Wróciłam do dormitorium i po wysłaniu sowy do Dorcas, szybko pobiegłam szukać Remusa ,w końcu dziś wieczorem razem z chłopakami idą do Wrzeszczącej Chaty.Po krótkich poszukiwaniach znalazłam ich na korytarzu.
-James, nie.-powiedział Remus.-Odpuść im.
-Jak mam im odpuścić?!-James wyglądał na wściekłego.-Czy ty widzisz co oni mi zrobili?!
Dopiero teraz zauważyłam, że James ma na czole godło Slitherinu, co w połączeniu z grymasem na jego twarzy wyglądało komicznie.Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
-Co się stało?-spytałam podchodząc do nich.
-Jeszcze się pytasz?!Spójrz na mnie!-krzyknął James.
-Ale ja pytam o powód waszej kłótni.-powiedziałam.Tym razem odpowiedział mi Remus.
-James chce podłożyć Ślizgonom kolorową bombę i w ten sposób przemalować ich salon na barwy Gryffindoru.-powiedział z irytacją w głosie.
-Przecież muszę się zemścić!-wtrącił James.
Remus już otwierał usta by odpowiedzieć, ale go uprzedziłam:
-James, ja też sądzę, że to fatalny pomysłów, poza tym to i tak zniknie za kilka minut.-spojrzał się na mnie jakby wzrokiem chciał mi wypalić dziurę w czole.-Mam na myśli to, że wejście do salonu ślizgonow znajduje się w lochach, a tam znajdują się kwatery prywatne Filcha i Slughorne'a.To zbyt ryzykowne.
-Filch jest głupszy niż but, a Slughorne'a pewnie nie ma bo zbiera jakieś zielska w lesie.-odparł James.-A Slitherinu musi za to zapłacić.-wskazał palcem na swoje czoło.-Łapa!Glizdogon!Idziemy!
Po tych słowach razem z dwojgiem swoich przyjaciół zbiegał po schodach w kierunku lochów.
-James, wracaj!-krzyknął za nim Remus, ale chłopak celowo go ignorował.
-Nie przejmuj się nim.-powiedziałam wsuwając się pod jego ramię.
-Po prostu nie chcę dla nich kłopotów.Finał całej tej akcji będzie taki, że Ślizgoni też będą chcieli się odegrać, za co Gryfoni się im odegrają.I tak w kółko.Mam już dosyć tej wojny miedzy domami.Mogliby chociaż raz odpuścić.
-Też tak uważam.-powiedziałam po dłuższej chwili.-Ale nie martw się i nie stresuj.Dziś w nocy pełnia, a ja chcę spędzić z tobą trochę czasu.
Po tych słowach złapałam go za rękę i pociągnęłam za sobą.
***
[3 osoba]Szli razem ramie w ramie w kierunku salonu Ślizgonów.Zgrana trójka zmierzająca na polowanie.Jako jedyni wśród Gryfonów, Krukonów i Puchonów mający dostęp do komnat Slitherinu.A wejście do nich było bardzo dobrze ukryte i strzeżone hasłem.Jednak dla Huncwotów nie stanowiło to najmniejszego problemu, wśród nich był przecież Syriusz, jeden z członków rodziny Blacków, jedyny Gryfon w rodzinie.A skoro reszta jego rodziny była w Slitherinie to on zawsze podłapał okazję by wypytać tu i ówdzie gdzie i jak dostać się do salonu Ślizgonów.
Stali właśnie na przeciwko kamiennej ściany w której znajdowały się ukryte drzwi.Trzeba było tylko wypowiedzieć hasło.Syriusz wyszedł przed szereg i powiedział:
-Czysta krew.-po tych słowach na scianie zaczęły pojawiać się ciemne dębowe drzwi z godłem Slitherinu.
Po chwili chłopcy wchodzili już go salonu Ślizgonów.W środku nie było nikogo bo właśnie trwał mecz quidicha miedzy Slitherinem a Hufflepuffem.
-Szybko.-szepnął Rogacz.-Mamy nie wiele czasu.
James wyjął z kieszeni bombę która wyglądała jak zwykła skórzana sakiewka i bez chwili zawahania położył ją na stole po środku pokoju.Na koniec rzucił na nią jeszcze zaklęcie niewerbalne powodujące wybuch kiedy ktoś wejdzie środka.Dał znak chłopakom, że już skończył i żeby już wychodzili, kiedy przekraczali próg usłyszeli głosy dochodzące zza rogu.Szybko zamknęli drzwi, które po chwili zniknęły i pobiegli w głąb korytarza.Jednak ich plan nie był doskonały ,zaraz za zakrętem wpadli na profesor McGonagall.Nauczycielka transmutacji zmierzyła ich ostrym wzrokiem mówiąc:
CZYTASZ
Cześć ,jestem Sophie.
FanfictionJest rok 1974 ,czternastoletnia czarownica ,Sophie McLean przenosi się ze szkoły Beauxbatons do Hogwartu ,gdzie poznaje Jamesa Pottera ,Syriusza Blacka ,Remusa Lupina i Petera Pettigrew.