9. Próba walki i przegrana.

521 25 0
                                    


~(Następnego dnia)~


~(Jack)~


- Jack, co się z tobą dzieje? - zapytał mnie ostro Zając. Nie potrafiłem odpowiedzieć, albo po prostu nie chciałem. A może wcale nie znałem odpowiedzi?
- Nie rozumiem o co wam chodzi... - Spróbowałem się jakkolwiek wymigać od dania odpowiedzi, jednak wiedziałam, że to ich nie zadowoli. W końcu Lidia była naszym wrogiem, a ja poprzedniego dnia najlepsze sobie z nią rozmawiałem, jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi. Widząc spojrzenia każdego z nich, skrępowany podrapałem się po karku.
- Co ci ta Lidia zrobiła? - Zając nie dawał za wygraną.
- Nic mi nie zrobiła. Przecież nic wielkiego się nie stało! - Rzuciłem spojrzenie każdemu Strażnikowi, jednak ich spojrzenie mówiło za nich. Dla całej grupy, to było coś niedopuszczalnego. A przecież Lidia nas uratowała...
Gdy miałem coś dodać, moją uwagę przyciągnął cień za oknem Bazy. Żółte ślepia wpatrywały się we mnie, jakby czekały na nawiązanie kontaktu wzrokowego, a gdy do tego doszło, usłyszałem:
Jeśli chcesz ją odzyskać... Musisz się pośpieszyć
W tej samej sekundzie zobaczyłem czerwony wisiorek Lidii, trzymany przez stworzenie w paszczy.
Nie zważając na protesty Strażników, rzuciłem się do ataku, szybko niszcząc Koszmar, dobierając cenny przedmiot.
Czułem jak moje serce waliło, jakby zaraz miało wyrwać się z mojej piersi, kiedy zastanawiałem się co Mrok mógł zrobić dziewczynie.
Niespodziewanie wisiorek zaczął ciągnąć mnie w kierunku, w którym poprzedniego dnia uciekła Lidia. Bez wahania dałem się prowadzić.


Po kilkunastu minutach, ciągnięty przez naszyjnik doleciałem do kwatery Mroka. Nigdy nie sądziłem, że jakikolwiek przedmiot może mieć taką moc bez własnego właściciela.
Z początku nie potrafiłem niczego dostrzec. W pomieszczeniu panowała ciemność, jednak już po chwili ujrzałem błysk złotych oczu Czarnego Pana. Stał na drugim końcu, a tuż przed nim znajdowała się Lidia. Jedną ręką trzymał ją w pasie, a drugą naciskał na gardło.
- Proszę proszę, szybki jesteś - uśmiechnął się.
- Nie tak szybki jak ja - zauważyła Lidia, ale zaraz pożałowała swoich słów, bo Czarny Pan bardziej ją ścisnął za gardło.
- Czego chcesz? - spytałem zdenerwowany.
- Twój kij, Jack... Wciąż wchodzisz mi w drogę, choć nie powinieneś - powiedział mężczyzna, a jego słowa mnie nie zaskoczyły. Nieczysta walka to była domena Mroka. Zacisnąłem pięść na swojej broni, nie wiedząc co powinienem zrobić. Lidia była moim wrogiem... To mógł być podstęp... W końcu są wspólnikami, prawda?
Wbiłem spojrzenie w jej czarne oczy, chcąc rozgryźć jej myśli... Jednak znów zakryła swoje emocje za maską obojętności. Powinienem odpuścić. Odejść stamtąd i nie dać się złapać w głupią pułapkę, ale nie potrafiłem... Co jeśli ona naprawdę byłaby w niebezpieczeństwie? Naraziła się dla Strażników, dla mnie...
Spuściłem wzrok, na swój kij, a po chwili uniosłem go w kierunku Mroka, chcąc mu go przekazać. Wtedy twarz Lidii zmieniła wyraz. Spojrzała na swój naszyjnik, a potem na mnie. Natychmiast zrozumiałem o co jej chodzi.
-Ekhem... - niecierpliwił się Mrok.
Wróciłem do podawania mu kijka, lecz w ostatniej chwili wystrzeliłem z niego wiązkę lodu. Ogłuszyła ona Mroka, który puścił dziewczynę. Natychmiast rzuciłem jej naszyjnik, a gdy tylko jej dotknął, liny obwiązujące jej ręce i nogi spaliły się. Szybko zapięła wisiorek i podbiegła do mnie. Nie zdążyłem cieszyć się wygraną, bo już po chwili cała chmara Koszmarów nas otoczyła.

~(Lidia)~


Nieźle sobie radzi, nawetlepiej ode mnie. Zamroził już wiele czarnych koni. Lecz w końcu zostaliśmyrozdzieleni. Nie widziałam go, a koszmarów było coraz więcej.
-Kto by pomyślał, że staniesz się taka dobra- usłyszałam za sobą głos Mroka.Nawet nie słyszałam jak do mnie podchodził.
-Nie boję się ciebie- odparłam,odwracając się.
- Mnie może nie, ale boisz się o niego- wskazał głową chmarę koszmarów. Naszczęście potem pojawiły się błękitne błyski.
Wyjęłam swój miecz i z krzykiem zaatakowałam Mroka. On, jakby znając mojeruchy, zręcznie unikał ciosów. Nagle przeleciał przeze mnie jeden z koszmarów,jakby był dzieckiem, które we mnie nie wierzy. Moje ciało odmówiło miposłuszeństwa, jakby już nie było moje, przez co natychmiast spadłam napodłogę, słysząc smutny krzyk Jacka.


_____________________________________________

Ciąg dalszy nastąpi...


Przepraszam za małe opóźnienia z rozdziałem. ;(

Wybór Losu | Strażnicy MarzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz