Rozdział 6. Profesor Lockhart

1.6K 115 15
                                    

Kiedy podjechałyśmy pod zamek, szeroko się uśmiechnęłam. Czułam się, jakbym wróciła do domu. To było moje miejsce. Podążając za innymi uczniami, weszłyśmy do Wielkiej Sali. Tam pożegnałyśmy się z Amandą, która podeszła do stołu Krukonów, a my skierowałyśmy się ku stołowi Gryfonów. Zajęłyśmy miejsca obok bliźniaków, którym towarzyszyli Paul i Lee.
— Słyszałyście? Podobno Harry i Ron lecą tu samochodem — powiedział podekscytowany Lee.
— Co? — zapytałam zaskoczona. O czym on mówił?
Lee opowiedział, że podobno kilku mugoli widziało latający samochód w różnych częściach kraju i że chłopcy na pewno za to wylecą ze szkoły. Zamknęłam oczy, licząc do dziesięciu. Naprawdę byli takimi idiotami, że wzięli samochód państwa Weasley i przylecieli nim tutaj? Przecież mogli na nich poczekać, mogli napisać list, Harry ma sowę, mogli zrobić kilka innych rzeczy, a wybrali właśnie ten najgłupszy, najmniej rozsądny sposób, jaki tylko istniał.
Za to bliźniacy zaczęli się cieszyć, jakby to, co zrobił jego brat, było wielkim wyczynem.
— Dobrze się czujesz? — zapytał Paul.
— Nic mi nie jest — odparłam i zaczęłam rozglądać się po sali. Uczniów przybywało, również nauczyciele już znajdowali się w sali. Z wyjątkiem profesor McGonagall, która pewnie poszła odebrać pierwszoroczniaków oraz... Severusa. Zastanawiałam się, gdzie był. Może, jeśli plotki o samochodzie są prawdą, czeka, aż chłopcy wylądują na szkolnych błoniach? Właściwie to by do niego pasowało.
Spojrzałam również na profesora Lockharta i aż się wzdrygnęłam. Wyglądał raczej jak mister, a nie spec od obrony przed czarną magią. Podejrzewałam, że w tym roku ten przedmiot nie będzie moim ulubionym. Nic nowego, w zeszłym roku również nie przepadałam za lekcjami Quirrella.
Kiedy już wszyscy znajdowali się w Wielkiej Sali – z wyjątkiem Harry'ego, Rona i Severusa – profesor McGonagall wprowadziła nowych uczniów. Wśród nich zauważyłam zdenerwowaną Ginny.
Najpierw wysłuchaliśmy pieśni Tiary Przydziału, w której znów opowiadała o historii szkoły, jej założycielach i czym się charakteryzują uczniowie danego domu. Następnie profesor McGonagall zaczęła czytać z listy nazwiska nowych uczniów. Już prawie na samym początku Colin Creveey, chłopiec o mysich włosach, który przez cały czas z zachwytem spoglądał na wszystko, trafił do Gryffindoru. Jak się później dowiedziałam, pochodził z rodziny mugoli i nie wiedział, że magia istnieje. Był szczęśliwy, że mógł się uczyć w Hogwarcie.
Kolejną osobą, na którą zwróciłam uwagę była Luna Lovegood, niska blondynka o szarych, rozmarzonych oczach. Wyglądała, jakby żyła w swoim świecie i nie wiedziała, gdzie się znajduje. Ku mojemu zdziwieniu, trafiła do Ravenclawu. Może i wyglądała na dziwną, ale na pewno nie była głupia.
Kolejni uczniowie zostali przydzieleni do domów, aż w końcu nadszedł czas na Ginny Weasley. Była bardzo blada.
Tiara Przydziału przez chwilę się zastanawiała, a może prowadziła rozmowę wewnątrz głowy Ginny, aż w końcu krzyknęła na całą salę:
— GRYFFINDOR! — Bliźniacy zaczęli bić brawo, po minie Freda zauważyłam, że odetchnęli z ulgą, jakby się bali, że Ginny może trafić do innego domu. Zarumieniona dziewczyna usiadła obok Colina.
Zaraz potem profesor Dumbledore powiedział kilka słów i wszyscy zaczęli jeść. Kątem oka zauważyłam małe zamieszanie przy stole nauczycieli. Severus, tak szczęśliwy, jakby dostał niesamowity prezent na gwiazdkę, powiedział coś profesor McGonagall. Spojrzała na niego, z jej twarzy można było wyczytać złość. Po chwili oboje wyszli. Kilka minut później wyszedł również profesor Dumbledore.
Nie byłam jedyną, która to zauważyła.
— Co się dzieje? — zapytał Paul.
— Pewnie Severus znalazł Harry'ego i Rona — mruknęłam.
— Będą mieć kłopoty — powiedziała Ginny, która również zdążyła usłyszeć plotki.
— Jeśli jest prawdą to, co mówią, to zasłużyli na to — powiedziała z wściekłością Hemiona. Trochę mnie to rozbawiło.
— Myślicie, że ich wyrzucą? — zapytała Ginny z niepokojem.
— Wątpię — odpowiedziałam, starając się, by mój głos był pewny. Nie miałam pojęcia, co będzie z chłopakami. Wiedziałam, że gdyby tylko Severus mógł, na pewno wyrzuciłby ich ze szkoły.
Czekaliśmy. Po jakimś czasie wrócił profesor Dumbledore, a za nim szedł Severus, który wyglądał na zawiedzionego. Wyglądał jak dziecko, któremu dano zabawkę, a następnie ją odebrano.
— Nie wylecieli — powiedziałam cicho.
— Skąd wiesz? — zapytali bliźniacy.
— Spójrzcie na minę Severusa — odpowiedziałam. Kilka osób spojrzało na niego i wyraźnie odetchnęło z ulgą. Nie uszło to jego uwadze, więc spojrzał na naszą grupkę. Przywołałam na twarz niewinną minę, uśmiechnęłam się, jak dziecko, które cieszy się, że kogoś widzi – prawdę mówiąc, to akurat było prawdą, tęskniłam za nim – i pomachałam mu. Nie odmachał, to zaszkodziłoby jego reputacji, ale szczerze się uśmiechnął. To mi wystarczyło.

Isabella Potter 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz