9

177 6 0
                                    

-Alis.- powiedziałam po cichu i podeszłam do jej łóżka. Usiadłam i złapałam ją za rękę.- Coś ty najlepszego narobiła?- zapytałam ze łzami w oczach. Moja siostra przymknęła na chwilę oczy po czym je otworzyła, były zaczerwienione.

-Nie wiem.- wyszeptała. Miała chrypę. Łza spłynęła jej po policzku.- chciałam zapomnieć, ale nie pamiętam już o czym.

-A ja chyba wiem o czym... A bardziej o kim.- wskazałam głową w stronę drzwi, gdzie po drugiej stronie stał Trey. Alison przekręciła delikatnie głowę, było to dla niej trudne, bo miała usztywnioną szyję. Oczy rozszerzyły jej się i z powrotem skierowała wzrok na mnie.

-Co on tu robi?- zapytała.

-Ratował cię.- odpowiedziałam jej spoglądając na szatyna.

-Naprawdę?- uśmiechnęła się lekko.

-Tak, próbował powstrzymać cię od wejścia za kółko, ale nie zdołał. Po wypadku zadzwonił po pogotowie. To wszystko rozegrało się na jego oczach!- była przerażona.- Wiesz jakie masz cholerne szczęście, że żyjesz? Że wszyscy żyją?

-Wiem, Sky...- przerwała. Zamyśliła się nad czymś.- co masz na myśli mówiąc wszyscy?

-Nie pamiętasz przebiegu wypadku?- zapytałam. Potrząsnęła delikatnie głową.- Wyjechałaś na ulicę i uderzyłaś w samochód po czym uderzyłaś dodatkowo w drzewo.

-O matko! Co ja narobiłam!? Wiesz co z osobą, która jechała tym samochodem? W jakim jest stanie?- zmartwiła się.

-Tak, wiem. Ma się dobrze. Stoi tam.- Pokazałam na drzwi. Dylan stanął obok Trey'a. Nie potrafiłam określić jak wyglądała jej twarz, poza sińcami teraz było zmieszanie.

-Dylan? On był kierowcą?- zasmuciła się.-pokiwałam głową.- Boże! Trey mógł stracić przeze mnie brata! Nigdy by mi tego nie wybaczył...- nie skomentowałam tego już, bo na salę wszedł lekarz. Kazał mi wyjść na korytarz. Miała mieć przeprowadzane kolejne badania.

Wyszłam na korytarz. Zobaczyłam 2 bardzo bliskie mi osoby- państwa Stivens'ów. Moich opiekunów. I dziadków? Przynajmniej tak chcieli żeby się do nich zwracano, albo po imieniu. Na rodziców byli troszeczkę za starzy. Nawet sami nam tak powiedzieli.

Wychowywałam się w domu dziecka razem z Alison. Trafiłyśmy do tego samego sierocińca- co zdaża się rzadko i zostałyśmy zaadoptowane przez jedną rodzinę. Więcej szczęścia mieć nie mogłyśmy. Po 2 latach od adopcji, czyli jak miałam 7 lat, a Alis 11, dziadek powiedział nam, że dowiedział się kto jest moją biologiczną matką. Obie uznałyśmy, że nie chcemy jej poznawać. "Może kiedyś"- tak mówiłyśmy, ale to kiedyś jeszcze nie nadeszło. Jeszcze...

-Sky!- powiedziała Sharon uściskając mnie.- Co z nią?- spojrzała na moją twarz odrywając się od przytulenia. Jej oczy były spuchnięte od płaczu. Na policzki wypadały szare kosmyki włosów z niedbałego koka.

-W porządku. Obudziła się już.- uśmiechnęłam się lekko. Wiedziałam, że nie będzie "w porządku". Fakt, żyje. Jednak to nie oznaczało końca problemów. Teraz będzie musiała się zmierzyć ze sprawiedliwością. Sąd, rozprawy, przesłuchania, wyrok... Jednak najważniejsze, że żyje.

-Można do niej wejść?- zapytał z troską Lucas, stał obok swojej żony trzymając ją kurczowo za rękę. Jego włosy również były srebrno-szare.

-Teraz przeprowadzają jakieś badania.- babcia pokiwała głową. Po czym zerknęła za moje plecy. Stali tam Trey z Dylan'em. Stivens'owie nie zdążyli poznać Trey'a. Alis chodziła z nim pół roku i poprostu nie było okazji. Zważając na kilometry, które nas dzielą. Od urodzenia mieszkałyśmy w Phoenix razem z dziadkami. Póki Alis nie skończyła 18-stki. Potem zamieszkałyśmy razem, a Stivens'owie wyjechali do pracy do Denver. Miesiąc przed ukończeniem liceum, wyprowadziłam się.

-Dzień dobry.- zza moich pleców wyszedł Trey. Wyciągnął rękę do mojej babci, a później do dziadka.- Trey Waller.

-Ach, Trey...- babcia westchnęła. Słyszała o nim, ale teraz pierwszy raz widzi na oczy chłopaka... Byłego chłopaka swojej podopiecznej leżącej w szpitalu. Szatyn zmieszał się lekko i wycofał. Dylan przywitał się tylko i usiadł na krzesełku obok. Babcia bacznie obserwowała obu chłopaków.

***

2 tygodnie później

Alison wróciła wczoraj do domu. Sharon zamieszkała na ten czas u niej w mieszkaniu. A Lucas wrócił do Denver. Nie mógł dostać wolnego w pracy. Żałował tego, jednak wiedział, że babcia sobie poradzi. Odwiedzałam ją zawsze po wykładach. Codziennie przez okres pobytu mojej siostry w szpitalu, aż do dziś.

Za 2 tygodnie ma się odbyć rozprawa przeciwko Alis. Wszyscy byliśmy w grobowych nastrojach. Żadna z nas nie chciała martwić się nawzajem i denerwować. Chciałam przeprowadzić poważną rozmowę z siostrą. Nie wiedziałam tylko, czy to był odpowiedni moment. Nie mogła się stresować, a była przed nią sprawa przeciwko niej samej.

Sharon wyszła po zakupy. Zostałyśmy same w mieszkaniu. Siedziałyśmy po 2 stronach kanpy oglądając jakieś seriale w telewizjii.

-Alis?- przerwałam ciszę. Spojrzała na mnie swoimi brązowymi oczami.

-Hm?- mruknęła

-Możemy pogadać?- zapytałam zmieniając pozycję, żeby skierować się bardziej w jej stronę.

-Ta jasne. O czym?- zapytała lekko zdziwiona. Na prawdę nie wiedziała o czym chcę z nią porozmawiać.

-O tobie, o Trey'u, o wypadku...

-Ech...- westchnęła.- Nie chcę mi się o tym gadać.

-Alis!- podniosłam głos.- Prędzej czy później i tak będziemy musiały o tym porozmawiać! Martwię się, okey?

-Nie jestem już dzieckiem. Dam sobię radę.- kącik ust podniósł jej się do góry.

-Yhym. A jednak wsiadłaś pijana za kółko i omal nie zginęłaś i nie zabiłaś innej osoby! Nie denerwuj mnie, dobrze?- nie wytrzymałam. Alis zmieszała się na moje słowa. Przytaknęła tylko.

-To... Co chcesz wiedzieć?- zapyała po chwili ciszy.

-Dlaczego rozstaliście się z Trey'em?

-Wiesz...- zaczęła.- To bardziej skomplikowane, niż się wydaje. Sama nie znam odpowiedzi na to pytanie.- uniosłam brew.- przez ostatnie miesiące zachowywałam się beznadziejnie. Nie wiem co jest tego przyczyną. Chciałam się odciąć, od wszystkich. Od niego również. Zerwałam z nim bez żadnych wyjaśnień. Wychodziłam tylko do uczelni i udawałam, że wszystko jest okey. Jednak w środku czułam pustkę,  nic. Zero emocji. Próbowałam go  unikać i udawało mi się to przez 2 miesiące, dopóki nie zaczął przychodzić pod drzwi mojego mieszkania. Wtedy zaczęłam pić. Chciałam zapomnieć. Początkowo był to tylko drink dziennie. Później zaczęłam się upijać. I tak aż do wypadku... Już więcej nie tknę alkohoku!

-I dobrze! Nie wiem kto wymyślił to gówno!- położyłam swoją dłoń na jej.- Czy jesteś w stanie określić co do niego czujesz?- zapytałam.

-Tak...- zamyśliła się na chwilę.- Kocham go! I cholernie za nim tęsknię! Jednak wstydzę się tego jak go potraktowałam... Boję sję, że mogłabym go znów skrzywdzić. Teraz to i tak chyba nie ma sensu. Rozprawa, wyrok... Przecież nie będzie na mnie czekał tyle czasu!

-Alis... Czemu nie porozmawiałaś ze mną wcześniej? Czemu za każdym razem, gdy pytałam czy wszystko okej? Zbywałaś mnie zwykłym zdaniem: "Tak, wszystko w porządku." chociaż tak nie było? Pomogłabym ci!

-Wiem, Sky... Przepraszam.- rzuciła mi się na szyję i zaczęła szlochać. Telepała się. Gdy złapała oddech odsunęła się i otarła łzy.

-Pogadaj z nim, co?- zaproponowałam jej. Pokiwała głową nadal ocierając policzki.

Drzwi uchyliły sie i weszła przez nie babcia z siatką zakupów. Przywitała się i podążyła do kuchni. Wstałam i poszłam za nią, żeby jej pomóc rozpakować produkty.

"To będzie ciężki miesiąc."- myślałam sobie. Nie był to jednak chyba tylko miesiąc...

***
Mogłam troszeczkę namieszać w ostatnich rozdziałach. Chyba dodałam za dużo wątków na raz. Mam nadzieję, że nie utrudnia to czyatnia. Tak czy inaczej, zapraszam do następnych rozdziałów. ;)

BETTER-this is a new beginning// Dylan O'brienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz