilę zdezorientowany i z bananem na twarzy pyta:

- Bitwa na poduszki?

- Ha, chciałbyś. To ja będę biła ciebie za to twoje okropne chrapanie!

- A ja co z tego będę miał?

- Będziesz sobie mógł na mnie popatrzeć - mówię, wychodząc już spod kołdry. Na początku jest mi trochę chłodno, bo nie mam na sobie niczego oprócz bielizny. Podchodzę do swojej walizki i schylam się, by znaleźć sobie ubranie na dziś.

 Gdy słyszę donośne gwizdnięcie, odwracam się i patrzę na źródło dźwięku.

- O co ci chodzi?

- A jak myślisz, kochanie? - pyta, wymownie poruszając brwiami.

- Ach, faceci...

- Ale i tak mnie kochasz.

- Ale i tak cię kocham.

- To dobrze. Nie ma nic gorszego od nieodwzajemnionej miłości.

 Podchodzę do niego, kucam przy łóżku przybliżam swoją twarz do tej jego i zatrzymuję ją dosłownie trzy milimetry przed ustami Shawna.

- Teraz twój ruch.

 Chłopak bez wahania pokonuje dzielącą nas odległość i wpija się ustami w moje wargi. Pocałunek jest gwałtowny, namiętny... Robi mi się gorąco. Gdy zaczyna nam brakować powietrza, odrywamy się od siebie, a ja, korzystając z okazji, zasłaniam usta chłopaka ręką i mówię:

- A teraz pora skopać komuś tyłek.

- Ehh, a nie można z tym trochę poczekać?

- Nie. Przecież nie wiemy nawet, gdzie on mieszka...

- A jak właściwie zamierzasz się tego dowiedzieć?

- Moim zdaniem to pudełko jest początkiem gry w podchody. Wszystko jest ze sobą powiązane, więc trzeba się zastanowić nad nazwą hotelu... Może róża po francusku?

- Czekaj, sprawdzę - mówi, sięgając po komórkę, leżącą na stoliku nocnym - Le Clos Des Rosiers... to dosyć niedaleko.

- Świetnie! Idę się ubrać, czeka nas ciekawy dzień.

- Możesz się przebrać tutaj - proponuje Mendes z ogromnym uśmiechem na twarzy.

- Ja będę zmieniać bieliznę i...

- To tym bardziej! - przerywa mi rozbudzony już szatyn.

- Pff, zboczeniec - mówię, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Przewracam oczami, biorę ubrania i kieruję się w stronę łazienki.

- Może i zboczeniec, ale za to cały twój - słyszę za plecami.

                                                                                                 ~~~

 Jesteśmy przed jego pokojem. Wdech, wydech, wdech, wydech... Dlaczego ja się tak stresuję?

 Już mam się wycofać, kiedy Shawn chwyta za klamkę. Drzwi ustępują, a przed nami pojawia się Jacob.

SOMEBODY ELSE || s.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz