Rozdział 12

629 64 2
                                    

Per. Sally

Wskaźnik drgnął, jednak poza tym nie wykonał żadnego większego ruchu. Uniosłam lekko wzrok znad tablicy u zaniemówiłam. Nie mogłam wykonać żadnego, chociażby najmniejszego ruchu. Czułam się, jakby ktoś odebrał mi kontrolę nad własnym ciałem. Było to dziwne, może nawet odrobinę zatrważające uczucie.

   — Kim jesteś? — zapytałam chłopca przede mną. Siedział po turecku, nie odzywając się ani słowem i wpatrywał się we mnie pustym wzrokiem bez jakichkolwiek emocji. Zachowywał się dokładnie tak samo jak Rosallie od jakiegoś czasu. Można było odnieść wrażenie, że nic go nie obchodziło. Prawą dłoń trzymał na wskaźniku, lecz nie poruszał nim.

Zamknęłam oczy, po czym ponownie je otworzyłam. Chłopak nadal siedział przede mną. Przez moment chciałam uderzyć się w twarz, aby upewnić się czy ten dzieciak nie był jakąś halucynacją, a miewałam czasami takowe. Nie należały one do najprzyjemniejszych.

   — Kim jesteś? — spytałam ponownie tym razem używając nieco wyższego oraz głośniejszego tonu. Zmarszczyłam brwi w lekkiej irytacji, gdy chłopiec nadal nie odpowiadał. Przypominał nieco Bena, jednak nie miał czarno-czerwonych oczu. Miał za to tak samo jasne włosy co on. Jego nogi oraz ręce były całe posiniaczone. Jego skórę przecinała również ogromna liczba zadrapań. Z niektórych nadal sączyła się krew. Ja także miałam na ciele podobne rany. 

   — Odpowiedz w końcu — wycedziłam przez zęby, patrząc na niego prawie wściekłym wzrokiem. Chłopak po usłyszeniu tych słów przechylił głowę lekko w bok, lecz wzrok jego pustych oczu nadal spoczywał na mnie. 

Niespodziewanie z jego ust wypłynęła czerwona stróżka, którą szybko wytarł lewą dłonią. Dopiero teraz dostrzegłam, że światło słoneczne dostające się do pomieszczenia przez okno przechodziło przez niego, jakby go tam w ogóle nie było. Jednak ja wciąż go widziałam i to nawet zbyt dobrze.

Po pewnym czasie westchnęłam znużona czekaniem na odpowiedź blondyna.

   — Dobrze, zadam to pytanie ostatni raz. Jeśli nie odpowiesz, pójdę po Rosallie i skończymy grę. — Zrobiłam krótką pauzę, dając chłopakowi czas na przemyślenie tego, choć sama nie wiedziałam, po co właściwie to zrobiłam. — Kim jesteś? — Nastała głucha cisza. Wsłuchiwałam się w nią przez pewien czas. 

Mijały sekundy, które przemieniały się w denerwująco długie minuty. Powoli traciłam nadzieję na uzyskanie jakiejkolwiek odpowiedzi. Gdy miałam już zdjąć dłoń ze wskaźnika, chłopak wykonał ruch, a w szklanym oczku ukazały się następujące litery – "n", "i", "e", "p", "a", "m", "i", "ę", "t", "a", "m", "s", "w", "o", "j", "e", "g", "o", "i", "m", "i", "e", "n", "i", "a".

To mnie nieco zdziwiło, jednak postanowiłam, że nie dam tego po sobie poznać. Skinęłam głową na znak, że rozumiem.

   — Kim jest potwór, który was ukradł? — Przywołałam do swojego umysłu obrazy z wcześniejszej, dosyć dziwacznej rozmowy w lesie z chłopakiem siedzącym przede mną. Dzieciak zdjął dłoń z wskaźnika, po czym przymknął oczy. Przyglądałam mu się dokładnie w ciszy. Chciałam wykonać jakiś ruch, jednak obawiałam się, iż mogłabym go wystraszyć, a tego naprawdę nie chciałam.

Po kilku dłużących się w nieskończoność chwilach blondyn w końcu otworzył oczy. Tym razem nie dostrzegłam w nich pustki. Chłopak patrzył na mnie z typowo dziecięcym błyskiem w oczach. Dokładnie takim, którym czasami ja obdarowywałam swoich przyjaciół z hotelu.

   — To naprawdę zły pan — powiedział. Brzmiał tak niewinnie, lecz ja byłam całkowicie pewna, że za tą maską skrywał prawdę. Prawdę, do której dotrzeć musiałam za wszelką cenę.

Moja pustka || Historia... Rosallie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz