Rozdział 7

549 30 1
                                    

Z perspektywy Rachael
Wczorajszego wieczora zadzwonił do mnie Sergio. Nie powiem, trochę mnie to zdziwiło ponieważ myślałam, że po naszej ostatniej rozmowie raczej będzie mnie unikać. A tu takie zaskoczenie. Zaproponował, że skoro mieszkamy obok siebie to możemy razem pojechać na lotnisko, jutro rano. Niby nie było to nic wielkiego, zwykły koleżeński gest, ale i tak zrobiło mi się miło na sercu. Sergio powiedział aby zadzwoniła i on pomoże mi z walizkami. Jako, że nie mogłam się do niego dodzwonić kiedy byłam już gotowa. Postanowiłam pójść do nich sama.  Śpiesząc się szybko pakowałam ostatnie rzeczy i po paru minutach byłam po drzwiami Sergio. Drzwi otworzyła mi jego mama  z małym szkrabem na rękach.
- Ciocia Rachael, ciocia Rachael !!! – wolała radośnie machając rękami.
- Cześć księżniczko .  Co ostatnio porabiałaś?-
uśmiechnęłam się do niej wchodząc do  przedpokoju.
- Tata skończył mi czytać bajkę!!!
- To super, będziesz musiała mi kiedyś opowiedzieć jak się skończyła.
- Mogę teraz - powiedziała mała rezolutnie. - Na końcu księżniczka jest z księciem. I nawet tacie podobał się koniec.
- Tak coś czułam, że na końcu będą razem.
Po chwili z głębi mieszkania wyszedł Sergio.
- Przecież miałaś zadzwonić,  pomógłbym ci z tymi walizkami.
- Nie było potrzeby Sergio, poradziłam sobie. – odpowiedziałam
- To może ja was zostawię samych – powiedziała lekko zmieszana jego matka.
- Nie ma potrzeby - powiedzieliśmy zgodnie.
- Już musimy wychodzić. – dodaliśmy  znowu w tym samym czasie. A na potwierdzenie naszych słów, zadzwonił jego telefon.
- To Gerard.
- Nie odbieraj nie ma na to  czasu.  Jedziemy. – Sergio pocałował Rozalię w główkę oraz swoją mamę w policzek.  Dziewczynka wyglądała tak jakby zaraz miała się rozpłakać, więc Sergio było bardzo trudno ją zostawić. Jednak miały przylecieć na jeden z meczy fazy grupowej. Muszę przyznać, że choć nie jest to moje dziecko to także z trudem się z nią rozstawałam, ponieważ po ostatnim razie gdy się nią opiekowałam ta sytuacja powtórzyła się parę razy i naprawdę pokochałam  ją jak własną córkę. Następnie wziął nasze walizki i szybko udaliśmy się do samochodu aby nie spóźnić się na lot.
W drodze nie wiele rozmawialiśmy tylko nerwowo patrzyliśmy na zegarek. Dosłownie wybiegliśmy na lotnisko, gdzie przywitał nas jak zwykle sarkastyczny Hektor
- Dlaczego mnie nie dziwi, że się spóźniliście ?  - zastanawiał się na głos – Wiem!! – wykrzyknął triumfalnie – Sergio zapomniał spakować biustonosza. – Na co wszyscy wybuchnęli śmiechem
•- Cicho Hektor. I rusz dupę,  bo teraz twoja kolej przejścia przez odprawę. – powiedział Sergio powstrzymując się od śmiechu.
Na szczęście a może nie szczęście nie miałam miejsca obok Sergio tylko Davida.
- Co u dzieci  i Patrici, David?  Opowiadaj!  - Jak tylko usiedlismy wygodnie na fotelach i zapięliśmy pasy zaczęłam wypytywać co się dzieje u mojego przyjaciela.
- Muszę powiedzieć ci w tajemnicy że.... - budował napięcie. - Ale cicho sza. Spodziewamy się czwartego dziecka. – Powiedział dumny
- O Boże naprawdę tak bardzo się cieszę.- mocno go przytuliłam
- No, no co ja tu widzę.  Jakiś romans się szykuje. – Tak dobrze zgadliście to Gerard.
- On będzie chrzestnym.  – Nie zdziwiło mnie to w końcu byli najlepszymi przyjaciółmi.
- Gerard, - spojrzałam na niego wilkiem – Obrażam się.

W takiej wesołej atmosferze miną nam lot.  Kiedy wyszliśmy z lotniska moim oczom ukazał się...  Chciałabym powiedzieć przepiękny widok , ale niestety tak nie było.  Jednak już w drodze do hotelu mogłam podziwiać piękno miasta Paryż.  Przejdzaliśmy obok wieży Eiffla, klimatycznej, pełnej artystów dzielnicy Montmartre. Był to mój pierwszy raz we Francji i zachwycałam się dosłownie wszystkim. Tym, że starsze kobiety spokojnie spacerowały z piskiem i bagietką pod pachą. A młode ubrane elegancko spieszył się do biur. Tym, że na ulicach pełno było osób grających na gitarach.  A na każdym kroku było pełno kwiatów.
Kiedy otrzymaliśmy klucze do pokoju pierwsze co zrobiłam to walnęłam się na łóżko.  Nie dane mi było zasnąć, ponieważ zaraz przyszli do mnie chłopaki i brutalnie wyciągnęli  na basen. A tam urządziliśmy sobie konkurs skakania do wody. Który nie skromnie mówiąc wygrałam, ale pewnie dlatego , że byłam jedyną dziewczyną w tym towarzystwie i dali mi fory. Co mi kompletnie nie przeszkadzało.  Nie był to do końca wolny dzień, bo po 20 chłopaki mieli spotkanie grupowe z psychologiem.  Co jest teraz szczególnie ważne, bo dobre nastawienie psychicznie to połowa sukcesu. Ja w tamtym czasie zaczęłam pisać artykuł do gazety. O celach i aspiracjach naszego hiszpańskiego zespołu. Robiąc to straciłam kompletnie poczucie czasu, gdy spojrzałam na zegarek zorientowałam się, że już praktycznie skończyła się kolacja. Kiedy zaczęłam iść po schodach na dół usłyszałam coś co sprawiło, że zamarłam.
Z perspektywy Sergio
Obserwowanie Rachael szczęśliwej było naprawdę dziwnym uczuciem którego od dłuższego czasu nie miałem szansy doświadczyć. Jednak bardzo miłym.  Każdy zgodnie potrafił stwierdzić, że jej brakowało a teraz wszystko znowu jest na swoim miejscu. Nie miałem jeszcze okazji z nią porozmawiać czy raczej zabrakło mi odwagi. Co jest po prostu śmieszne po tylu latach znajomości, ale zrobię to  jutro. Po rozmowie z psychologiem mieliśmy jeszcze krótkie spotkanie z trenerem. Naszym pierwszym przeciwnikiem były Czechy. Nie był to bardzo mocny zespół, ale na pewno nie można go ignorować czy lekceważyć. Może i ostatnie Euro wygraliśmy i to 4 do 0, ale to już historia. A czy tą imprezę wygramy?  Tego nie wie nikt. Ale każdy ma na to nadzieję.

Dzisiaj wyjątkowo krótko, bo jest to część przejściowa. Następny powinien pojawić się w przyszłym tygodniu. Niestety, ale wróciłam do szkoły i nie mogę poświęcać tyle czasu  na pisanie ile bym chciała. Piszcie w komentarzach co według was usłyszała Rachael.
Pozdrawiam Caramel

Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz