Ewa Farna - Ewakuacja
— Searinox —
Szedłem przez ciemne korytarze w dłoni ściskając kosmyk włosów mojej ukochanej. Niestety ale potrzebuje ich do stworzenia Ewakeda. Jestem podekscytowany, że już za chwile dokonam czegoś czego nie zrobił nikt od wielu miliardów lat. Będę pierwszym wampirzym królem, na którego rozkazy będzie się stawiać stworzenie tak bezlitosne i potężne. Z hukiem otworzyłem drzwi do pomieszczenia, w którym zdarzy się cud. Drzwi uderzyło o ściany z hukiem, a znajdujące się w nim wampiry podskoczył z strachu. Uśmiechnąłem się. Na środku sali moi słudzy namalowali moją krwią krąg z pentagramem. Jeden z wampirów podszedł do mnie.
— Panie. — Oznajmił z szacunkiem. Mój uśmiech powiększył się. Jestem królem i każdy z nich to wie. — Jesteśmy gotowi do przywołania. — Tyle wystarczyło. Kląsłem w dłonie, a strażnicy wprowadzili do pomieszczenia trzech więźniów. Cała trójka była wampirami, które uczyniły coś wbrew koronie. Pośród dwójki mężczyzn była tam również jedna kobieta. Ona w odróżnieniu od swoich towarzyszy stała spokojnie.
— Puśćcie mnie! — Wrzeszczał jeden z mężczyzn. — Spotka was za to kara! — Dopowiedział drugi. Zaśmiałem się rozbawiony ich wiarą w tych buntowników. Ruchem ręki rozkazałem, by więzień podszedł do mnie. Strażnik chwycił go za ramiona i zaciągnął przed moje oblicze. Widząc, że skazaniec nie klęka wojownik kopnął go w plecy. Mężczyzna poleciał na ziemie — uderzając twarzą o kamienną posadzkę. Pochyliłem się nad tym ścierwem.
— Tak? — Zapytałem z kpiną. — Jakaż to będzie kara, niewolniku? — Ostatnie słowo wypowiedziałem głośniej i wyraźniej niż resztę. Chciałem by ten pożal się boże wampir uzmysłowił sobie, że jest nikim. Ci co powstają przeciw koronie stają się niczym insekty, które trzeba wyeliminować. — To ludzkie ścierwo, które ośmieliłeś się nazwać wamiprzą królową zginie. — Jego słowa sprawił, że w moim ciele zapłonął gniew. Nikt, ale to nikt nie ma prawa obrażać Mirandy. Kopnąłem tego śmiecia w twarz tak mocno, że z jego nosa zaczęła sączyć krew. Chwyciłem buntownika za jego podarte ubranie i wrzuciłem go do kręgu. W chwili kiedy mężczyzna chciał z niego wyjść z krwi na ziemi buchnął ogień. Moje ciało płonęło rządzą krwi.
— Obraziłeś nie tylko mnie. — Mój lodowaty ton, przerwał ciszę panującą w pomieszczeniu. — Znieważyłeś swoją panią i za to poniesiesz konsekwencje. — Dopowiedziałem. Sługa podał mi leżący na białej poduszce złoty sztylet, po czym pośpiesznie podbiegł do reszty. Rzuciłem ostrzem w buntownika. Uśmiechnąłem się zauważając, że broń trawiła w jego prawe ramię. Po chwili więzień upadł na ziemie — zwijając się z bólu. Sztylet, który go zranił nie był zwyczajną bronią. Dawno temu za czasów mego pradziada ostrze sztyletu zostało spowite przez krew Boga i Lucyfera. Broń ta jest na tyle potężna, że mogła by zabić każdego, a ten kto się nią zrani zostaje skazany na bardzo długą i bolesną śmierć. Mówi się, że tylko prawowity dziedzic tronu może go trzymać. Nie wiem czy jest to prawdą, bo jeszcze żaden z znanych mi wampirów nie dotkał go na gołą skórę. Ciało rannego wampira zaczęło się kurczyć i szarzeć, aż zamieniło się w proch.
— Nie! — Krzyk zrozpaczonej kobiety doszedł do moich uszu. Obróciłem się w jej stronę. Jej spojrzenie było pełne nienawiści. Uśmiechnąłem się, a moje oczy zabłyszczały. Lubiłem widzieć cierpienie moich wrogów. Pstryknąłem w palce, a sztylet wrócił na poduszkę. Podszedłem do czarnego tronu i usiadłem na nim.
— Wrzucicie ich do kręgu i zabijcie. — Rozkazałem, oczekując rozlewu krwi. Strażnicy kiwnęli nie znacznie głowami, po czym chwycili więźniów za ramiona. Zaczęli ich ciągnąc w kierunku kręgu. Kiedy znaleźli się wystarczająco blisko bez jakichkolwiek oporów wrzucili ich przez płomienie. Patrzyłem z uznaniem, jak moja krew pochłania ich ciała. Kiedy minął wyznaczony czas, a światło księżyca padło wprost na środek koła, wstałem.
— Moi towarzysze! — Zawołałem. — Dzisiejszy dzień wpisze się do historii, a każdy kto brał udział w odrodzeniu tego legendarnego stworzenia zostanie nagrodzony! — Kończąc swoją przemowę, wrzuciłem w ogień włosy i krople krwi mojej ukochanej.
— Włosy i krew córki Lucyfer dadzą ci dusze nieczystą jak otchłań, a także prawo do wstąpienia do armii ognia. — Mówią to chwyciłem fiolkę z krwią anielskiego szczeniaka. Przechyliłem ją, a krew Colina połączyła się z płomieniami. — Niebiańska krew da ci życie. — Z złotego stolika stojącego obok mnie zabrałem oko Callisto, po czym wrzuciłem je w płomienie. — Oko to da ci moc widzenia, rzeczy niespełnionych. Da ci moc nad czasem, także pozwoli dojrzeć to co kryję się w mroku. — Widząc, że z ognia uformowała się jakaś postać uśmiechnąłem się. Teraz ostatni składnik... Nadgryzłem swój nadgarstek i dałem go nad płomienie. Krople mojej krwi spadała do nich, a w powietrzu było słychać syk. — Krew zrodzona z ciemności napełni twe ciało siłą i okrucieństwem! Będziesz służył mi i wykonasz każde powierzone ci zadanie! Przybądź do mnie dziecko ciemności! — Krzyknąłem, a w pomieszczeniu rozbłysło światło. Zasłoniłem twarz dłońmi. Uczyniło się. Od tej pory nikt mnie nie powstrzyma.
CDN
Nie uważacie, że odrobinę przedobrzyłam z długością tego rozdziału? Nasz wamipre stworzył to co chciał. Ciekawe co zrobią nasi władcy? Kolejny już w czwartek!
(Data opublikowania tego rozdziału to 11.10.16r)
CZYTASZ
Przeznaczenie Mirandy
FantasyPani Nieba i Piekła, potomków spodziewać się będą. Dziecko Nieba starsze będzie, lecz nie da mu to przewagi. Od dzieci władców pałających do siebie od wieczną nienawiścią, los Piekła i Nieba będzie należeć. Pan Upadłych i Pan Aniołów ustąpią miejsca...