Byłam zaskoczona, jak ciepło przyjęła mnie rodzina Weasleyów. Wystarczył jeden dzień, żebym poczuła się tam, jak u siebie. Z uśmiechem patrzyłam, jak pani Weasley dawała Harry'emu kilka dokładek do każdego posiłku i broniłam się, kiedy i mnie chciała coś dołożyć. Jedzenie było przepyszne i jadłam więcej niż zwykle, ale dla mamy Rona to chyba było wciąż za mało.
Drugiego dnia spędziłam większość czasu z bliźniakami. Pracowali w swoim pokoju nad kolejnymi wynalazkami. Z dumą prezentowali, co udało im się stworzyć i zdradzili, że chcieliby otworzyć sklep z magicznymi przedmiotami, które przydadzą się każdemu huncwotowi. Musiałam im obiecać, że nikomu nie powiem, nad czym pracują. Nie zamierzałam tego zdradzać.
Kiedy już znudziły mnie ich wynalazki, wyszłam z pokoju bliźniaków i ruszyłam na poszukiwania trójki. Jednak w kuchni natknęłam się na panią Weasley.
— Isabella — spojrzała na mnie z uśmiechem. — Może napijesz się herbaty?
Skinęłam głową i usiadłam na krześle przy dużym, drewnianym stole. Pani Weasley postawiła przede mną kubek parującej cieczy, po czym zaczęłyśmy rozmawiać. Najpierw o szkole, ulubionych przedmiotach i innych bzdurach. Później byłam wypytywana o Severusa i relacje między nami. Gdy skończyłam opowiadać, jakim jest wspaniałym ojcem chrzestnym, coś wpadło mi do głowy.
— Zauważyłam, że na święta przysłała pani synom i Harry'emu własnoręcznie robione swetry — zaczęłam ostrożnie.
— To już taka rodzinna tradycja. — Uśmiechnęła się. — Przysłałam również Harry'emu, bo według Rona nie spodziewał się żadnych prezentów. A co to za święta bez nich?
— Odkąd pamiętam Severus dostaje podobne. — Po tych słowach jej uśmiech zbladł i przestała się krzątać po kuchni. Usiadła przy stole.
— Znałam twoją mamę — powiedziała cicho. — Moi bracia Gideon i Fabian należeli do Zakonu Feniksa. Twoja mama również i dzięki nim ją poznałam. Była fantastyczną kobietą, świetnie się dogadywałyśmy. Czasami Gideon był na nią zły, że zadawała się z Severusem, ale on był dla niej bardzo ważny. Raz wspomniała, że on nie ma nikogo poza nią, a ponieważ uważam, że każdy powinien na święta dostać jakiś upominek, kiedy jej zabrakło, zaczęłam również robić sweter dla niego.
— On cały czas zastanawia się, od kogo je dostaje — powiedziałam. Moja mama musiała być wspaniałą osobą, skoro dzięki niej ktoś, kto ledwo zna Severusa, od ponad dziesięciu lat wysyła mu prezent bożonarodzeniowy.
— I niech tak zostanie — stwierdziła, a ja kiwnęłam głową.
Przez resztę dnia myślałam o tym, co usłyszałam. Wiedziałam, czym był Zakon Feniksa, ale nie miałam pojęcia, że moja mama też do niego należała. Postanowiłam przy okazji zapytać o to Severusa.Nadszedł ostatni wieczór. Następnego dnia mieliśmy udać się do Hogwartu i wierzyłam, że ten rok będzie lepszy od poprzedniego. Wszystko się ułożyło. W końcu naprawdę zaprzyjaźniłam się z Harrym, Ron przestał się mnie czepiać, świetnie dogadywałam się z Hermioną. Chociaż ja i Draco byliśmy w różnych domach, dawno nasza przyjaźń nie miała się tak dobrze, jak teraz. Nie mogłam się doczekać powrotu do zamku i starałam się ignorować w głowie dwie myśli: czy Zgredek miał rację, że w tym roku nie będzie bezpiecznie w Hogwarcie i co zrobi Harry, kiedy dowie się, kim jest mój ojciec?
Postanowiłam nie przejmować się na zapas. Miałam wrażenie, że i tak za często przejmowałam się tym, co mogło się stać, a nie musiało. W dobrym nastroju zeszłam na kolację, która była wspaniała. Pani Weasley była utalentowaną kucharką, niektóre z jej dań smakowały lepiej niż te w Hogwarcie.
Fred i George uświetnili wieczór pokazem sztucznych ogni doktora Filibustera: Wszyscy z zachwytem patrzeliśmy na czerwone i niebieskie gwiazdy, które wypełniły kuchnię i przez przynajmniej godzinę odbijały się od sufitu i ścian. Wieczór był tak udany, że żadne z nas nie chciało, aby się skończył, ale w końcu nadszedł czas na ostatni kubek gorącej czekolady i poszliśmy spać.
Następnego dnia był straszny rozgardiasz. Każdy, poza mną i Hermioną, szukał swoich rzeczy. Spakowałyśmy wszystko odpowiednio wcześniej, a właściwie ja nie rozpakowywałam zbyt wiele swoich rzeczy, więc w spokoju ubrałyśmy się i starałyśmy się schodzić z drogi innym, żeby nie przeszkadzać w poszukiwaniu zagubionych piór czy skarpetek.
W końcu wyjechaliśmy. Jak tylko zaczęłam się zastanawiać, czy jeszcze kiedyś wrócę do Nory, musieliśmy zawracać, bo George czegoś zapomniał. Później wracaliśmy jeszcze dwa razy: Fred nie mógł pojechać bez swojej różdżki, a Ginny zapomniała pamiętnika. Kiedy już wgramoliła się na siedzenie i ruszyliśmy ponownie, nachyliłam się ku niej:
— Jeśli chcesz, możemy rzucić kilka zaklęć na twój pamiętnik — powiedziałam cicho. Spojrzała na mnie wystraszona.
— Jakich? — Zdziwiło mnie to przerażenie, ale wtedy nie poświęciłam temu zbyt wiele myśli.
— No wiesz, chroniące prywatność. Żeby nikt bez twojej zgody nie przeczytał tego, co napisałaś...
— Ach — westchnęła, jakby nie spodziewała się czegoś takiego. Na jej twarzy pojawiła się ulga.
— Dzięki, ale... to nie jest konieczne — odparła, a ja pokiwałam głową jakby ze zrozumieniem, aczkolwiek nie rozumiałam niczego. Dlaczego ktoś, mając okazję ukryć swoje myśli przed innymi – nie wiedziała, z kim będzie w dormitorium – nie chce skorzystać z takich zaklęć? Oparłam się wygodnie, dochodząc do wniosku, że to nie była moja sprawa. Wiele miesięcy później żałowałam, że nie zainteresowałam się jej pamiętnikiem...
CZYTASZ
Isabella Potter 2
FanfictionMogłoby się wydawać, że w życiu Isabelli w końcu zapanuje spokój. Dzięki czerwcowym wydarzeniom zaprzyjaźniła się z Harrym, a świat odkrył, kim jest. Również z innymi przyjaciółmi ma świetny kontakt i wszystko zapowiada, że nowy rok w Hogwarcie będz...