12. Zazdrość i strach.

415 19 2
                                    



~(Jack)~


Obudziłem się cały obolały. Każdy mięsień protestował przy najmniejszym ruchu... Spanie na drzewie jednak nie było najlepszym wyborem.
Wyciągnąłem się niczym kot, chcąc rozprostować kości, po czym zdecydowałem się na zejście. Moją uwagę od razu przykuła blond włosa dziewczyna siedząca na ławce. Jej ramiona delikatnie drżały, a ona sama cicho szlochała. Bez namysłu podszedłem do niej i siadając obok, zapytałem
- Hej. Co się stało?
Szybko uniosła głowę, a jej długie włosy opadły niczym wodospad na ramiona. Wbiła we mnie spojrzenie niebieskich oczu czerwonych od łez.
- W- wszystko w porządku - odpowiedziała, ocierając policzki rękawem bluzy.
- Wiesz co? Jakoś ci nie wierzę - odparłem ze słabym uśmiechem.


~(Lidia)~


- Przepraszam, którędy dojść do parku?
- Trzeba pójść w tamtą stronę, potem w lewo, miniesz dwa sklepy odzieżowe i już jesteś koło parku.
- Dziękuję panu - posłałam w jego stronę promienny uśmiech i ruszyłam we wskazanym kierunku.

W końcu udało mi się dojść do miejsca, w którym zatrzymałam się wraz z Jackiem. Mój uśmiech przygasł, gdy zobaczyłam białowłosego rozmawiającego z blondynką, która wpadła na mnie kilka godzin wcześniej. Chłopak obejmował ją jednym ramieniem, a ona, wraz z nim śmiała się głośno. Poczułam dziwny skurcz w żołądku... Nie było mnie zaledwie kilka godzin, a on już z kimś flirtuje... Nawet nie martwi go gdzie się podziałam. Na dodatek była o wiele ładniejsza ode mnie...
Podskoczyłam nagle, uświadamiając sobie czym był tamtej skurcz. Byłam zazdrosna! Nie, nie, nie... Ja nie mogłam być zazdrosna. O tego aroganckiego Jacka? Gdzie się podziała moja niechęć do niego?!
Szybko odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec ile sił w nogach, podobnie jak wcześniej... Znów uciekałam?
Próbowałam sobie wmawiać, że to co czułam, to jedynie głód, ale mimo to łzy niemiłosiernie pchały się do moich oczu, aż w końcu pozwoliłam im wyjść. Wbiegłam do lasu, jednak nie przejęłam się tym. Przed oczami wciąż miałam obraz tamtej dwójki... Nie ważne jak bardzo chciałam się go pozbyć.
Nagle potknęłam się o kamień lub wystający korzeń i z hukiem wylądowałam na mokrej ziemi, zderzając się o nią twarzą.
Gdy świat przestał wirować, uniosłam się delikatnie, opierając o łokcie.
- Ał - burknęłam.
Wstałam na równe nogi i zaczęłam się rozglądać. Świetnie... Jestem w środku lasu, nie mam pojęcia w którą stronę iść... Ponownie się zgubiłam. Od kiedy stałam się tam mało rozważna? Żeby zgubić się dwa razy w ciągu jednej doby? To wszystko przez tego cholernego Jacka! Nic z tego wszystkiego by mnie nie spotkało, gdyby on nie wszedł w moje życie!
Z gniewem kopnęłam korzeń, przez który zapewne upadłam, krzycząc na całe gardło, sama nie wiedząc czy z bólu czy może frustracji.
W lesie zrobiło się niepokojąco zimno, a wszelkie dźwięki ucichły... Jakby w jednej sekundzie wszystko umarło.Wiedziałam, co to oznacza i nie podobało mi się to.
- Witaj, Lidio. - Usłyszałam głos niczym z koszmaru. Moje ciało przeszył dreszcz, a ja mimowolnie się odwróciłam. Czarny Pan stał przy jednym z drzew, posyłając mi swój ponury uśmiech. Nie potrafiłam się ruszyć... uciec... krzyknąć. Strach całkowicie mną zawładnął.

____________________________________

Ciąg dalszy nastąpi...


Jak myślicie, co dalej? ;)

Wybór Losu | Strażnicy MarzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz