5 lat później
-Kochanie, zajmiesz się dziećmi.Muszę pojechać do Madrytu na 2 dni.-byliśmy właśnie w trakcie przygotowywania kolacji. Gdy uznałam ,że najwyższy czas zacząć ten temat, bo samolot mam jutro.
- Jasne, nie ma problemu. Tylko na pewno chcesz jechać sama. Może jednak z tobą pojedziemy.
- Nie obrażaj się, ale wydaje mi się ,że nie bedziesz tam miło widziany.
-Pewnie masz rację.
- Za to jak wrócę polecimy wszyscy razem do Grecji. Co ty na to ?
-To świetny pomysł dzieci na pewno się ucieszą. Wiesz wspominałem ostatnio naszą przygodę w Afryce. Chciałabyś to powtórzyć?
-Z Tobą zawsze.- na te słowa mój rozmówca się uśmiechnął i powtórzył to zdanie bezgłośnie. W ten sam sposób robił to od 3 lat.
Następnego dnia w pośpiechu się pakowałam, jednocześnie mrożąc obiady na te trzy dni dla mojej rodzinki. Przecież nie mogą mi umrzeć z głodu podczas mojej nieobecności. A potem pojechaliśmy na lotnisko. Był to pierwszy raz kiedy rozstawałam się z nim dłużej niż na parę godzin, więc było mi naprawdę ciężko. Moje dzieci jednak nie przejeły się tym za bardzo bo w perspektywie miały atrakcję które przygotował dla nich ich tata. Przechodząc przez oprawę pomachałam im raz jeszcze a mojemu ukochanemu przesłałam całusa.
Lot nie trwał długo i już po paru godzinach byłam w Madrycie. Doskonale pamiętam co czułam gdy przyleciałam tutaj z Angli 5 lat temu. Tęsknotę, radość, że wreszcie znowu ich zobaczę bo choć wiedziałam że przez chwilę będą się na mnie obrażać to potem będzie tak jakby tej przerwy spowodowanej moimi studiami nie było. I tak się też stało. Nie wziełam tylko pod uwagę jednej rzeczy planując mój powrót wtedy. Tworząc mój wyimaginowany świat że rzeczywiście mam duży wpływ na to co się wydarzy w moim życiu ale nie na wszystkie jego elementy. Po prostu na wszystkie sprawy mają swój czas.Dlatego chociaż na początku było idealnie to potem już nie. Niezależnie od tego jak bardzo mi zależało nie potrafiłam się przemóc i zrobić tego ostatniego kroku. Ciągle wewnątrz mnie były bariery które mnie zatrzymywały. Jednak stało się coś takiego co sprawiło że nie chciałam już wszystkiego co sobie zaplanowałam bo nie było już na to czasu chciałam cokolwiek.
Byliśmy z Sergio razem w czasie jego ostatnich tygodni. Dużo rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. O moich planach na przyszłość chciałam odwołać mój wyjazd do Afryki. Zakazał mi jednak tego. O jego córce, wspominaliśmy jej pierwsze kroki i słowa. Ale przedewszystkim o naszej wspólnej przeszłości. O imprezach, meczach, o szkole. Dobrze zapamiętałam jedną rozmowę. Sergio zapytał się mnie o co chodzi w życiu. Nie umiałam na to odpowiedzieć. Po chwili on dodał że pyta się o to bo ma wrażenie że swoje zmarnował. Odpowiedziałam że w takim razie ja swoje też zmarnowałam. Na co w pokiwał głową a następnie mnie pocałował. Spytacie się co w tym wyjątkowego, co jest wyjatkowego w tym wszystkim co robiliśmy. A to że otwarcie wreszcie po tylu latach przyznaliśmy to że bez siebie nawzajem nasze życie nie ma sensu. Bo dla mnie Sergio to życie. A dla niego ja jestem życiem. Nie wzięliśmy ślubu jednak wymieniliśmy się obrączkami przy wschodzie słońca na szpitalnym balkonie. Tego samego dnia on zmarł. Było to równo 5 lat temu. Do dzisiaj noszę tą obrączkę. W Madrycie nie byłam umówiona z nikim chciałam tylko pójść na cmentarz i położyć na jego grobie róże nic więcej. Taką samą róże dawał mi codziennie podczas naszych szpitalnych spotkań. Całował mnie wtedy i mówił że mnie kocha. Kiedy dotarłam na cmentarz po raz pierwszy od 5 lat powiedziałam jedno zdanie a następnie poszłam. Jestem szczęśliwa. Bo faktycznie tak było, stało się to na czym tak bardzo zależało Sergio gdy było juz na sto procent pewne że nie wyzdrowieje. Pierwszy raz byłam w Madrycie od jego śmierci bo dopiero teraz byłam szczęśliwa. Później pojechałam odwiedzić mojego tatę który mieszkał ze swoją narzeczoną. Nie widziałam się z chłopakami ,bo każdy mieszkał w innym kraju. Drużyna się rozpadła nie potrafili grać bez kapitana. Nim się obejrzałam a z powrotem byłam na lotnisku. Patrzyłam na otaczających mnie dokoła ludzi na szczęśliwych, smutnych, rozczarowanych,samotnych, z przyjaciółmi,drugimi połówkami,młodych,starych,dzieci,zdrowych,na rodzinnych wakacjach, na służbowych wyjazdach, parę młodą,wdowe,wdowca. I w tamtym momencie naprawdę byłam wdzięczna za swoje życie pomimo wszystkich niepowodzeń, nie żałowałam niczego.Tak kończy się historia Sergio i Rachael. Zapewne nie jesteście z takiego zakończenia szczęśliwi co wnioskuję po mniejszej ilości gwiazdek i komentarzy. To nie miało się tak skończyć ale zaczęłam pisać to opowiadanie w maju zeszłego roku. Od tego czasu wydarzyło się wiele rzeczy które sprawiły że nie jestem już tą samą osobą co wcześniej. Dlatego przepraszam że nie ma happy endu i że ta historia nie jest idealnie napisana, brak dobrze wykreowany postaci, przeciwników bo ja na prawdę mam tego świadomość i miedzy innymi dlatego kończę to opowiadanie.
Teraz chciałabym podziękować za aktywność, za komentarze, gwiazdki. Bo naprawdę mnie to motywowało. Nie znikam z wattpada ciągle publikuję Nowy Początek ktory skończyłam pisać dwa lata temu. Jednak wydaje mi się że oprócz tych dwóch opowiadań nie pojawi się nic wiecej mojego autorstwa.
Pozdrawiam Caramel
CZYTASZ
Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne...
RomansaRachael wróciła do Hiszpanii po 4 latach odkąd wyjechała po ślubie swojego najlepszego przyjaciela. Teoretycznie nie uciekała, bo jechała na studia, w praktyce obydwoje popełnili błąd w nocy poprzedzającej wesele. Jak będzie wyglądała ich relacja te...