Rozdział 6

255 21 9
                                    

Wszystko się zmieni

*Charlie*

Za pomocą pilota wyłączyłem plazmę. Leo siedział wbity w czarną kanapę. Po jego wyrazie twarzy mogłem się domyślić, że właśnie toczy wewnętrzną walkę - wciąż zaprzeczać, że te dziewczyny nie mają z nami żadnych szans, czy w końcu przyznać się do swojej omyłki.

- Przegięła - ledwie dosłyszałem szept z jego zaciśniętych warg, któremu towarzyszył odgłos nastawianych kości palców.
Wpatrywałem się w niego z wyczekiwaniem. Nie byłem pewny tego, co usłyszałem i mimo, że jesteśmy przyjaciółmi, nie miałem pojęcia o czym teraz myśli i co zamierza z tym zrobić.

- Miarka się przebrała - wstał na równe nogi. - Chcą wojny, to będą miały wojnę - mówił jakby do siebie.

- Co przez to rozumiesz? - mierzyłem go wzrokiem

- Jeżeli kiedykolwiek - podniósł wzrok i spojrzał mi prosto w oczy - powtarzam: kiedykolwiek staną mi na drodze, przysięgam, że je zniszczę.

Przeszedł przez pokój i opuścił pomieszczenie. Pomiędzy czterema ścianami rozniósł się odgłos skrzypu drzwi, który przerodził się w trzask. Chłopak zostawił za sobą woń grozy oraz mnie pogrążonego w niepewności z nutą strachu.

*Arizona*

- Dziewczyno, ten wywiad to była jedna z najlepszych rzeczy, jakie mogłyśmy zrobić!
- Na efekty i tak trzeba poczekać.
- Nie mówiłam Ci, ale ta piosenka, którą napisałaś, totalnie mi się podoba, jest niesamowita!
- Dzięki, teraz trzeba jeszcze tylko znaleźć kogoś do muzyki - gadałyśmy wracając ze studia.
Szłyśmy ulicą wciąż czując się ożywione i pełne energii. I jak zawsze po odniesieniu sukcesu poszłyśmy do parku. Już jako dzieci przychodziłyśmy tu i chwałyśmy się w bazie za krzakami. Co prawda teraz już tego nie robimy, ale siedzenie na ławce i wspominanie wszystkich miłych chwil było naprawdę przyjemne. Niestety nie tym razem.

- Jenni... Spójrz - wskazałam na koniec parkowej alejki.

Dwóch chłopaków ze sobą rozmawiało, choć ich konwersacja była przybliżona kłótni.
- Leo, martwiłem się o Ciebie, okej?
- I dlatego musisz za mną łazić?
- Ja rozumiem, że jesteś wk*rwiony, ale nie musisz się na mnie wyżywać!
- To się odwal!!
I właśnie w tym momencie brunet spojrzał na ławkę, na której siedziałyśmy. Nie wróżyło to nic dobrego, w jego oczach iskrzyła się furia.

- Czujesz? Tak pachną kłopoty - szepnęła Jenni.

Devries wręcz rzucił się w naszą stronę, nie przejmując się, czy idzie po chodniku czy niszczy kwiaty. Lenehan próbował go zatrzymać, ale to jeszcze bardziej go zdenerwowało. Jego ruchy były szybkie, dominował nimi impuls, wszyscy schodzili mu z drogi. Przeszedł mnie dreszcz.

- Wynocha z mojej ławki!
- Co proszę? - Jenni spojrzała na niego z ukosa
- Niewyraźnie mówię?! Wypie*dalać!!
- To twoja ławka? Hmmm... - obejrzała siedzenie - niestety, nie jest podpisana.
- Jak Ci zaraz w ryj przywalę, nie będziesz miała jak sprawdzić! - już wziął zamach, a ja zmróżyłam oczy czekając na odgłos uderzenia

- Opanuj się!! - otworzyłam oczy
Blondyn stał pomiędzy nami i trzymał przyjaciela za pięść.
- Odbiło ci?!
Brunet rzucił mu wściekłe spojrzenie i cofnął się. Nie trzeba był być spostrzegawczym, aby zauważyć, że się w nim wręcz gotowało.
- Jeszcze się policzymy - syknął w naszę stronę, odwrocił się i odszedł jak gdyby nigdy nic.

- Charlie, czemu to zrobiłeś? - usłyszałam głos przyjaciółki
- Wiem, że by tego żałował. Widziałaś, że jest wku*wiony, po co dolewasz benzyny?
- Nie będę ci się tłumaczyć! - wstała
- Ale ty jesteś pusta - westchnął i poszedł za swoim kumplem.
Jennifer odprowadziła go wzrokiem do końca alei. Aż mnie to zaintrygowało...

- Jenni, wszystko ok?
- Tak..
- On Ci się podoba?
- Zwariowałaś?! - krzyknęła wręcz
- To o co chodzi?
- Po prostu... - znowu usiadła na ławce - Zabolało mnie to trochę... Jeszcze nikt nigdy nie nazwał mnie pustą i szczerze mówiąc, to określenie było jednym z tych, których nigdy nie chciałam o sobie usłyszeć... Czy ty też myślisz, że jestem pusta?
- Co? Pogięło cię? Oczywiście, że nie! On tak powiedział, bo cię nie zna, ty po prostu byłaś sobą. Nawet uważam, że określenie "pusta" było w tej sytuacji całkowicie nie na miejscu.
- Chyba masz rację...

I co? Dla Was to pewnie jakaś zwykła, całkiem codzienna rozmowa. Ale nie dla mnie. Ja wiedziałam, że coś jest nie tak, że jest coś, o czym ona mi nie mówi. To jest dziewczyna, która na taką sytuację machnie ręką i powie ,,Idiota!!'' i przez następne kilka dni będzie się z tego śmiać. To dziewczyna, która nie przyjmuje krytyki, uważa się za jedyną osobę, która ma prawo cokolwiek sobie zarzucić lub rozkazać, a inni ludzie nie mają nic do tego. Ale dzisiaj tak nie było. Coś się stało, lecz ja wciąż nie wiem co i obawiam się, że już się tego nie dowiem.

- Ja już idę do domu - wyrwała mnie z zamyśleń.
- Jasne... To do jutra, widzimy się w szkole - uśmiechnęłam się.
I tak się rozeszłyśmy.

*Jennifer*
Następnego dnia, tak jak pięć dni w tygodniu, wstałam o godzinie szóstej trzydzieści i wyszykowałam się do szkoły. Ale i tak spóźniłam się na pierwszą lekcję.

- Jennifer, spóźniłaś się - skarciła mnie nauczycielka matematyki wyraźnie czekając na tłumaczenia z mojej strony.
- Ups... Jakoś mnie to nie obchodzi - powiedziałam i zaspana usiadłam do ostatniej ławki.
Byłam wręcz pewna, że nauczycielka zignorowała moją uwagę, lecz wpisała swoją własną w dzienniku.
- Pst... Psssst! - słyszałam przede mną
- Co jest? - mruknęłam niezadowolona
- Dziewczyno, wczoraj byłaś niesamowita, twój występ to było coś nie z tej ziemi! - szeptała ekscytując się
- Jaki występ...?
- No ten w Kate's Show!!
I dopiero teraz przypimniał mi się cały wczorajszy dzień. Na śmierć o tym wszystkim zapomniałam.
- No tak...eee, dzięki - wykrzywiłam się.
- Może zostaniemy przyjaciółkami??? Będziesz mnie zabierać na koncerty i...
Już jej nie słuchałam tylko zastanawiałam się nad poziomem jej głupoty. Ona serio wierzyła, że dam się w to wróbić?
- Proszę Pani!! Margaret mi przeszkadza, cały czas coś do mnie gada i nie mogę skupić się na lekcji!
- Jennifer, to nie jest podstawówka. Spakuj się i idź do dyrektora, ja już nie mam do ciebie cierpliwości.
Wstałam i zarzuciłam mój czarny plecak na ramię.
- Wszystkie swoje głupie dowcipy zabierz ze sobą!
- Ma się rozumieć! - wyszłam trzaskając drzwiami

- Nareszcie wolność. Plan się powiódł. Teraz tylko do dyra i do domku - przeszło mi przez myśl.
Przeszłam przez prawie połowę szkoły i stanęłam przed gabinetem. Zapukałam do granatowych drzwi.
- Proszę! - usłyszałam

***×***

Cześć! ^-^
Oto kolejny rozdział, miłego czytania.😝

Gwiazdka + Komentarz = szybciej dodany rozdział

Zobacz też:

*Angel of Darkness <pisane>
*I Just Want <zakończone>
*He Just Wanted <zakończone>
*Trochę o mnie <pisane>

Sami Wybraliście KonkurencjęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz