Rozdział 1

1.2K 117 15
                                    

Ostrożnie uchyliłam powieki. Moim oczom ukazało się błękitne niebo zakryte kilkoma ciemnymi chmurami. Widocznie zbierało się na deszcz. Gałęzie drzew kołysane były przez chłodny wiatr. Wzięłam głęboki oddech, przymykając przy tym oczy. Byłam zmęczona, a na dodatek w mojej głowie bez przerwy pulsował uciążliwy ból. Nie wiedząc dlaczego, fizycznie czułam się jak ścierwo, a ostatnia rzecz, którą pamiętałam, to przyłapanie Masky'ego na paleniu oraz rozmowa z nim.

   — "Ktoś nas obserwuje..." — Słowa te wypowiedziane wcześniej przez brązowowłosego bez przerwy powtarzały się w mojej głowie sprawiając, iż ból pogłębiał się.

Powoli usiadłam na wygniecionej trawie, po czym rozejrzałam się dookoła siebie. Znajdowałam się na niewielkiej polanie w lesie, a do moich uszu docierał cichy śpiew ptaków.

W pewnym momencie zauważyłam coś leżącego pod jednym z drzew. Wstając prawie się przewróciłam, lecz po chwili jakimś cudem stanęłam prosto i podeszłam do wysokiej sosny. Okazało się, że leżał tam nieprzytomny Masky. Klatka piersiowa szatyna miarowo unosiła się i opadała. Ukucnęłam obok niego, a następnie zaczęłam trząść jego ramieniem, próbując go obudzić.

   — Masky, wstawaj — powiedziałam. Nagle jego maska spadła na ziemię. Nawet nie przyglądałam się twarzy chłopaka, tylko szybko założyłam mu biało-czarną maskę. Po kilku minutach w końcu obudził się.

   — Co się stało? — zapytał zdezorientowany, masując się po głowie.

   — Nie wiem, przed chwilą się obudziłam, a ostatnie co pamiętam to nasza rozmowa — odpowiedziałam. Chłopak rozejrzał się, po czym wstał szybko, strzepując z siebie resztki ściółki. Także się wyprostowałam, obserwując każdy jego ruch.

   — Nie pamiętasz niczego więcej? — spytał dla pewności.

   — Pamiętam jeszcze, że powiedziałeś "Ktoś nas obserwuje", a potem wszystko się urywa — odpowiedziałam szczerze. Przez moment proxy się nie odzywał, aż w końcu westchnął, wdychając głęboko powietrze.

   — Niczego sobie nie przypominam... wracajmy lepiej do hotelu — mruknął. Przez maskę trochę trudno było go zrozumieć. Skinęłam głową, a on odwrócił się, po czym zaczął iść wolnym krokiem w kierunku azylu creepypast.

Tak jak przewidywałam w pewnym momencie zaczął kropić deszcz. Zimne krople wody przywracały mi trzeźwość umysłu, a ból powoli zanikał. Wiatr z każdą minutą przybierał na sile, jeszcze bardziej targając mi włosy, które i tak nie były w zbyt dobrym stanie. Nadal było na nich mnóstwo pozostałości po ściółce.

Na szczęście dotarliśmy na miejsce chwilę przed tym jak rozpadało się na dobre. Mokre smugi spływały z okien budynku, rozmazując widok na zewnątrz.

W salonie nikogo nie było, a głucha cisza przerywana była tylko naszymi krokami.

   — Gdzie się wszyscy podziali? — spytał zdziwiony chłopak. — Pewnie siedzą w swoich pokojach — mruknął po chwili. — W każdym razie idę do szefa, a ty co będziesz ro... — przerwał nagle. Zapewne zobaczył, że zamiast słuchania go wyszłam z salonu. Jego monolog nie należał do interesujących, a ja znacznie bardziej wolałam zaszyć się w jakimś cichym miejscu.

Skierowałam się w stronę schodów, a następnie wspięłam się nimi na pierwsze piętro hotelu. W drodze do swojego pokoju zauważyłam drzwi, za którymi znajdował się prawdziwy azyl Jeffa. Stanęłam w miejscu, patrząc tępo w tamtą stronę. Przekrzywiłam lekko głowę, po czym zaczęłam powoli podchodzić do drzwi, wyciągając rękę w stronę klamki. W połowie drogi zatrzymałam się. Po co ja w ogóle to robiłam? Cofnęłam dłoń, a następnie wolnym krokiem weszłam do swojego pokoju. Wszystko było w jak największym porządku. Łóżko było pościelone, a sam pokój wydawał się wysprzątany.

Moja pustka || Historia... Rosallie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz