7. Plan ucieczki.

702 30 2
                                    


~(Jack)~

Gdy wróciłem do pokoju, dziewczyna już spała, a ja nie mając nic innego do robienia, wróciłem na swoje miejsce i znów zacząłem jej się przyglądać. Jej czekoladowe włosy otaczały jej twarz, co sprawiało, że wyglądała nawet słodko... Zdecydowanie podczas snu była słodka. Zimny wyraz twarzy znikał, zastąpiony spokojem. Zastanawiałem się nad słowami, które powiedziała mi przy pierwszym spotkaniu. Czy to naprawdę znaczyło, że boi się siebie samej? Czy można bać się siebie samego?
Dlaczego się boisz, Lidio? - zapytałem siebie w myślach.
Czułem, że skrywa jakiś głęboki sekret... Chowa go przed całym światem i nie ważne jak mocno chciałbym go poznać... Nie powiedziałaby mi... Bo dlaczego powinna? Zaśmiałem się pod nosem z własnej głupoty. Od kiedy ja, Jack Mróz, kłopoczę się dziewczyną? I to wrogiem na dodatek! Potrząsnąłem głową, a w tym samym momencie ona nagle się odwróciła, jednak wciąż spała, mamrocząc coś pod nosem.

~(Lidia)~

Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu i wiedziałam, że nie jestem tam sama.
- Zostawiłeś mnie tam! -krzyknęłam do powietrza, czując jak gniew wraca.
- Przepraszam, ale okoliczności mnie do tego zmusiły - usłyszałam za sobą wyniosły głos. Odwróciłam się, a za mną stał nikt inny niż Mrok z szyderczym uśmiechem wiecznie wymalowanym na jego twarzy.
- Pozwoliłeś mi zostać z tymi... - Przerwałam, szukając odpowiedniego słowa - dobrymi duszyczkami, bo zmusiły cię do tego okoliczności?! - Nie przestawałam na niego krzyczeć, udając, że byłam niezadowolona i wściekła.
- Żeby ci to wynagrodzić, opracowałem plan twojej ucieczki - Zaczął najwyraźniej zadowolony z samego siebie... Chociaż on zawsze miał taki ton, mówiąc o sobie. - Wyleczyłem już twoją ranę na plecach. Będziesz musiała skorzystać z zaskoczenia i twoich mocy. - Już miałam mu przerwać, ale mi przerwał - Tak wiem, że nie lubisz jej używać... Ale niestety musisz. Jak już uda ci się wydostać... U mnie będzie czekać twój miecz - dokończył, wracając do ponurego, władczego tonu.
- Okej... - powiedziałam, starając się nie pokazać Mrokowi swojego wahania... W głowie miałam tylko jedną myśl. Jak uciec, nie krzywdząc Jacka.
Mrok po raz kolejny wyszczerzył swoje zęby w uśmiechu, jakby na pożegnanie, jednak ponownie otworzył usta, by coś dodać.
- A... I jeszcze jedno... - Zaczął - trzymaj się z dala Jacka Mroza.
- Dlaczego? - przyglądałam mu się spokojnie, ale wewnątrz mnie rozpętała się burza. Strach? Czy Mrok już wie?
- Źle na ciebie działa - Spojrzał na mnie, jakby zaglądając do mojej duszy - bardzo źle.

Obudziłam się z... Krzykiem? Czy to był mój krzyk, a może część przerwanego snu? Nigdy nie budziłam się z wrzaskiem... Nawet z najgorszych koszmarów wybudzałam się ze spokojem.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że znów nie jestem sama, jednak tym razem zamiast bladej twarzy Czarnego Pana, ujrzałam białą czuprynę Mroza, siedzącego tam, gdzie wcześniej.
- Zły sen? - spytał chłopak.
- Nie twoja sprawa - odwarknęłam, przecierając oczy.
Czując, że nie będę w stanie już dłużej bezczynnie leżeć wstałam i zaczęłam chodzić w kółko, gorączkowo myśląc o mojej ucieczce. Z moich głębokich rozmyślań wyrwało mnie ciche 'yyyy' białowłosego. Spojrzałam na niego. W jego oczach malowało się zdumienie. Cholera. Jak ja mogłam tak bezmyślnie pokazać mu, że już mogę chodzić! Po efekcie zaskoczenia została mokra plama. Teraz będę go musiała zaatakować. Cholera, cholera, cholera! Moje przygotowania znów przerwał Jack.
- T-ty... - to idealny moment na zaatakowanie go. Dlaczego nic nie robię? No zrób to! - popędzałam się. - Ty już możesz chodzić!
Odetchnęłam głęboko i zaczęłam rękami formować kulę. Jak zawsze gdy używałam mocy, wisiorek, który nosiłam zaczął się rozgrzewać do czerwoności. Poczułam przyjemne pieczenie w okolicach obojczyka. Podejrzewałam, że był to taki sam przedmiot, jak broń Jacka. Reagował na naszą moc, a bez niego byliśmy bezsilni.
- Słuchaj, nie chcę ci zrobić krzywdy... - Zaczął, ale nie chciałam go słuchać. Cała moją uwagę poświęcałam kuli. - Wiesz co? Mam pomysł. Ja oddam ci mój kijek, a ty oddasz mi ten naszyjnik. A wtedy spokojnie porozmawiamy.
Moje skupienie zniknęło całkowicie, a wraz z nim moja kula. Wpatrywałam się w niego ze zdumieniem, starając się zrozumieć czy to jakiś podstęp. Dlaczego miałby oddać w moje ręce przedmiot, który jest podstawą jego mocy. Co ważniejsze... Dlaczego ja się wahałam?
- Każde z nas będzie miało pewność, że drugie nie zaatakuje - dokończył.
Powinnam go zaatakować... Teraz. Jednak zamiast tego lekko kiwnęłam głową. Spokojnie podał mi swój patyk. Nie powinnam go brać. Ale czy ktoś pytał mój mózg o zdanie?
Gdy tylko go dotknęłam, poczułam silny dotyk chłodu, jednak w chwili gdy chłopak puścił przedmiot, szron otaczający kij zniknął.
- Twoja kolej - powiedział.
Wszystko miało się potoczyć inaczej. Miałam go zaatakować i uciec z tej bazy. Jednak los po raz kolejny nauczył mnie, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Trzęsącymi się rękoma zdjęłam mój naszyjnik i go mu podałam. Grymas bólu przeszedł po jego twarzy, zapewne go parzył, jednak te gorąco również zniknęło, gdy straciłam kontakt fizyczny ze swoim przedmiotem. Idąc w moje ślady położył naszyjnik za sobą i powiedział wesoło:
- No, teraz nie możemy siebie skrzywdzić. Opowiadaj.
- Teraz może nie, ale potem... - mój głos znów nabierał zimnej barwy.
- Halo, halo. - Przerwał mi. - Potem też ci nic nie zrobię jeśli będziesz szczera. - Uśmiechnął się i usiadł po turecku. Jego spokój mi imponował. Jednak nie potrafiłam całkowicie zaufać jego zachowaniu. Bacznym wzrokiem pilnowałam każdy jego ruch i powoli poszłam w jego ślady, siadając na przeciwko niego. Chciał odpowiedzi, ale ja nie mogłam mu wszystkiego opowiedzieć. Przecież to mój wróg! To byłoby szaleństwo, prawda?
- A więc?
- Ja... Mrok... On tu był. Uleczył mnie, to dlatego mogę już chodzić... - zaczęłam, uciekając wzrokiem. Dlaczego czułam się z tym źle? Przecież taka byłam prawda? Nie powinnam martwić się o to, co Jack sobie pomyśli. To było głupie!
- Chciał czegoś od ciebie? - dopytywał.
- Żebym uciekła... - I trzymała się od ciebie z daleka, dodałam już w myślach.
- Chce, żebyś nas zraniła, używając swojej mocy... - Nie byłam pewna czy to było pytanie, czy stwierdzenie, jednak skinęłam głową. Owszem, Czarny Pan nie powiedział tego wprost, ale to jedyna korzyść jaką by dostał z mojego przedwczesnego uwolnienia.
A może bał się, że dłuższy kontakt z Jackiem... Nie. Potrząsnęłam głową, aby odgonić te myśli. Odważyłam się wrócić spojrzeniem na chłopaka, ale on zdawał się być zamyślony. Czy to co czułam, to nadzieja w to, że... Że we mnie nie zwątpi? Dziewczyno, opanuj się... To jest twój wróg... a ty jesteś jego... Oczywiście, że w ciebie wątpi!
Czułam jak do oczu pchają się łzy, których nie chciałam mu pokazywać. Szybko wstałam, podchodząc do jedynego okna w pokoju, starając się je odgonić.
- Płacz jest rzeczą naturalną - usłyszałam głos Jacka, gdy pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Dlaczego się tak czułam? Co było ze mną nie tak? Chciałabym znać odpowiedzi na te pytania. W między czasie słyszałam jak chłopak wstaje i kroczy powoli, zapewne chcąc odzyskać swoją własność.
Jaka ja byłam głupia! Przecież on wciąż ma mój naszyjnik... Zostanę bezbronna!
Odwróciłam się, by spróbować zaatakować go, zanim dotrze do swojej broni, jednak ku mojemu zaskoczeniu, chłopak go ominął. Wpatrywał się we mnie swoimi błękitnymi oczami, a tym razem, ja nie byłam w stanie od nich uciec. Było w nich coś... Magnetycznego. W końcu staną na przeciwko mnie, a jego głębokie spojrzenie, jakby zapraszało moje emocję do wyjścia... Nie ważne jak mocno się starałam, nie potrafiłam powstrzymać płaczu. Jak nigdy dotąd pragnęłam, by ktoś był przy mnie... Oparłam głowę o jego tors, pozwalając łzom płynąć. Nie wiem ile to trwało, ale w końcu sama zdecydowałam się oddalić, czując się głupio... Jak dziecko.
- Przepraszam - bąknęłam.
- Nie ma za co - uśmiechnął się Mróz, wycierając z mojego policzka ostatnią łzę. -Zrobimy tak: ja „niechcący" dam ci uciec z pokoju. Ty będziesz musiała rzucić kulą ognia w Mikołaja, którą ja zatrzymam, więc nikomu nie stanie się krzywda. Ale pamiętaj... Nie możesz wycelować w Mikołaja, tylko jakąś rzecz koło niego. Jasne? - Skrzywiłam się. Nie wiedział jak dokładnie działa moja moc, ale czy było konieczne, bym mu o tym mówiła? - Lidia?
- Och, sorki, zamyśliłam się - odpowiedziałam szybko.
- Coś ukrywasz - Zmarszczył brwi.
- Noo, to nie do końca tak że zawsze mogę rzucać takie kule ognia, które muszą trafić w cel. To znaczy... Owszem, mogę takie zrobić, ale em... - Plątałam się. Jego oczy rozbłysły.
- Świetnie! W takim razie po prostu rzuć taka kulę ognia, która nie musi trafić! - Wciąż się uśmiechał, jak dziecko, a w jego oczach emanowała jasność i radość. Nagle dopadła mnie myśl, że prędzej czy później będziemy musieli ze sobą walczyć, nie zważając na to, co między nami teraz zaszło, ani jak chłopak mi pomógł...
- Nom, to chyba już możemy wziąć swoje przedmioty? - Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Jack wciąż otaczał mnie swoim ramieniem.
- Tak, oczywiście - Cofnął rękę, a na jego bladych policzkach pojawił się wyraźny rumieniec, co sprawiło, że wyglądał nawet słodko, a ja czułam się jak w środku ognia. Moja twarz płonęła. W ciszy poszliśmy po nasze rzeczy.
-Jack?
-Hm?
-To zostanie między nami.
-Jasne.
- Mówię serio - siliłam się na powagę.
- Co ty, myślisz że powiem innym Strażnikom? Jak tak możesz?- spytał, udając naburmuszenie.
- Emm... Daj mi pomyśleć. Tak? Bo jesteś moim wrogiem, a ja jestem tą złą, którą musicie koniecznie pokonać? - Mówiąc to, złapałam się pod boki.
- Każde dobro ma w sobie odrobinę zła, a nawet największe zło posiada w sobie trochę dobra, nie sądzisz? - zapytał, uśmiechając się.
Zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Tak... Może masz rację - odpowiedziałam.

________________________________________________

Ciąg dalszy nastąpi...

Wybór Losu | Strażnicy MarzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz