Remus wyszedł już kilka godzin temu, a ka od tego czasu siedzę na parapecie i wpatruje się na zmianę w księżyc i Bijącą Wierzbę.W końcu postanowiłam czymś się zająć, żeby czas szybciej mi zleciał.Spojrzałam na zegar, godzina po północy.Może Dorcas jeszcze nie śpi(chociaż to mało prawdopodobne)i uda mi się ją wypytać o randkę z Syriuszem.Wyszłam z pokoju i poszłam do jej dormitorium.Zapukałam i nie czekając na odpowiedz weszłam do środka.Rozejrzałam się po pokoju, wszystkie jego lokatorki spały.Nie użyłam zaklęcia Lumos bo nie chciałam budzić reszty.Wytężyłam wzrok i po chwili udało mi się znaleźć Dorcas.Lekko nią potrząsnęłam a ta przeciągnęła się, przetarła oczy i spytała:
-Sophie?Co ty tu robisz?
-Przyszłam spytać cię o randkę z Syriuszem.
-O tej porze?-spytała z wyrzutem.
Nie mogłam jej powiedzieć, że to dla zabicia czasu bo mój chłopak jest wilkołakiem i czekam aż pełnia się skończy żebym mogła do niego pójść.Więc powiedziałam:
-Oj, nie marudź.Opowiadaj.
Westchnęła.
-No, dobrze.-Dorcas usiadła a ka rzuciłam na nas czar wyciszający żebyśmy nie obudziły reszty dziewczyn.-Wiec, poszłam na dziedziniec transmutacji, tak jak pisałaś po chwili oczekiwania przyszedł.Mial trochę ponurą minę, ale postanowiłam to zignorować.Chwile porozmawialiśmy i poszliśmy na spacer po błoniach.Bardzo przyjemnie nam się rozmawiało.Mamy wiele wspólnych zainteresowań.Oboje kochamy quidicha, mamy identyczne poczucie humoru...O ale nie uwierzysz jak ci powiem co się stało przy sowiarni.Śmialiśmy się z żartu który Syriusz i jego przyjaciele kiedyś zrobili Ślizgonom, nagle poślizgnęłam się na schodach i gdyby Syriusz mnie nie złapał leżała bym na ziemi.Uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam, jednak kiedy już chciałam stanąć o własnych siłach on mocniej przycisnął mnie do siebie i pocałował.Po prostu odpłynęłam...-spojrzała na mnie.-A to wszystko twoja zasługa.
Machnęłam ręką.
-Daj spokój, od razu kiedy cię poznałam wiedziałam, że do siebie pasujecie.
-A może teraz ty opowiesz mi o tobie i Remusie.-zarumieniłam się.-Z tego co pamietam w styczniu się o coś pokłóciliście.
Właśnie tak Dorcas wprawiła mnie w zakłopotanie.Bo niby jak miałam jej powiedzieć, że jej chłopak był we mnie zakochany i pewnego popołudnia pocałował mnie wbrew mojej woli, widział to Remus, źle to zrozumiał i myślał że go zdradzam
-No...Eeeee...-zaczęłam się jąkać.-Pewien chłopak pocałował mnie, mimo że tego nie chciałam.Remus to zobaczył i myślał, że go zdradziłam.-Dorcas otworzyła usta, wiedziałam o co chce spytać.Musiałam szybko coś dopowiedzieć żeby odwrócić jej uwagę od mojej poprzedniej wypowiedzi.-Ale ja go kocham, nigdy w życiu bym czegoś takiego nie zrobiła.
Dorcas się uśmiechnęła.
-Słodko.-powiedziała po czym spojrzała na zegar.-Już po drugiej.Sophie, nie chce być nie miła, ale czy możesz już wrócić do siebie, chciałabym się wyspać.
-Jasne.Dobranoc.-po chwili zdjęłam czar wyciszający i najciszej jak potrafiłam wyszłam.
Wróciłam do dormitorium, byłam taka zmęczona.Postanowiłam nastawić budzik i rzucić wokół mojego łóżka czar wyciszający żeby nie pobudzić Lily, Mary i Alicji.Po kilku machnięciach różdżką.Ułożyłam się wygodnie pod kołdrą i niemal natychmiast zasnęłam.
Ku mojemu zdziwieniu obudził mnie nie budzik ale głos McGonagall dobiegający z niewiadomego źródła.
-Śmierciożercy dostali się do Hogwartu.Wszyscy uczniowie pod opieka prefektów mają się stawić w Wielkiej Sali.
Zerwałam się z łóżka a moje współlokatorki zrobiły podobnie.Juz po chwili byłyśmy na korytarzu zmierzając do Wielkiej Sali.Wokół słyszałam głosy przerażonych uczniów.
-Co jeśli dostaną się do Wielkiej Sali?!
-A jeśli nie zdążymy uciec?!
-Jak oni się tu dostali?!
-Profesor McGonagall mówiła, że znaleźli jakiś tajemny tunel pod Bijącą Wierzbą.
Na te słowa gwałtownie się zatrzymałam, a paru uczniów za mną prawie na mnie wpadło, jednak byli tak przerażeni, że postanowili mi oszczędzić uwag w stylu "Jak chodzisz!".Tunel od Bijącą Wierzbą prowadził do Wrzeszczącej Chaty, a tam przecież jest Remus.Skoro Śmierciozercy się tam dostali to on jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, albo gorzej, może już nie żyć.Zawróciłam i pobiegłam pod prąd w kierunku błoni.Manewrowałam między panikującymi uczniami.Nagle w tłumie wypatrzyłam Jamesa.
-James!-zawołałam, a chłopak lekko zdezorientowany odwrócił się do mnie.-Znajdź chłopaków i biegnij i nimi do tunelu pod Bijącą Wierzbą!-w tym momencie go minęłam, odwróciłam głowę i przez ramie krzyknęłam-Remus tam jest!Szybko!
Przyspieszyłam biegu.Wybiegłam na opustoszały już Brukowany Dziedziniec i usłyszałam kroki.Skuliłam się za jedną z półścianek licząc, że nie zamierzają tędy przechodzić.Kiedy kroki lekko ucichły wyjrzałam zza półścianki i ujrzałam siedmiu czarodziejów i trzy czarownice w czarnych szatach, takich samych jak na mistrzostwach świata w quidichu.Po chwili dobiegł mnie śmiech, obłąkany, którego nie dało się pomylić z żadnym innym.Bellatrix.Powróciły do mnie wspomnienia z przed kilku miesięcy.Ten ból...Przez chwile sparaliżował mnie strach, ale kiedy pomyślałam sobie, że Remus przeżywa teraz to samo zebrałam się w sobie i ruszyłam w kierunku Bijącej Wierzby.Kiedy stanęłam na przeciwko drzewa, zauważyłam, że ma gałęzie połamane tak by można było swobodnie wchodzić i wychodzić.Wsłuchałam się w ciszę by określić czy nikogo nie ma w tunelu, a po chwili weszłam do środka.Szłam ciemnym korytarzem z dusza na ramieniu, w końcu znalazłam się w ciemnym małym pomieszczeniu, na przeciwko mnie znajdowały się schody.Weszłam na górę, był tam ciemny pokój, który rozjaśniało tylko światło księżyca.Po lewej stronie stało stare łóżko i szafka nocna, przede mną czarny fortepian, ale to co zobaczyłam w prawym rogu mnie przeraziło.Leżało tam coś podobnego do wilka, tylko większe i z sylwetki bardziej przypominające człowieka.
-Remus!-zawołałam i podeszłam do niego.Ciężko dyszał i widać było, że cierpiał.Ukucnęłam przy nim, ale kiedy tylko go dotknęłam warknął i przejechał pazurami po moim policzku i szyi, że aż mnie odrzuciło.Palcami dotknęłam rozcięcia i skrzywiłam się z bólu, kiedy zabrałam rękę z rany była cała we krwi.Spojrzałam na Remusa, który teraz wlepiał we mnie wielkie ślepia.
-Spokojnie.-powiedziała cicho.-To ja.Sophie.Nie pamiętasz mnie.-mówiąc to zrobiłam krok do przodu, ale on warknął dając mi do zrozumienia żebym się nie zbliżała.Zrobił dwa kroki w prawo i dopiero teraz zauważyłam że kuleje na jedną łapę i ma rozcięcie na plecach.Co oni mu zrobili?!Spojrzałam za okno, jeszcze przynajmniej godzina do zachodu księżyca, wiec na razie nie mogę go stad zabrać.Nie miałam jednak czasu by się nad tym zastanowić bo z tunelu dobiegły kroki i kilka głosi spośród których wyróżniał się jeden-Bellatrix.
-Głupi starzec!-krzyczała.-Nasz pan nie będzie...-w tym momencie weszła do pokoju i mnie zobaczyła.Ja stanęłam przed Remusem chcąc go bronić.-Chłopcy, spójrzcie co my tu mamy.Conjuctivis!-krzyknęła a biały promień zaklęcia poleciał w moim kierunku, jednak w ostatniej chwili udało mi się wyczarować tarczę.Bellatrix wściekle wrzasnęła i rzuciła zaklęcie jeszcze raz, tym razem nie udało mi się przed nim uchronić.Zaklęcie było tak silne, że odrzuciło mnie do tyłu i upadłam na podłogę.Jednak kiedy otworzyłam oczy widziałam tylko ciemność.Chcąc się bronić rzuciłam na ślepo kilka oszałamiaczy.
-Umie się bawić!-krzyknęła rozbawiona wiedźma.-Wiec się zabawimy!Crucio!
I znowu poczułam ten przeszywający ból.Nie wiedziałam ile to trwało, ale po jakimś czasie usłyszałam głos Syriusza:
-Zostaw ją!
Bellatrix na to tylko się zaśmiała, w jednej chwili usłyszałam świst zaklęć a następnej już nie pamiętałam.
CZYTASZ
Cześć ,jestem Sophie.
FanfictionJest rok 1974 ,czternastoletnia czarownica ,Sophie McLean przenosi się ze szkoły Beauxbatons do Hogwartu ,gdzie poznaje Jamesa Pottera ,Syriusza Blacka ,Remusa Lupina i Petera Pettigrew.