- Okej, jesteśmy. Gdzie kopiemy najpierw?
- Tutaj! - mówię, wskazując na ziemię pod różanym krzewem. Miejsce oznaczone jest zwykłym, płaskim kamykiem o kolorze kawy z mlekiem. To tu co miesiąc zostawialiśmy sobie drobne prezenty, mające przypieczętować każdy kolejny miesiąc naszego związku.
Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu nie wydaje mi się romantyczne, tylko głupie.
Zachowywaliśmy się tak, jakby to wszystko miało jakąś głębię. Dobrze się przy nim czułam, ale... czy byłam szczęśliwa? Może najzwyczajniej w świecie wmawiałam sobie, że inni nie widzą go takiego, jakim jest, sama będąc zaślepiona swoimi wyobrażeniami?
Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk uderzenia metalem o metal. Pudełko. NASZE pudełko.
- Mam otwierać czy ty chcesz to zrobić?
- Co? Nie, nie... otwieraj. Bez różnicy.
To, co widzę kątem oka, przyprawia mnie o dreszcze. Koperta. On... zostawił dla mnie list? Wiedział, że tu przyjdę? Spoglądam na Shawna i dostrzegam w jego oczach zakłopotanie.
Niepewnie podaje mi kopertę, a ja ostrożnie ją otwieram. Sięgam po kartkę i zaczynam czytać:
Bonjour, Hope!
Widzę, że nie tylko przeżyłaś, ale także znalazłaś pudełko. Zrobiłaś na mnie niezłe wrażenie. Jesteś teraz sama czy ze swoim fagasem, hę? A może już zdążył cię rzucić, co? Chłoptaś nie jest raczej na tyle głupi, żeby spotykać się z taką dziwką jak ty. Tak, dziwką. Brzmi znajomo? Jego także zdradzasz, czy tylko ja miałem takie szczęście?
Brzydzę się tobą. Szkoda, że się w tej wodzie nie utopiłaś, zdziro. Życzę ci długiej, bolesnej śmierci z całego serca (a raczej z tego, co z niego zostało).
Wszystkiego najgorszego i do zobaczenia, suko.
Twój niedoszły zabójca, J.W.
PS. Wcale nie złamałaś mi serca, to był żart. Nie pochlebiaj sobie.
- Ale on mnie nienawidzi - mówię, podając kartkę Mendesowi. W pewnym momencie widzę, jak zgniata papier w kulkę. W jego oczach widnieje czysta, nieskrywana wściekłość.
Ciekawe, co go bardziej rozzłościło: to, że Jacob pisze do mnie jak do najgorszej siksy czy to, że życzy mi śmierci. A może zwrócił uwagę na coś innego?
- Do zobaczenia? Co ten dupek kombinuje? Czekaj... Może nie zauważyliśmy tu jakiejś wskazówki?
- Bonjour? Jest we Francji?
- Niewykluczone. Uczył się kiedyś francuskiego?
- Chyba nie... W sumie to nie jestem pewna. Świetnie zna angielski, tyle wiem. A co z komórką?
- Jest jakiś nieznany numer.
- Jaki kierunkowy?
- Trzydzieści trzy.
Sięgam po swój telefon i sprawdzam, do jakiego miasta dzwonił Whitesides.
- Paryż. No kto by się spodziewał...?
Siedzę przez chwilę w ciszy, patrząc, jak mój chłopak zakopuje metalowy przedmiot. Odwraca głowę w moją stronę i pyta:
- Czy zechcesz wybrać się ze mną do miasta miłości, mademoiselle?
- Z tobą zawsze, ukochany - mówię zalotnie, trzepocząc rzęsami.
Shawn przykuca i nagle podnosi mnie, trzymając prawą rękę na moich plecach, a lewą podtrzymując nogi.
- Romantyczne wyjście przez furtkę? - pytam rozanielona.
- Jak ty mnie dobrze znasz - mówi, po czym pochyla głowę i czule całuje mnie w usta.
Kiedy wychodzimy, niemalże słyszę dzwony weselne.
Przypadek?
Nie sądzę.
*****
Trzy tygodnie wcześniej
- Czy Tobie też się wydaje, że ktoś nas obserwuje? - pytam Mendesa podczas spaceru. To, że Jacob od tygodnia się nie pojawił wydaje mi się dziwne. Popadam w jakąś paranoję...
- Nie sądzę, ale mimo wszystko pamiętaj, że Cię obronię - mówi, obejmując mnie swoim silnym ramieniem. Chwytam go w pasie i głęboko spoglądam mu w oczy. Bije z nich miłość, szczerość i troska. Naprawdę cieszę się z tego, że mam przy sobie tak wspaniałego chłopaka.
Nagle, gdzieś za nami słyszę trzask gałęzi.
- Słyszałeś to?
Między drzewami parku przemykają dwa cienie. Dźwięk kroków wskazuje na to, że jacyś inni ludzie postanowili dotrzymać nam towarzystwa. Jeszcze bardziej wtulam się w swojego chłopaka i zamykam oczy.
To nie dzieje się naprawdę.
Czemu niby dwie...?
Chrup. Chrup. Trzask.
- Shawn, co tu się dzieje?
- Nie mam poję... chwila. Luke! Matt! Wyłaźcie, wy pokraki!
Po chwili z ciemności wyłaniają się dwaj bracia. No jasne, to oni nas śledzili. Pięknie. Obaj mają spuszczone głowy, a ich blond loczki powoli kołyszą się na wietrze. Niby jest między nimi różnica dwóch lat, ale wyglądają prawie jak bliźniacy. Zawsze mnie to przerażało.
- Co macie na swoje wytłumaczenie? - pyta Shawn tym tonem groźnego, starszego brata.
- Bo... - zaczyna czternastoletni Matt.- Luke ma dziewczynę i chciał zobaczyć, jak się obściskujecie.
- A skąd Ty się tu wziąłeś?
- Jest już ciemno, nie mogłem puścić młodszego brata samego...
- Przypominam ci, że ty także nie powinieneś się o takiej godzinie szwendać po mieście, młody. Czy mama wie?
- Wyszliśmy oknem... - zaczyna Lucas, ale nie może dokończyć, bo rozbrzmiewa dzwonek najstarszego Mendesa. Wszyscy dobrze wiemy, kto dzwoni.
- Cześć, mamo.
- Widziałeś może braci? Chyba wymknęli się z domu - mówi pani Mów-mi-Karen-skarbie. W jej głosie słychać panikę, strach i nutkę złości. Tyle, że to ostatnie skierowała na siebie, ponieważ jak zwykle ,,nie upilnowała ich".
- Tak, zaraz ich podrzucę.
- Gdzie są?
- Wszyscy jesteśmy w parku. Śledzili nas - dodaje niemal obojętnie. Zdaje sobie sprawę z tego, że dorastanie bez ojca to nie to samo i stara się traktować braci ulgowo.
- Zepsuli Wam randkę? Och... Przykro mi.
- Nie ma sprawy. Zaraz będziemy w domu, tylko najpierw odprowadzę Hope.
- Dobrze... Przeproś ją ode mnie.
- To nie Twoja wina, pamiętaj. Do zobaczenia.
Rozłącza się i zawraca w stronę, z której przyszliśmy.
Wygląda na to, że już po romantycznym spacerze.
Szkoda.
Skoro już to czytasz - skomentuj lub zagłosuj.
To dla mnie bardzo ważne ♥
CZYTASZ
SOMEBODY ELSE || s.m
FanfictionTytuł: SOMEBODY ELSE Gatunek: Romans, dramat W życiu siedemnastoletniej Hope pojawiają się nieoczekiwane zmiany... Co się stanie, kiedy po ucieczce przed śmiercią zakocha się w kimś innym?