-Panno McLean!-krzyczał profesor Slughorne próbując ocucić uczennicę leżącą na schodach.-Panno McLean!Na Merlina!Panno McLean!
Sophie zaczęła odzyskiwać przytomność.Czuła pulsujący ból na czole, a kiedy przyłożyła dłoń do tego miejsca zobaczyła na niej krew.
-Profesorze Slughorne?-spytała.-To?...
-Tak, ma pani rozcięcie na czole.Zabiorę panią do pani Pomfrey.
-A nie mógł by pan uleczyć tego czarami?Ostatnio jestem w skrzydle szpitalnym aż za często.-poprosiła grzecznie.
-Absolutnie.Nie ma takiej możliwości.-powiedział nauczyciel pomagając Sophie wstać.-To musi zobaczyć magomedyk.
-Niech pan nie przesadza, to nic poważnego.
-Panno McLean!-powiedział ostro oburzony staruszek.Sophie nie miała wyboru, poddała się.Jednak robiąc pierwszy krok poczuła promieniujący ból w kostce, musiała ją skręcić kiedy spadała ze schodów, ale mimo to postanowiła zignorować ból i posłusznie trochę kulejąc poszła z profesorem do Skrzydła Szpitalnego.Po chwili niezręcznej ciszy odezwał się Slughorne.-Jak to się właściwie stało, że pani tam wylądowała?
Sophie właśnie na te słowa przypomniała sobie wszystko.Jamesa, Severusa, kartkę, wnioski do których doszła.Nie chciała o tym wszystkim mowić profesorowi, z resztą to nie jego sprawa.
-Poślizgnęłam się na schodach.-powiedziała nie dając po sobie poznać, że to pytanie było dla niej kłopotliwe.
-Na przyszłość musi pani bardziej uważać.-powiedział otwierając drzwi Skrzydła szpitalnego które znajdowało się stosunkowo blisko lochów.Kiedy tylko przekroczyła próg doskoczyła do niej pielęgniarka.
-Sophie, co ci się stało?!-spytała zdenerwowana, dziewczyna uśmiechnęła się zakłopotana a po chwili odpowiedziała.
-Spadłam ze schodów.-Pani Pomfrey zrobiła wielkie oczy, ale chwilę pózniej się otrząsnęła, posadziła Sophie na pierwsze z brzegu łóżko i zabrała się do pracy.Kiedy zaczęła przemywać ranę na czole dziewczyna spytała:
-Czy po tym będzie blizna?-na to starsza kobieta podkręciła głową.
-Nie.-powiedziała z uśmiechem.-Skąd to pytanie?
-Bo po tym została.-powiedziała wskazując na trzy blizny na policzku i szyi.
-O, już ci to wyjaśniam.-kobieta odłożyła gazik, szybko machnęła różdżką nad raną i podała Sophie lusterko.-Tej rany nie mogłam uleczyć za pomocą czarów, ponieważ byłaś pod wpływem zaklęcia Cruciatus i zaklęcie gojące mogłoby ci zaszkodzić.
-Rozumiem.-powiedziała trochę nieobecna kiwając głową.
-Czy coś jeszcze cię boli?-
-Tak, kostka.-pani Pomfrey schyliła się by obejrzeć bolące miejsce, dopiero teraz Sophie zobaczyła jak jej kostka spuchła.
-Jest skręcona.-orzekła pielęgniarka.-Mogę ci ją nastawić, ale i tak będzie boleć jeszcze przez kilka dni, na to nie ma rady.-powiedziała po czym zaklęciem nastawiła kostkę.-Założę ci opatrunek i usztywnienie, pózniej wypuszczę cię na lekcje.
-Dziękuję, pani Pomfrey.-powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem.
-Nie trzeba, naprawdę.-kobieta odwzajemniła uśmiech, następnie sięgnęła na biurko po pióro i kawałek pergaminu.-Może wyślę wiadomość do Remusa?Pomógłby ci z chodzeniem.
-Nie.-Sophie odpowiedziała szybko, lecz po chwili dodała.-Ja i Remus nie jesteśmy już razem.
-Naprawdę?-pielęgniarka widocznie się zdziwiła.-Taka dobrana była z was para.
Sophie posmutniała.
-No właśnie, chyba nie taka dobrana.-przerwała na chwilę.-Dam sobie radę, naprawdę.
-No dobrze.Za tydzień będziesz mogła już zdjąć usztywniacz, przyjdź do mnie wtedy.
-Dobrze.-powiedziała dziewczyna wychodząc.
Szła korytarzami Hogwartu, które były niezwykle puste w porównaniu do tego co się na nich dzieje w przeciętną sobotę.Zaraz...to jest pierwsza sobota miesiąca czyli..."Świetnie"pomyślała "Właśnie przegapiłam wyjście do Hogsmeade".Sophie tupnęła nogą ze złości kompletnie zapominając o skręceniu, po chwili jednak mocno tego pożałowała.Zrezygnowana podkręciła głową i poszła dalej.Zamek był teraz prawie całkowicie pusty, zostali w nim tylko Filch, pani Pomfrey i nauczyciel, który pomaga woźnemu pilnować uczniów których opiekunowie nie podpisali zgody na wycieczkę, ta rola zapewne w tym miesiącu przypadła Slughorne'owi, i nie można zapomnieć o Sophie, największej sierocie w szkole, która przegapiła wyjście bo spadła ze schodów i skręciła kostkę.
Doszła już do wieży Gryffindoru, przechodząc przez pokój wspólny, na kanapie zobaczyła Remusa.Nogę w gipsie ułożył na fotelu, a na niej opierał książkę.Postanowiła nie podejmować żadnych prób kontaktu, odwróciła wzrok i poszła dalej, jednak to co się stało przekroczyło jej najśmielsze oczekiwania.Remus spojrzał najpierw na nią, potem na usztywniacz, a po chwili się odezwał:
-Co ci się stało?-spytał, a dziewczyna poczuła lekki napływ złości.
-A co ciebie to niby obchodzi?!-zapytała z irytacją w głosie.
Chłopak westchnął i powiedział:
-W sumie, to nic.-po tych słowach wrócił do lektury.
Sophie dalej trochę zirytowana udała się do pokoju wspólnego.Kiedy tylko weszła do środka trzasnęła drzwiami i z głośnym westchnieniem.Jak on w ogóle ma czelność ją pytać o stan jej zdrowia.Po tym jak ją potraktował.Odkąd przed tym wypadkiem uświadomiła sobie, że tu wcale nie chodzi o likantropię, nie była już smutna ani zdesperowana, była wściekła.A on jakby chciał ją wkurzyć jeszcze bardziej, jak gdyby nigdy nic pyta ją "Co ci się stało?".No, ale co zrobić?Nie pójdzie przecież jak idiotka i na niego nie nawrzeszczy, bo wyjdzie na zdesperowaną.Pozostało jej zostać w pokoju, uspokoić się i spróbować się zrelaksować.
CZYTASZ
Cześć ,jestem Sophie.
Fiksi PenggemarJest rok 1974 ,czternastoletnia czarownica ,Sophie McLean przenosi się ze szkoły Beauxbatons do Hogwartu ,gdzie poznaje Jamesa Pottera ,Syriusza Blacka ,Remusa Lupina i Petera Pettigrew.